Komisja Ligi wreszcie wzięła się do roboty i nie poprzestała na tradycyjnym przyklepaniu automatycznej kary za czerwoną kartkę. Po bandyckim ataku z meczu Arki Gdynia z Bruk-Betem Nieciecza Miroslav Bożok odpocznie przez cztery spotkania i jak na nasze warunki jest to kara dość surowa.
Ale nadal śmieszna.
Przyzwyczailiśmy się do bezkarności różnych Tosików i Tymińskich tak mocno, że dzisiejsza szalenie łagodna decyzja KL jest uznawana za przełom. Cztery mecze. Faktycznie, brzmi groźnie, jeśli przypomnimy sobie dotychczasowe kary dla boiskowych rzeźników, a właściwie ich absolutną bezkarność. Spójrzmy jednak na to trochę inaczej. Na ile meczów Bożok mógł „zawiesić” Fryca, gdyby ten nie podskoczył przed jego bandyckim wślizgiem? Ciężkie złamanie, do tego może coś z więzadłami, albo obie kontuzje równocześnie?
Jak świat szeroki – tego typu bandytów traktuje się w sposób bezwzględny, nawet jeśli potem się opamiętują, przepraszają rywala i obiecują poprawę. Pierwszy przykład z brzegu, najbardziej zresztą popularny – Pepe. Kiedyś synonim boiskowego awanturnika, gość, który m.in. skopał leżącego rywala, niejednokrotnie atakując sankami. Dziś – nawet żółte kartki łapie dość rzadko. Ale jego przemiana trwała, na przykład przez dziesięć meczów na przełomie sezonów 2008/09 i 2009/10, gdy ukarano go tak długą dyskwalifikacją za przebiegnięcie się po jednym z przeciwników.
Dziesięć meczów dyskwalifikacji początkowo nałożono też na Axela Witsela za połamanie Marcina Wasilewskiego, po apelacji łaskawie zmniejszono zawieszenie do ośmiu spotkań (w atmosferze protestów za zbyt łagodne potraktowanie!). Nawet w prehistorycznych czasach, gdy liga angielska była niezłą rzeźnią za brutalny atak na Alfie Haalanda Roy Keane dostał pięć meczów.
Kurt Zouma w Ligue 1: 10 meczów zawieszenia po analizie faulu przez tamtejszy odpowiednik Komisji Ligi.
Leonard Kweuke w lidze czeskiej: 12 meczów zawieszenia.
Gabriel Muresan w lidze rumuńskiej: 16 meczów zawieszenia.
Najbardziej cywilizowany okazał się z kolei Wietnam, który nie wahał się zawiesić piłkarza na 28 spotkań, dodając: to straszak dla kolejnych, którzy chcieliby atakować z powietrza obiema nogami. A gdzie piłce nożnej do NHL, gdzie Raffiego Torresa ukarano 41 meczami kary, albo rugby, w którym to argentyński zawodnik Cipriano Martinez został zdyskwalifikowany na… 99 lat.
Jeszcze raz:
– Miro Bożok (4 mecze).
– Kurt Zouma (10 meczów).
Nie będziemy tak ostrzy jak Wietnamczycy: my Bożokowi dalibyśmy po prostu maksymalną możliwą karę, czyli właśnie 10 meczów. Tu zresztą pojawia się pytanie – co musiałby zrobić Bożok, by dostać tych meczów chociaż sześć, albo osiem, nie wspominając o pełnej puli? Połamać Fryca? Ale to przecież tylko kwestia ucieczki z nogami, nie samego zagrania zawodnika Arki. Jeśli taki „flying attack” wyceniamy na cztery spotkania, to według naszych wyliczeń pobicie z użyciem tępego narzędzia byłoby liczone jako 6-7 spotkań, od dziewięciu wzwyż karane byłyby już tylko zabójstwa a użycie maksymalnej kary zależałoby od liczby ofiar i stopnia okrucieństwa tych morderstw.
Cztery spotkania to więc nadal farsa. Nieco mniejsza niż dotychczasowe ośmieszania się Komisji Ligi, ale wciąż farsa.
Fot. 400mm.pl