11. minuta gry, Kamil Grosicki przeprowadza swoją kapitalną akcję, która ma jednego oczywistego bohatera i jednego mniej oczywistego. Mowa tu o Robercie Lewandowskim, który swoim ruchem związał dwóch środkowych obrońców rywala. Napastnik Bayernu poszedł w lewo, zostawiając z prawej strony wolne miejsce koledze. Kiedy w końcu Rumunii zorientowali się, co jest grane, było już za późno, a jednemu z nich pozostało tylko spektakularne wyrżnięcie w glebę. Natomiast Grosik mógł kontynuować rajd, po którym strzelił swojego najpiękniejszego gola w reprezentacyjnej karierze.
Mamy więc Roberta Lewandowskiego robiącego miejsce koledze. Brzmi znajomo, prawda?
Bo przecież to właśnie ten aspekt gry – obok przepychania się z obrońcami – dla wielu był wystarczający, by chwalić Lewego za występy na Euro 2016. Jak śmiesznie brzmi to teraz, kiedy Robert ponownie jest czołową armatą reprezentacyjnej piłki w Europie? Co więcej, w przykładowym meczu z Rumunią on nawet w większym stopniu robił miejsce kolegom (na Euro raczej nie notował takich zagrań, jak to przy golu Grosika) oraz nie mniej przepychał się z obrońcami. Przeciwnie, wczoraj był przez nich równie brutalnie atakowany, co oczy Agaty Młynarskiej przez opasłych plażowiczów we Władysławowie. A przecież w pewnym momencie swoje od siebie dodała też siedząca na trybunach patologia.
Dla snajpera pokroju Roberta Lewandowskiego tego typu pochwały muszą być zwyczajnie uwłaczające. On sam czuje się z siebie zadowolony, kiedy trafia do bramki przeciwnika. A że potrafi robić to seryjnie, udowodnił na przestrzeni ostatniego półtora roku. Jego występy w istotnych meczach reprezentacji można podzielić na trzy grupy:
– Pięć ostatnich meczów w el. ME – dziewięć goli
– Pięć meczów (w tym dwie dogrywki) na Euro – jeden gol
– Cztery mecze w el. MŚ – siedem goli
Jakkolwiek spojrzeć, Robert sam sobie zawiesza wysoko poprzeczkę i wskazuje, czego należy oczekiwać od jednego z najlepszych napastników świata. Wiadomo, we Francji przeciwnicy byli trudniejsi, ale znowuż bez przesady. Lewy potrafił zapakować Niemcom gola we Frankfurcie, a nie potrafił tego zrobić mimo świetnej okazji w Paryżu. W meczu z Irlandią Północną nie oddał nawet strzału, a z Danią w Warszawie zapakował trzy sztuki. Wreszcie ze Szwajcarią był kompletnie niewidoczny, a z Rumunią w Bukareszcie potrafił wykreować sobie dwie sytuacje, które później zamienił na gole.
Patrząc po tym, co Lewy pokazuje tej jesieni, niektórym zwyczajnie musi być głupio, że byli z niego zadowoleni podczas turnieju we Francji. Bo on sam z pewnością nie był. Prawda jest jednak taka, że organizmu nie da się oszukać i nie sposób być w formie przez cały rok, a Robert i tak robi wiele, by przez większość sezonu prezentować taki poziom, jak wczoraj w Bukareszcie. Z jednej strony można żałować, że akurat dołek formy przytrafił mu się podczas samego turnieju, z drugiej – bez jego wcześniejszej dyspozycji być może w ogóle by nas we Francji nie było.
Taki meczami, jak z Rumunią czy Danią, Lewandowski udowadnia też, że zwyczajnie nie zasługuje na porównania do napastników, którzy za zadanie mają jedynie przepychanie się z obrońcami i robienie miejsca kolegom. Natomiast autorzy tego typu “komplementów” zapewne chcą dobrze, ale w praktyce Roberta po prostu obrażają.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK