Reklama

Sociedad przestaje błądzić po omacku – dziś klepnęło Atlético

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 listopada 2016, 18:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Bezradne, bezpłciowe, bezzębne i pozbawione jakiejkolwiek iskry. Tak w najbardziej obrazowy sposób można by opisać postawę Atlético Madryt w dzisiejszej potyczce na Anoeta. “Los Colchoneros” zagrali jedno z najsłabszych, jeśli nie najsłabsze spotkanie w tym sezonie i w pełni zasłużenie dostali w cymbał od Realu Sociedad.

Sociedad przestaje błądzić po omacku – dziś klepnęło Atlético

Przede wszystkim trzeba jednak pochwalić piłkarzy Eusebio Sacristana, którzy spisali się po prostu wyśmienicie. Atlético sobie nie pograło, bo gospodarze najzwyczajniej w świecie wybili im harce z głowy. Griezmann? Kompletnie rozstrojony. Gameiro? Nie licząc strzału w słupek – zaliczył godzinną dreptaninę. Carrasco? Zneutralizowany bez większego problemu. Gabi? Typowy pokaz slow motion.

Długimi chwilami można było odnieść wrażenie, że ekipa z San Sebastian starała się pokonać rywala, mieszając styl Barcelony i właśnie Atlético. Z jednej strony niemal perfekcyjna organizacja w tyłach, intensywność i wyczekiwanie odpowiedniego momentu na zadanie ciosu (pierwsza połowa), z drugiej zaś – umiejętność utrzymania się przy piłce i przyspieszenia akcji dokładnie wtedy, kiedy trzeba (druga połowa). Bez kompleksów i kalkulacji. Jeśli w przypadku Realu Sociedad powoli przebąkuje się o nawiązywaniu do czasów świetności, dziś zwolennicy tej teorii niewątpliwie zyskali kolejny mocny argument.

Obie bramki padły jednak dopiero po przerwie. Najpierw Yuri wbiegł w szesnastkę, został podcięty przez Gabiego, a Vela zamienił karnego na gola. Kilka chwil później Meksykanin błysnął jeszcze raz – nawinął na metrze dwóch obrońców, w efekcie czego Baskowie dostali kolejną jedenastkę. Tym razem Oblaka pokonał jednak Willian José. Nawet jeśli oba trafienia Sociedad zdobyło po strzałach z wapna, to jednak mocno zakłamuje to rzeczywisty obraz spotkania. “Txuri-Urdin” byli bowiem lepsi dosłownie w każdym aspekcie.

Choć niekwestionowanymi bohaterami Realu Sociedad byli oczywiście Carlos Vela i Willian José, to na osobne słowo zasłużył także Asier Illarramendi, który po raz kolejny zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Niegdyś niemiłosiernie wyśmiewany i wygwizdywany przez własnych kibiców w Realu Madryt, do niedawna uważany symbol pierdołowatości, w starciu z Atlético był absolutnie kluczową postacią w zespole gospodarzy.

Reklama

Koke i Gabi nie mieli z nim w środku pola łatwego życia. Boiskowa inteligencja, spokój, umiejętne regulowanie tempa akcji, skuteczna gra w defensywie… Obserwując poczynania Illarry z ostatnich tygodni, naprawdę trudno uwierzyć w to, że to ten sam zawodnik, który w stolicy Hiszpanii przed każdym zagraniem podnosił głowę, a następnie ze strachu i tak podawał piłkę do najbliższego. Illarramendi coraz bardziej zaczyna przypominać stereotypowego, twardego baskijskiego samca niż zagubionego chłopaczka, któremu na każdym kroku wypominano transfer za 40 milionów euro.

Fajnie, naprawdę fajnie ogląda się w tym sezonie Real Sociedad. Widać, że w San Sebastian rodzi się coś wielkiego Baskowie w końcu znaleźli na siebie konkretny pomysł i powoli przestają błądzić po omacku. Wspomnienie czasów Davida Moyesa z każdym dniem staje się coraz bardziej odległe. Po zwycięstwie z Atlético trzeba już “tylko” pójść za ciosem.

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...