Dziś mija 13 lat od jednego z najbardziej surrealistycznych meczów w historii Ligi Mistrzów. Meczu, który na dobre obrósł legendą i w którego przypadku śmiało można stwierdzić, że prędko na oczy czegoś podobnego nie zobaczymy. 5 listopada 2003 roku AS Monaco w kompletnie oderwanym od rzeczywistości starciu pokonało na własnym stadionie Deportivo 8:3.
Do teraz jest to zresztą najwyższy wynik w historii Champions League (od 1992 roku). Po jednej stronie na Stade Louis II wybiegli piłkarze tacy, jak Roma, Evra, Rothen czy Giuly, po drugiej zaś – Scaloni, Andrade, Valerón czy Diego Tristán. Jedenaście bramek, gol średnio co osiem minut z hakiem… Co tu dużo gadać – istne szaleństwo
Głównym aktorem widowiska okazał się jednak nieco już zapomniany Dado Prso – były napastnik Monaco ukłuł wówczas cztery razy. Żeby było zabawniej – gdyby nie kontuzja Fernando Morientesa, Chorwat prawdopodobnie w ogóle nie wybiegłby wówczas w pierwszym składzie. A do tego wszystkiego obchodził jeszcze tamtego dnia urodziny.
Jak się później miało okazać, była to konfrontacja przyszłego finalisty z półfinalistą rozgrywek. Obie drużyny w fazie pucharowej również potrafiły zresztą pisać iście hitchcockowskie scenariusze. Monaco zdołało chociażby odwrócić losy ćwierćfinału z Realem Madryt, a następnie odprawiło z kwitkiem Chelsea, Deportivo z kolei po pamiętnym dwumeczu wyeliminowało Milan mimo porażki 1:4 w pierwszym meczu. W samym finale Monaco zebrało jednak tęgie lanie z Porto prowadzonym przez José Mourinho.