Reklama

Kocur z Legnicy wysyła sygnał, że wiosną Miedź zagra o awans

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 listopada 2016, 20:34 • 2 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze Miedzi mają prawo żałować, że piłkarski rok 2016 właśnie się dla nich zakończył. W ostatnim meczu jesienią zaliczyli niezły wyjazd do Zabrza, gdzie wygrali różnicą dwóch goli. Do miejsca premiowanego awansem tracą w tej chwili pięć punktów, choć ta różnica może jeszcze za tydzień wzrosnąć – mecz 19. kolejki legniczanie akurat rozegrają w lutym.

Kocur z Legnicy wysyła sygnał, że wiosną Miedź zagra o awans

Ktoś powie: to niemała różnica, piąte miejsce nie upoważnia ich do myślenia o awansie. Jest jednak jedno wyraźne „ale”.

Miedź w związku z modernizacją nawierzchni ostatnie mecze w tym roku rozgrywała na obcym terenie – od 8 października była w Puławach, Sosnowcu, Mielcu, Tychach, Siedlcach, Nowym Sączu i właśnie w Zabrzu. Tymi siedmioma wyjazdami podopieczni Ryszarda Tarasiewicza mogli absolutnie wyleczyć się z myśli o Ekstraklasie, ale ugrali niezłe dwanaście punktów. I wiosną do dziewięciu z czternastu konfrontacji przystąpią w roli gospodarza.

Dlatego tak istotną wartość dla zawodników Miedzi miał dzisiejszy mecz w Zabrzu. Górnik to przecież sąsiad w tabeli, z takim samym dorobkiem punktowym… No, teraz już nie sąsiad. Czas się chyba zacząć godzić z myślą o kolejnym sezonie w pierwszej lidze.

To nie był wyjątkowy występ ze strony gości. Mimo że piłkarze Tarasiewicza mają najmniej straconych w lidze goli, wielokrotnie musieli drżeć o własne tyłki. Za każdym razem ratował je jednak Paweł Kapsa, który pierwszy celny strzał Górnika miał okazję bronić dopiero po ponad pół godzinie gry. Niezależnie jednak, czy rywale uderzali pod poprzeczkę, w górny róg bramki bądź wychodzili sam na sam – Kapsa bronił. W świetnym stylu zatrzymał przede wszystkim strzał Igora Angulo przed przerwą, kiedy zabrzanie mogli wyrównać. Na początku meczu bombę nie do obrony załadował bowiem Grzegorz Bartczak.

Reklama

Miedź grała mądrze, doskakiwała blisko rywala, nie popełniała prostych błędów, ale i tak pozwalała Górnikowi na zbyt wiele. W drugiej połowie dwie okazje miał Matuszek: raz został zatrzymany, raz uderzył centymetry obok słupka. W kapitalnej sytuacji spudłował Ledecky, sam na sam przegrał Skrzypczak, zbyt długo ze strzałem zwlekał zatrzymany w polu karnym Angulo, a przez bramkarza został jeszcze zatrzymany Urynowicz. Oj, sporo tego było. MVP – Paweł Kapsa.

A w imię powiedzenia, że niewykorzystane sytuacje się mszczą – Łobodziński w międzyczasie przeprowadził indywidualną akcję, delikatnie zakręcił Danchem i zaskakującym strzałem pokonał Kasprzika.

2:0, po zabawie. Górnik miał jeszcze sytuacje, ale nie potrafimy wyobrazić sobie okoliczności, w których zdołałby wbić gola. I jego piłkarze znów muszą opowiadać, jacy to są wściekli, że mieli gonić czołówkę a nie wyszło, ale w dalszym ciągu będą próbowali… Bo niby co innego mieliby powiedzieć?

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...