Reklama

To serio nie działo się na konsoli?! Oglądamy Legię z loży Konami!

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2016, 10:44 • 8 min czytania 0 komentarzy

Przerażająca cisza. Warunki, w których niepozorne przyjęcie piłki urasta do roli dźwięku przyciągającego ucho. Mecz, w którym piłkarze boją się wymieniać między sobą wskazówek po angielsku, bo są przekonani, że wszyscy odczytają ich zamiary. Raczej piknik niż spotkanie piłkarskie, bardziej kościelne czuwanie aniżeli stadionowa rozpierducha. Tak wyglądał na trybunach mecz Legii z Realem Madryt.

To serio nie działo się na konsoli?! Oglądamy Legię z loży Konami!

I to zarazem ostatnie rzeczy, które można napisać o spotkaniu w Dortmundzie.

Niezła ironia losu, że oba mecze Legia Warszawa miała okazję rozgrywać po sobie. Raz na najcichszym stadionie świata, chwilę potem na najgłośniejszym. Raz słyszysz oddech kolegi biegnącego czterdzieści metrów dalej, raz hałas jest taki, że samemu gubisz się w swoich myślach. Mimo że Südtribüne swoim dopingiem nie zafundowała efektów dźwiękowych rodem z koncertu heavy metalowego (czuć jednak, że to Liga Mistrzów, na którą specjalnie montują na całej trybunie krzesełka), na brak hałasu nie można było narzekać.

– Ja! Tor!
– Gol kurwa!
– Jaaaa!!!
– Kurwa!!!

I tak dwanaście razy. Najwięcej w historii Ligi Mistrzów.

Reklama

***

15151158_1340957105949087_2068404224_n

15175402_1340957079282423_795804285_n

15139276_1340604859317645_663436745_n

To, co się działo na Signal Iduna Park, wykraczało poza wszelkie prawa logiki, ale – uwierzcie – nie dało się zauważyć po tym meczu na stadionie smutnej twarzy. 8:4. Dwanaście bramek. Od zaskakującego startu, do błyskawicznego sprowadzenia na ziemię. Od wymierzania ciosów każących zakładać, że dojdzie do niewiarygodnego łomotu, do kolejnych odgryzień się legionistów. Siedzisz na takim meczu i myślisz “chwilo trwaj”, myślisz “to właśnie dlatego cieszyłeś się, że wylosowaliśmy takie marki”. Pal licho tę porażkę – jako widz jesteś spełniony.

Że Niemcy nie mieli powodów do zmartwień – to oczywiste. Ale nie dało się też zauważyć Polaka, który wyglądał, jakby zmagał się z depresją. Osiem bramek w plecy? I co z tego. Lepsze byłoby 2:0 po bezbarwnym meczu, o którym zapomnimy za dwa tygodnie? Lepsze byłoby zagranie na wynik, nierzucająca się w oczy prośba o najmniejszy wymiar kary, zupełnie anonimowe przejście przez fazę grupową? Lepiej spuścić głowę i dostać lekki wpierdol, czy wystąpić z otwartą przyłbicą, ale mieć przekonanie, że mimo obitego ryja poszły za tobą tłumy?

Reklama

A przecież wciąż możemy być wygrani. Wystarczą trzy punkty w najbliższym meczu w Warszawie i przechodzimy do Ligi Europy, plan minimum zostanie wykonany. Zresztą czuć było na stadionie tę korespondencyjną walkę. Jeden z większych wybuchów radości kibiców BVB oglądaliśmy gdy poinformowano, że Sporting strzelił na 1-1.

Na Signal Iduna Park wyszło kapitalne święto futbolu, a przecież gdyby wsłuchać się w przedmeczowe opinie Niemców, nic na to nie wskazywało. Spirala strachu została nakręcona do niewiarygodnych rozmiarów, w Niemczech zapanowała wręcz lekka głupawka w stosunku do polskich kiboli, którzy za chwilę mogą wpaść i zrównać cały stadion z ziemią. Normalnie na meczach Ligi Mistrzów na Signal Iduna Park zasiada 66 tysięcy widzów, na spotkaniu z Legią – tylko 55. Wszystko po to, by – jak słyszymy – zapewnić odpowiednie środki bezpieczeństwa. BVB zrobiła wiele, by wpuścić na stadion jak najmniej polskich kibiców, by delikatnie, a jednak skutecznie przypomnieć im, że transmisje telewizyjne też mają swój urok. Nie masz karty kibica BVB – nie kupisz biletu. Co więcej, kasy były zamknięte cały wtorek, wszystko po to by jak najbardziej ograniczyć liczbę osób, którzy przyjadą z Polski w dniu meczu. Od oficjeli nasza ekipa słyszy, by raczej nie epatować barwami. Mieć je można, ale bardziej do pamiątkowego zdjęcia, paradowanie w nich po stadionie to średni pomysł.

Żeby była jasność: nie mamy prawa się Niemcom dziwić. Po tym, co działo się w Warszawie – to normalna reakcja.

W rozmowach o polskich kibicach przewijają się te same słowa. Zagrożenie. Chuligaństwo. Zapewnienie bezpieczeństwa. Trybuna, na której ulokowali się kibice Legii, jest przerzedzona. To właśnie tam utworzono coś, co na niemieckich stadionach codziennością bynajmniej nie jest – sektor buforowy.

Z całej sytuacji cieszyli się w zasadzie tylko niemieccy kumple Kazimierza Grenia.

***

Na stadion zajeżdżamy za trzy dwunasta, od razu wita nas donośne “Jesteśmy zawsze tam!”. Niemiecki opiekun loży Konami, który nas odbiera, raczej nie docenia potencjału legionistów.

– Ilu przyjechało? – pytamy od razu.

– Nie wiem. Czterdziestu?

O ile w oczach nam się nie pieprzy, było ich trochę więcej.

15174594_1340517759326355_37869704_n

Zwróćcie uwagę na sektor buforowy i przerzedzone krzesełka. Teoretycznie na stadionie pełnym ludzi w żółto-czarnych ciuchach legioniści nie mieli prawa pisnąć – a jednak byli dość mocno słyszalni.

Solidarność z polskimi kibolami pokazali ci z Dortmundu – tak można odczytać hasło “FUCK UEFA” pod Südtribüne.

15209221_1340959332615531_1040476143_n

***

Mecz – dzięki uprzejmości Techlandu – mieliśmy okazję oglądać na loży VIP Konami wraz z czołówką polskiej sceny PES. Co tu kryć, ugoszczono nas całkiem zacnie.

kon15139602_1340517455993052_930259869_n

15209079_1340517605993037_1399662799_n

Chciałeś zagrać meczyk w PES-a? Proszę bardzo. Zresztą czołowi polscy gracze nie marnowali piętnastu minut w przerwie na robienie selfie czy zajadanie wurstów.

15175339_1340517732659691_415775212_n

***

Nasz opiekun po kolejnych bramkach Legii irytuje się, jakby właśnie dowiadywał się o tym, że wszystkie niemieckie marki samochodów przejęły japońskie koncerny.

– Za łatwo! Za łatwo! – krzyczy.

Wspólnymi siłami jakoś w okolicach 4-2 ustaliliśmy, że w tym tempie skończy się 10-5. Wtedy jeszcze brzmiało to jak absurd, mowa przecież o 20. minucie i wyniku absolutnie z kosmosu. Ostatecznie zabrakło niewiele, po końcowym wyniku zgodnie uznaliśmy, że co jak co, ale na piłce jednak się znamy.

– 10-5. W sumie to byłby kapitalny wynik dla obu stron – zagaduję.

Jego mina po usłyszeniu tych słów nie różniła się zbytnio od standardowej miny Jasia Fasoli.

– Jak możesz uznawać 10-5 za dobry wynik?

Tłumacze, że dwadzieścia lat poza Ligą Mistrzów, że dla nas liczy się raczej przeżycie fantastycznego show, że chcemy w tym uczestniczyć pełną gębą, a nie tylko się prześlizgnąć, że znamy swoje miejsce w szeregu… Nic to, sprawa jest z kategorii tragicznych, coś jakbyś z żalem pytał kumpla robiącego za kierowcę “ale ze mną się nie napijesz?!”.

– 10-5… To porażka. Naprawdę nie rozumiem, jak możesz uznawać ją za dobry wynik.

Między innymi o tych detalach rozprawia Tomasz Hajto.

***

15139391_1340517679326363_680115176_n

A tu mistrz Polski w PES-a próbuje ogarnąć legionistów po nie najlepszym początku. Niestety, poleceniom pada słuchali się tylko piłkarze ofensywni.

***

Co mamy na myśli pisząc “polska scena PES-a”? Ludzi, którzy zakochali się w symulatorze piłki nożnej, a nie – jak mówią – grze tylko opartej na zasadach futbolu. Organizują turnieje, na które przyjeżdżają stałą ekipą. Czasem uda im się zebrać sto osób, czasem osiemdziesiąt, nigdy nie mniej niż 56. Rocznie organizują około 20 takich eventów. Jak mówią – scena jest wyrównana, nigdy jadąc na turniej nie wiesz, kto wygra. A gracze jeżdżą tam razem z rodzinami – nie raz zdarza się, że ojciec gra, a syn obok kibicuje. Wśród nich są także polscy dystrybutorzy gry i e-sportowi dziennikarze.

Z nami jedzie także wspomniany mistrz kraju, Kasjan Bojarowski. Sposób na mistrzowską formę? No cóż, mamy nadzieję, że polscy piłkarze tego nie czytają – nie przetrenować się. Czasem gra trzy mecze tygodniowo, czasem cztery. Jak nie ma ochoty i czasu – zero. Opowiada o sytuacji, gdy nie włączał konsoli przez dwa miesiące, a potem pojechał na prestiżowy turniej i zwyczajnie go wygrał. Spośród Polaków wykręcił najwyższy wynik w historii sceny – na turnieju rozgrywanych pod egidą Champions League w Mediolanie w dniu finału LM wyszedł z ośmioosobowej grupy, ale odpadł w  1/8.

Kiedyś grałem w piłkę w Olimpii Grudziądz, doszedłem do trzeciej ligi, ale kontuzja pozbawiła złudzeń – zdradza.
Ale w sumie dzięki temu robisz karierę w innej piłce.
– Zawsze to jakaś rekompensata.

Gdy jednak pytam go o listę życiowych priorytetów, grę wymienia gdzieś w okolicach czwartej czy piątej pozycji. A mimo to jest debeściakiem i kasuje facetów, którzy trenują po sześć godzin dziennie.

15175432_1340604722650992_2046202621_n

A tu brutalnie wytarł podłogę gościem, z którym wspólnie typowałem wynik. Wracamy do domu z honorem.

***

Co gracze PES-a robią, jadąc na mecz? Chyba nietrudno się domyślić. Bus wyposażony w specjalny telewizor, podpięta konsola, rozpiska, krzyki po każdej bramce.

pes1

W sumie opowiedziałbym wam, jakie notowałem wyniki, ale i tak nie uwierzycie.

***

15209219_1340604792650985_447148230_n

Na stadionie wpada nam w ręce program meczowy. Co tu dużo mówić – wyższa szkoła jazdy. Wnikliwe przedstawienie Legii, może bez jakichś fajerwerków, ale rzetelne, idealna pigułka dla niemieckiego kibica. Jest tekst o aktualnej sytuacji warszawskiego klubu, krótka sylwetka Nikolicia, felieton zapowiadający mecz, nawet długi tekst o starciu Borussii z Widzewem lata temu. Do tego kilka tekstów poświęconych aktualnym sprawom BVB. Jak na standardy programów meczowych – przyjemne czytadło.

15174676_1340604839317647_180979345_n

***

Jeszcze szybki rzut oka na niemiecką prasę – o meczu niewiele, ale przynajmniej Hlousek nie jest Kluskiem i wiedzą, że raczej zagra Prijović. Miła różnica w porównaniu choćby z hiszpańskimi kolegami po fachu.

15207898_1340957099282421_1033621878_n

***

W sumie współczuję po tym meczu koleżce, który zdradził, że to jego pierwszy mecz w życiu widziany na żywo. Z jednej strony – trudno o lepszy magnes, nie przesądzam, ale zapewne zamówił już karnet na najbliższe mecze Legii. Z drugiej – każdy kolejny mecz będzie rozczarowaniem. Trzeba żyć w przekonaniu, że prawdopodobnie podczas żadnego meczu nie będziesz tak często łapał się za głowę.

Po meczu zdziwiło mnie w zasadzie jedno – że w busie został odpalony PES. Wynik wskazywał, że właściwszy byłby jakiś symulator hokeja.

JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...