Reklama

Paradoks Vako. Występ przeciętny, ale… pozytywny

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 listopada 2016, 09:43 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przez lata przyzwyczailiśmy się do tego, że nie ma transferu do Ekstraklasy, którego nie dałoby się skrytykować, z czego zresztą ochoczo korzystaliśmy. Za słaby, za stary, za młody, za drogi, za gruby, za wolny, za długo nie trenował… I tak dalej, polskie kluby z reguły przebierają w piłkarzach trzeciego sortu, więc zawsze można było znaleźć jakieś “ale”. Ten przypadek był jednak inny: 23-letni piłkarz, reprezentant kraju, który w holenderskiej Eredivisie uchodził za niezłego kozaka. Żadnej zjebki, którą można by z miejsca wytknąć palcem. Legia odtrąbiła duży sukces na polu transferowym, gdy udało jej się zakontraktować Waleriego Kazaiszwilego z Vitesse Arnhem i nie było to nieuzasadnione bicie piany. Sęk w tym, że do tej pory ta perełka nie znaczy w Warszawie więcej niż – dajmy na to – Raphael Augusto trzy sezony temu. 

Paradoks Vako. Występ przeciętny, ale… pozytywny

Pamiętacie w ogóle takiego gościa? Potraficie podać jakiś konkret z nim związany? No właśnie. Po Brazylijczyku jednak niczego sobie nie obiecywano, a Vako miał po prostu wymiatać. Na razie oczekiwania przegrywają z rzeczywistością przez nokaut w pierwszej rundzie. Został rzucony na głęboką wodę przez Besnika Hasiego, który upchnął go w składzie na BVB, ale w tym spotkaniu Gruzin bardziej niż na grze skupiał się na szukaniu wzrokiem numerów na koszulkach kolegów, by jakoś się z nimi komunikować.

Kolejne szanse dostawał od Jacka Magiery, lecz szału nie było…

– 13 minut z Lechią,
– 24 z Pogonią,
– 16 z Realem na Santiago Bernaneu.

No i mecz z rezerwami Jagi w drugiej drużynie. W międzyczasie grał w reprezentacji Gruzji, w eliminacjach do rosyjskiego mundialu opuścił na razie ledwie 10 minut i bardzo mocno przyczynił się do wywalczenia wszystkich dwóch punktów, które ma na koncie jego drużyna narodowa. W zremisowanym meczu z Danią Walią zaliczył asystę, w tym z Mołdawią sam trafił do siatki. Z jednej strony to dobrze, te minuty i osiągnięcia były mu bardzo potrzebne, z drugiej – tak naprawdę nawet nie miał zbytnio, kiedy przekonać do siebie trenera Magiery.

Reklama

Dlatego trochę zaskoczył nas występ Kazaiszwilego od pierwszej minuty we wczorajszym meczu przeciwko Jagiellonii. Jego bezpośredni konkurenci pracowali z klubowym trenerem przez prawie dwa tygodnie, wystąpili w pierwszym sparingu pod jego wodzą, ale koniec końców w hicie Ekstraklasy zagrał on. I trzeba powiedzieć, że wypadł blado, przeciętnie, był po prostu nijaki. Obok Nemanji Nikolicia najsłabszy legionista na placu. Gdyby porównać ten mecz do szkolnego przedstawienia, w którym główne role zagrali Radović i Odjidja-Ofoe, to trzeba by napisać, że Gruzin odegrał rolę drzewa. Starał się, ale wychodziło mu niewiele. Michał Kucharczyk, który zmienił go w 65. minucie, zdążył dać drużynie więcej.

BIALYSTOK 18.11.2016 MECZ 16. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSZAWA --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSAW WALERI KAZAISZWILI KONSTANTIN VASSILJEV GUILHERME FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

I w zasadzie na tym można by zakończyć to podsumowanie, jednak abstrahując od tego, co Vako zaprezentował w Białymstoku, da się – i może nawet powinno się – wyciągnąć z tego występu pozytywy. To co, może je wyliczmy?

1. W ogóle zagrał w pierwszym składzie.
2. Nie zdradzał cech samoluba.
3. Koledzy i ludzie ze sztabu dziękowali mu za występ tak mocno, jakby zaliczył ze dwie asysty.

No mało tego, ale zawsze. W sumie moglibyśmy do tej listy dopisać pozycję “nic nie spieprzył”, no ale taką umiejętność to posiadamy nawet my i przy dobrych wiatrach potrafilibyśmy tak unikać gry, by to pokazać. Oczywiście powyższe punkty wymagają omówienia. Dlaczego to, że w ogóle pojawił się w pierwszym składzie jest pozytywem? Tutaj musimy odwołać się do naszego wywiadu z Jackiem Magierą (całość TUTAJ):

Dlaczego nie gra Vako?

Reklama

Dostałem informację, że dobrze prezentował się na kadrze, czytałem też opinie, że powinien grać w Legii. Tylko na jakiej podstawie jest to oceniane? Ci, co piszą i mówią, że ma grać, niech powiedzą dlaczego.

Bo w zeszłym sezonie pokazał w Holandii, że ma ogromne możliwości?

Dla mnie nie liczy się, co ten zawodnik pokazywał w przeszłości. Liczy się tylko tu i teraz. Za zasługi to w meczu z Realem mógł zagrać pan Lucjan Brychczy, który ma 182 bramki w lidze. Patrzmy więc tylko na to, co dzieje się dziś. Vako na pewno jest piłkarzem o wysokich umiejętnościach. Swoją szansę dostanie, ale musi dać sygnał na treningach, że szansa mu się należy. Rozmawiałem z nim indywidualnie na ten temat, wie czego od niego oczekuję. Ma pracować, ma trenować i być może w najbliższym czasie będzie mógł się zaprezentować. Ale musi być gotowy.

Jasny komunikat – nie ma nic za darmo, za nazwisko. Piłka po twojej stronie, kolego. Przy czym można było mieć przekonanie, że nie są to słowa rzucane wiatr. Czyli występ Vako w Białymstoku trzeba interpretować w jeden sposób – dołożył wszelkich starań, by dostać szansę. Nie ma much w nosie. Trochę w tym już siedzimy i bez trudu potrafilibyśmy wyobrazić sobie, że piłkarz w takiej sytuacji strzela focha na cały świat i już można powoli spisywać go na starty – przecież przyjechał na piłkarską prowincję, by grać w Lidze Mistrzów… Wszystko wskazuje jednak na to, że w głowie ma poukładane. A jak wiadomo to podstawa sukcesu.

No a kolejne dwa punkty są istotne w kontekście zarzutów, które raczej ciszej niż głośniej, ale były rzucane pod jego adresem. Po pierwsze, że gra tylko pod siebie, dobro drużyny niekoniecznie jest na pierwszym miejscu. W Białymstoku było wręcz odwrotnie – aż prosiło się, by spróbować indywidualnego rajdu zamiast oddawać piłkę kolegom. Po drugie, że słabo się integruje. Dziś już na pewno zna imiona kolegów, mniejsza z tym. Obrazki przy zmianie były bardzo wymowne – to nie wyglądało jak zwykłe przybijanie piątek. Bardziej tak, jakby drużyna za wszelką cenę chciała mu pokazać, że jest jej częścią. Brakowało z zasadzie tylko przebieżki Malarza przez pół boiska, bo później trener pochwalił go też na konferencji prasowej, pewnie trochę na wyrost.

I teraz sprawa najważniejsza – zapewne nie podeszlibyśmy do sprawy w ten sposób, gdyby nie to, że mamy świeżo w pamięci przypadek Vadisa Odjidji-Ofoe. On też był na bocznym torze, na co zresztą zasłużył, jego świetlana przyszłość przy Łazienkowskiej była sprawą wątpliwą. Ale znalazł wspólny język z trenerem, pokazał  profesjonalizm i dziś, ledwie kilka tygodni później, gra na miarę olbrzymiego potencjału. Zapewne wszyscy w Warszawie chętnie zobaczyliby powtórkę z tej rozrywki.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...