Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2016, 14:13 • 6 min czytania 0 komentarzy

Przeczytałem na Weszło tekst o tym, jaka to awantura jest w Widzewie. Sama awantura ruszyła mnie średnio, natomiast jeden fragment zwrócił uwagę – otóż Widzew już ma długi liczone w setkach tysięcy złotych.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Jest to tak głupie, że aż śmieszne. Po tym jak klub upadł za czasów Sylwestra Cacka, wzięli się za niego ludzie emocjonalnie zaangażowani. Jak rozumiem, to ci sami, którzy od dawna mówili: „Lepiej zacząć wszystko od nowa, ale już bez długów”. No i teraz mamy od nowa, ale jednak po staremu. Życie ponad stan, za dobrzy piłkarze, za dobre warunki, byle wynik się zgadzał – ale ten na boisku, a nie w kasie. Mnie się zdawało, że będzie dokładnie odwrotnie – że tym razem ciężar zostanie położony na to, by nawet złotówki nikomu nie zalegać, a jak się uda awansować to fajnie. Jak nie, to trudno.

Jak można zadłużyć się na około trzysta tysięcy w amatorskiej lidze? Jak można zadłużyć się na około trzysta tysięcy w amatorskiej lidze i zajmować w niej trzecie miejsce? Jak można zadłużyć się na około trzysta tysięcy w tak krótkim czasie, odbudowując klub po bankructwie? Do jakiej sumy zadłuży się nowy Widzew Łódź, kiedy grać już będzie w pierwszej lidze? Ile jeszcze osób we władzach i jej otoczeniu zdąży się wzajemnie pokłócić, skoro już jest to całkiem pokaźne grono? Ile jeszcze potrzebnych będzie „twardych resetów”?

Trochę to mi przypomina uporczywe wczytywanie gry komputerowej na nowo, tuż przed momentem, którego gracz nie jest w stanie przejść. Jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Ostatnio czytałem o Azjacie, który po 32 tysiącach prób (!!!) zaliczył jakiś poziom w starej platformówce, którego nikt wcześniej przejść nie dał rady. Powiedzmy sobie szczerze – musiał być lekko pierdolnięty. Natomiast wokół Widzewa kręci się sporo rozsądnych osób, a jednak wciąż powtarzają stare błędy. Ile jeszcze razy będą odpalali Widzewa na nowo? Ilu potrzebują prób? Też 32 tysięcy? Przecież gdyby Komisja Licencyjna PZPN zajmowała się III ligą na zasadach, jakie obowiązują w Ekstraklasie i I lidze, to – o ile wszystko dobrze zrozumiałem – Widzew nie dostałby licencji. I wtedy co – znowu start od ligi niżej?

Szansą na przypływ gotówki ma być nowy stadion (cudowny!), ale jak życie pokazuje – jest to tylko szansa, a nie żadna gwarancja, więc lepiej nie zaciągać zobowiązań pod przyszłe, niepewne zyski. Osobiście z utęsknieniem czekam na Widzewa w ekstraklasie, ale tego wielkiego – takiego, o którym będzie się pisać, że na boisku ma widzewski charakter. A nie takiego, który będzie generował kolejne tysiące artykułów o zaległościach finansowych, komornikach i orzeczeniach sądowych.

Reklama

Cała ta sprawa budżetu łodzian ma drugie dno. Jak dobrze wiecie, uznaję kluby piłkarskie za prywatne firmy, które nie powinny być bardziej uprzywilejowane na rynku niż np. prywatne myjnie samochodowe. Wychodzę więc z założenia, że jeśli klub chce mieć stadion, to powinien go sobie zbudować z własnych środków. Jeśli go nie stać – to trudno. Nie podoba mi się także jakże powszechny w Polsce system dotowania klubów z kasy miasta. Natomiast jestem w stanie zrozumieć, że inni ludzie mają inne zdanie. W porządku, pójdę ich tropem. Logika jest następująca: Widzew to klub istotny dla znacznej części społeczeństwa Łodzi i potrzebował nowego stadionu, za który rzecz jasna musiała zapłacić Łódź (czyli społeczeństwo Łodzi). Jestem w stanie zaakceptować ten punkt widzenia, niekiedy do mnie trafia. Ale jeśli tak to… żądam więcej. Serio – żądam więcej. Koszt budowy obiektu postawionego dla tego jednego klubu to ok. 140 milionów złotych. Moim zdaniem należało stworzyć pakiet reaktywacji Widzewa i podwyższyć łączy koszt inwestycji o 10 procent. Czyli 140 milionów na stadion i 14 milionów na sferę sportową.

Czy upadłem na głowę? Jak się to ma do tego, że kluby w ogóle nie powinny dostać kasy od miasta? Już tłumaczę.

Postawić stadion za 140 milionów i nie zadbać o to, by występowała na nim przyzwoita drużyna – jest to trochę bez sensu. W takich okolicznościach stadion będzie pochłaniał koszty, natomiast wciąż nie będzie spełniał swojej roli, czyli wciąż nie będzie miejscem atrakcyjnym dla mieszkańców (kilka razy przyjdą, potem im się znudzi oglądanie amatorów). Oczywiście ktoś może powiedzieć, że prezent za 140 milionów w zupełności wystarczy i kolejne 14 jest przesadą i ja to rozumiem. Ale proszę się na spokojnie zastanowić: skoro już wydajemy ogromną kasę z miejskiej kasy to lepiej wydać 140 milionów i nie mieć z tego tak naprawdę nic, czy 154 miliony i mieć bardzo realne szanse na szybki powrót do ekstraklasy i stale pełne trybuny? W całej Polsce jak grzyby po deszczu wyrosły stadiony, ale rzadko gdzie uznano, że przy tak gigantycznej inwestycji warto podpompować lokalne kluby. Bez tego mamy coś na kształt ekskluzywnej willi, ale niestety nieumeblowanej, a więc permanentnie niegotowej do tego, by przyjąć gości.

Czy jestem więc za tym, by dotować kluby? Nie. Jestem za tym, że jeśli już się to robi, to całościowo. Jak się powie A, trzeba powiedzieć B. Stadion zbudowano na potrzebę ekstraklasy, a do niej za sto sprzedanych podczas meczu hot-dogów jeszcze nikt nie awansował.

* * *

A skoro przy pieniądzach już jesteśmy. Lechia zapłaciła wreszcie Śląskowi za Flavio Paixao – i super. Natomiast mnie zdziwiły komentarze ludzi, którzy łapali się za głowę, gdy napisaliśmy, że tego typu postępowanie powinno kończyć się odebraniem punktów – liczba mnoga bardzo wskazana.

Reklama

Zostawmy w spokoju tę akurat sytuację, gdańszczanie zmieścili się w licencyjnym terminie. Zresztą rozmowa o konkretnym klubie zawsze komuś odbiera rozum. Porozmawiajmy hipotetycznie.

Jestem prezesem klubu – nazwijmy go… – Powiśle Warszawa. Nie mam pieniędzy, ale chciałbym je mieć. Wpadam na następujący pomysł: kupuję najlepszych piłkarzy od konkurencji – Czarnych Zabrze, Białej Białystok itd. Od Czarnych biorę trzech, a od Białych dwóch. Łącznie kosztowali mnie trzy miliony euro. Podpisaliśmy dokumenty, wszystko załatwione, szast-prast i zawodnicy zarejestrowani do gry w Powiślu.

Kiedy jednak nadchodzi termin płatności – nie płacę. Czarni i Biała idą do sądu, ale zanim doczekają się oczywistego rozstrzygnięcia, minie wiele miesięcy, a ja później i tak się odwołam do drugiej instancji. OK, naliczane są mi odsetki, ale trudno. W międzyczasie wierzycieli na boisku, dla podreperowania ego.

A później mój plan wypala. Zdobywam mistrzostwo Polski, awansuję do europejskich pucharów. W optymalnej wersji do Ligi Mistrzów, ale Liga Europejska też spoko. Za LE dostaję 4 miliony euro od UEFA, 3 oddaje Czarnym i Białej, a milion mam jeszcze dla siebie. Tylko że Czarni i Biała już ledwo zipią. Zabrałem im najlepszych graczy, przegrali sporo meczów, skończyli ligę nisko (a każda pozycja w tabeli to ponad 200 000 złotych różnicy w premii od Ekstraklasy SA), publika miała dość tego dziadostwa i przestała chodzić na mecze. Nie to co u mnie – ja miałem całkiem przyzwoitą frekwencję, więc i z tego źródełka spływały do mnie pieniądze.

Czy tak ma wyglądać futbol? Futbol cwaniaków? Futbol niedotrzymywanych obietnic? Odbieranie punktów to jedyna metoda, by czemuś takiemu zapobiec. I nie piszcie, że nie ma ona nic wspólnego ze sportem, bo właśnie odbieranie punktów CHRONI rywalizację sportową i zapewnia równe szanse.

Może mieć mnie za wariata (i tak wielu z was ma), ale moim zdaniem przekroczenie terminu płatności za piłkarza powinno w trybie natychmiastowym skutkować zawieszeniem jego uprawnienia do gry. Przy czym jeśli płatność nie zostanie uregulowana w terminie dwóch miesięcy i piłkarz z tego powodu nie może wykonywać zawodu, powinien mieć możliwość rozwiązania kontraktu z winy klubu.

A na razie jest tak, że klub, który piłkarza pozyskuje, ale za niego nie płaci, ma:
– 0 po stronie wydatków, zamiast np. 500 tysięcy
– szansę na lepsze wyniki sportowe
– szansę na lepsze wyniki finansowe

Natomiast klub, który piłkarza sprzedał, ale pieniędzy nie otrzymał, ma:
– 0 po stronie przychodów, zamiast np. 500 tysięcy
– szansę na gorsze wyniki sportowe
– szansę na gorsze wyniki finansowe

Jeśli to jest waszym zdaniem fair-play, to serdecznie gratuluję.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...