Zawodnikiem był naprawdę dobrym. Pewnie w top 10 golkiperów w historii reprezentacji Niemiec zmieściłby się bez problemu. Przy tym wszystkim był jednak również niezłym wariatem. Przykład pierwszy z brzegu? W trakcie meczu zaczął ganiać za wiewiórką, która wtargnęła na boisko. Tak po prostu. Przy okazji jego 47 urodzin, przypominamy Jensa Lehmanna.
Można o nim pisać godzinami. Fenomenalny człowiek, który swoją postawą potrafił rozbawić do łez, ale też który potrafił być uparty jak osioł. Kilkanaście lat temu pokazał to przy rozdzielaniu numerów na koszulkach w reprezentacji Niemiec. Jedynkę zaklepał sobie Olivier Kahn, więc naturalnie dla Jensa została dwunastka. Nam się wydaje, że wybrałby tak każdy normalny golkiper. No właśnie, normalny. A Lehmann? Postawił na… dziewiątkę. Wiecie, wyobraźcie sobie, że Suarez odchodzi z Barcelony, a jego numer na trykocie przejmuje Marc-Andre Ter Stegen. Koniec końców, po rozmowie z ówczesnym selekcjonerem, Jurgenem Klinsmannem i Olim Kahnem, wymienił ją na „jedynkę”, a drugi bramkarz przygarnął dwunastkę. Po tym całym incydencie przyległ do niego pseudonim „Mad Jens”.
Jak każdemu, zdarzały mu się też błędy. Takim najpoważniejszym, który śni się po nocach, był ten z finału Champions League przeciwko Barcelonie. Wiadomo, że ciężko się gra z Blaugraną w jedenastu, a w dziesięciu to istne harakiri. A do tego zmusił swoich kolegów Lehmann już od osiemnastej minuty najważniejszego meczu sezonu. Londyńczycy prowadzili już wtedy po bramce Sola Campbella i heroicznie utrzymywali taki wynik aż do 76 minuty, kiedy to wyrównał Samuel Eto’o. Chwilę później gola na wagę zwycięstwa zdobył z kolei Juliano Beletti. Pytanie brzmi: czy gdyby Lehmann został na boisku, ten finał potoczyłby się inaczej?
Kolejna sprawa. Dosłownie kilka godzin temu okazało się, że „Mad Jens” musi się stawić na ponownej rozprawie w sprawie usiłowania morderstwa z 2014 roku. Wtedy to podobno zmusił kierowcę innego samochodu do zatrzymania się, a gdy ten wyszedł z pojazdu, Lehmann zaczął go dusić. Koniec końców Jens dostał do zapłacenia grzywnę w wysokości prawie ćwierć miliona euro, której po dziś dzień nie uregulował.
Tutaj macie kilka parad:
A tutaj mały bonus:
Tagi: Jens Lehmann, Kartka z kalendarza