Niecałe dwa tygodnie temu magazyn „France Football” ogłosił listę z 30 nazwiskami piłkarzy, którzy mają szansę zgarnąć w tym roku Złotą Piłkę. Gdy porównujemy ją z naszą 30-tką najlepszych zawodników tworzoną na podstawie dokonań z ostatnich 10 miesięcy, myślimy sobie, że wszystkie te plebiscyty to tylko pole do tego, by pięknie się różnić. Blisko połowa nazwisk się nie zgadza, a i tak nie mamy wrażenia, że ktoś tu walnął jakąś wielką gafę.
Jednak zanim pokażemy, jak wygląda nasza klasyfikacja generalna, zapraszamy na podsumowanie października. Poznajcie 50 najlepszych piłkarzy w tym miesiącu. Byliśmy w nim świadkami zmagań reprezentacji o wyjazd na mundial w Rosji, grały rzecz jasna najlepsze ligi (kolejka, która rozpoczęła się jeszcze we wrześniu, została w całości wliczona do poprzedniego miesiąca), do tego gdzieniegdzie krajowe puchary, no i te europejskie – po jednej kolejce Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Nie było w zasadzie nawet chwili wytchnienia.
Pora na miejsca, za którymi oczywiście stoją punkty (1 za 50. lokatę, 2 za 49., 3 za 48. i tak dalej). Tradycyjnie najpierw szybki przegląd pozycji 50-21.
Sensacje? Zaskoczenia? Po raz kolejny dopiero w czwartej dziesiątce ląduje Cristiano Ronaldo. Dopiero? Portugalczyk na razie jest w separacji z wysoką formą, pewnie gdyby nie całkiem imponujące liczby w ogóle nie zmieściłby się w zestawieniu. Pięć bramek wypracował w meczach z Andorą i Wyspami Owczymi, ale nieco poważniejszym przeciwnikom też potrafił czasami zaszkodzić. Poza tym warto zwrócić uwagę na trzy nowe nazwiska, przy których stoi herb OGC Nice. A to jeszcze nie koniec, jeśli chodzi o francuską rewelację…
Lecimy więc dalej.
Ktoś ostatnio powiedział nam, że w tym „włoskim BBC”, które uzupełniają Barzagli i Chiellini, to właśnie on pełni funkcję Ronaldo, on jest liderem. Może i tak, może ma sens to porównanie, ale nie sposób nie zauważyć, że jest znacznie mniej chimeryczny od Portugalczyka. Wielka klasa – nic dziwnego, że otwierał (otwiera) listę życzeń Antonio Conte w Chelsea. W Anglii pisze się, że londyńczycy jeszcze nie złożyli broni, że stać ich na niemalże podwojenie zarobków Bonucciego (4,5 miliona na sezon), że mogą go uczynić najdroższym obrońcą w historii… Na razie pociechę ma Juve i reprezentacja Włoch – bardzo udany październik obrońca spuentował golem przeciwko Napoli.
Coraz głośniej dobija się do pierwszego składu Realu, Zidane nie będzie miał łatwego zadania. W meczu z Legią postawił zarówno na Benzemę, jak i Moratę, ale raczej nie jest to taktyka na poważniejszych przeciwników. Fakty są takie, że Francuz strzela w tym sezonie średnio co 166 minut, a Hiszpan co 106. W golach 7-5 na korzyść byłego napastnika Juve, w asystach 3-2. Również „wrażenia artystyczne” przemawiają za Moratą. Potrafi uratować Realowi skórę, pokazał to choćby w meczu z Athletikiem. „BMC” też brzmi nieźle.
Brendan Rodgers nazwał go kiedyś „walijskim Xavim”, później określano go mianem „walijskiego Pirlo”, a w międzyczasie był obiektem tysiąca drwin, wszak takie przydomki zobowiązują, a – delikatnie rzecz ujmując – w ostatnich latach miewał okresy, w których wyglądał bardziej jak „walijski Możdżeń” niż wirtuozi z Hiszpanii i Włoch. Koniec końców przygoda z Liverpoolem to klapa, choć przez chwilę wydawało się, że znalazł wspólny język z Kloppem. Na Euro zasygnalizował, że w piłkę ciągle grać potrafi, a w Stoke daje czadu. Nikt nie spodziewał się po nim takich liczb w ofensywie, wypracował już sześć goli w lidze. Angielski internet chętnie wykorzystuje to do kręcenia beczki z Manchesteru United – wszak wyszydzany Allen na razie bije na głowę Pogbę i ma lepszy bilans z przodu niż Ibra!
Tu strzelił, tam strzelił, tu z kolei dograł. I znów. Miesiąc jak każdy inny w jego wykonaniu. No tak, ale suma takich miesięcy ostatnio dała mu Złotego Buta, więc ciężko mówić o tym, jak o czymś pozbawionym wielkiej wagi. Trochę bardziej skupił się ostatnio na asystowaniu, to też potrafi robić genialnie. Dowodem niech będzie muśnięcie piłki w meczu reprezentacji, które otworzyło drogę do bramki Edinsonowi Cavaniemu.
Jeszcze przed chwilą był jednym z chłopaczków, który siada na ławce w meczach Serie A tylko dlatego, że we Włoszech są one wyjątkowo długie (ławki, mecze są normalne), dziś jest już największą – obok Donnarummy – nadzieją na lepsze jutro Milanu. Błyskawiczna kariera – w takim tempie za kilka miesięcy będzie grał w dorosłej kadrze (na razie kopie w U-19, nosi tam opaskę), a za kilkanaście ktoś wyłoży za niego tyle pieniędzy, że aż głupio będzie jego klubowi odmówić. Patrząc na jego grę, wydaje nam się, że to najbardziej dojrzały 18-latek na świecie. Najpiękniejszy moment w tym miesiącu przeżył w trakcie meczu z Juve, zdobył jedyną bramkę w spotkaniu z najsilniejszą włoską drużyną i to nie byle jaką.
Niezbyt wyszukany, ale najpopularniejszy z komplementów, które padły ostatnio pod jego adresem, brzmi: „jest z innej planety”. Autor – Charlie Nicholas, były napastnik Kanonierów. Przesada, bardziej podoba nam się teoria, że tylko dwóch ze współczesnych piłkarzy to kosmici, a reszta rywalizuje o miano najlepszego z mieszkańców Ziemi, ale nie negujemy, że Niemiec ma coś takiego w sobie, że po jego zagraniach szczęka potrafi opaść nam do samej podłogi. Przy tym jest powtarzalny. O ile w zeszłym sezonie był bardzo płodny, jeśli chodzi o asysty, o tyle teraz częściej strzela. A potrafi zapakować nawet trzy w ciągu 90 minut, udowodnił z Łudogorcem.
Nice to drużynowe odkrycie Europy, a ten chłopak to jedno z indywidualnych. Oczywiście było już o nim kiedyś dość głośno, zawsze miał niezłe liczby, nawet w poprzednim sezonie, którego połowę stracił przez kontuzję, były zawodnik Lyonu zaliczył 4 asysty i strzelił 6 bramek. Mógł nawet załapać się na jeden z pociągów, którymi Anglicy masowo wywożą z Francji piłkarzy, mocno zainteresowany swego czasu był West Ham. Jednak dopiero w tym roku jego nazwisko może stać się rozpoznawalne w skali kontynentu, bo imponuje skutecznością. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy bez Balotellego ten projekt może wyglądać równie okazale, to 23-letni Francuz udzielił w tym miesiącu odpowiedzi.
Przez jakiś czas nie było go na naszej liście. Czy tęskniliśmy? No nie do końca, bo jego świetne osiągi mogły nie iść w parze z dobrymi liczbami Lewandowskiego. Jesteśmy ostatni do dorabiania dziwnych teorii do ich boiskowej współpracy, ale czasami właśnie tak to wyglądało. W meczu z Augsburgiem panowie współdziałali jednak jakby kopali razem na każdej długiej przerwie już w podstawówce, to był kolejny bardzo dobry występ Holendra. Inny miał miejsce przeciwko PSV Eindhoven, klubowi, z którego ruszył podbijać wielki świat.
Chilijczyk to naszym zdaniem największy nieobecny, jeśli chodzi o nominacje do Złotej Piłki. Przecież poprowadził kadrę Chile do ponownego zwycięstwa w Copa America, został najlepszym graczem czerwcowego turnieju, no i w klubie też nieustannie wymiata. Wiosnę w Arsenalu miał całkiem udaną, teraz gra tak, jakby chciał przykryć aferę podatkową, której jest głównym bohaterem. Na podtrzymanie tej formy zapewne bardzo mocno liczą w jego rodzinnym kraju – sytuacja Chilijczyków w walce o mundial nie jest najlepsza, no a mistrzostwa bez Sancheza, Vidala i spółki byłyby znacznie uboższe.
Był jednym z kandydatów do zastąpienia Higuaina w Napoli, za byłego snajpera Dnipro Dniepropietrowsk trzeba by wyłożyć jeszcze z 10 milionów więcej od tego, co zapłacono za Milika. Został we Florencji po sezonie, w którym strzelił 13 bramek dla Violi we wszystkich rozgrywkach (dorzucił 7 asyst, przed transferem 3 razy trafił dla byłego pracodawcy) i nie ma zamiaru zwalniać. 28 lat, wielka piłka na pewno się jeszcze o reprezentanta Chorwacji upomni.
Ciekawy czas w Liverpoolu – ciężko wskazać wyraźnego lidera w ofensywie. Firmino, Mane, Lallana czy właśnie Coutinho (a dalej Sturridge i reszta) – co chwilę błyszczy ktoś inny. To bez wątpienia silna strona zespołu Kloppa. W październiku najbardziej podobał nam się brazylijski pomocnik, zresztą nie tylko nam, bo kibice „The Reds” również wybrali go najlepszym graczem drużyny. Za co? Oględnie rzecz ujmując, za czary-mary, pod względem techniki i wyobraźni to światowy top. Oczywiście ma też miejsce w kadrze Canarinhos, walczy o wyjazd na mundial i na razie batalię tę wygrywa. Cristiano Ronaldo ostatnio powiedział, że chętnie pograłby z nim w Realu, ale fakty są takie, że żeby wyjąć Coutinho z Liverpoolu, trzeba najpierw rozbić bank.
Jeśli wcześniej nie należał do czołówki stoperów na świecie, to w tym roku bez dwóch zdań do niej awansował. Przy czym nie mówimy o szerokiej czołówce – to top topów, pięciu-siedmiu ludzi, którzy z obronienia czynią sztukę. Świetna skuteczność – w tym miesiącu te słowa odnoszą się „tylko” do defensywy. Czyli tego co najważniejsze. Anglicy zachwycają się między innymi tym, że przy swoim stylu gry niemal w ogóle nie fauluje. Bardzo obiecująco wygląda jego współpraca z Shkodranem Mustafim. Choć w przypadku Arsenal trzeba być bardzo ostrożnym z prognozami, wydaje się, że to w końcu może być to.
Był król strzelców Serie A nie najlepiej zniósł rozłąkę z ojczyzną. W Borussii, do której trafił za blisko 20 milionów, był tak słaby, że z czasem Juergen Klopp z coraz większą niechęcią cytował Wójta, krzycząc do asystenta: „dawaj tego Włocha”. Bardziej lubił Champions League i Puchar Niemiec niż Bundesligę, więc sezon skończył z nie najgorszym wynikiem 10 goli na koncie, ale i tak nikogo to nie zadowalało. W Sevilli było jeszcze gorzej, trochę odżył dopiero po wypożyczeniu do Torino (5 goli i 4 asysty). Teraz, już jako piłkarz Lazio, oddycha pełną piersią i jak tak dalej pójdzie, to znów powalczy o koronę. O podbojach innych lig już raczej nie myśli.
Ma 28 lat, dla bardziej kumatych kibiców nie jest postacią anonimową, ale chyba nikt nie zakładał, że stać go na aż tak wiele. W dziewięciu meczach Bundesligi zapakował aż jedenaście bramek – jeszcze cztery a wyrówna rezultat z poprzedniego sezonu, który zarazem jest jego rekordem, jeśli chodzi o najwyższe klasy rozgrywkowe. Tyle zapakował w FC Koeln i cztery lata temu w Ligue 1 jako zawodnik Bastii. Sezon wcześniej kompletnie przepadł na Wyspach – tylko 9 występów w Blackburn Rovers w Premier League, niecałe 400 minut, zero wypracowanych goli i jedna czerwona kartka. Jest specjalistą od mocnych startów – rok temu na tym etapie zdobył już sześć bramek i zaliczył dwie asysty. Jeśli wytrzyma tempo, „Lewy” będzie miał bardzo mocnego konkurenta w walce o koronę.
Problemy zdrowotne wykluczyły go ze zgrupowania reprezentacji na początku miesiąca i hasło „Messidependencia” wróciło na usta argentyńskich kibiców. Pod jego nieobecność Albicelestes zremisowali z Peru i przegrali z Paragwajem, więc na dziś zajmują miejsce oznaczające baraż. Ale o jego klasie rzecz jasna więcej mówi to, czego dokonał w tym miesiącu, a nie to, czego dokonać nie miał okazji. Poczarował między innymi przeciwko Valencii i Manchesterowi City. Końcówka roku może być decydująca w przeróżnych plebiscytach, a on z pewnością jest w gazie.
Kolejny pominięty przez France Football, próżno szukać go w trzydziestce nominowanych do Złotej Piłki. Z mistrzowskiej ekipy Leicester załapali się Riyad Mahrez i Jamie Vardy, trudno nie odnieść wrażenia, że defensywny pomocnik został trochę skrzywdzony. Nie był tak efektowny, ale na pewno równiejszy – podczas gdy np. szczyt formy Anglika przypadł na jesień poprzedniego roku, Kante wymiatał zarówno wtedy, jak i wiosną – w rundzie rewanżowej był chyba jeszcze lepszy. W wyższej formie od byłych klubowych kolegów jest również teraz. Chelsea od porażki z Arsenalem, wygrywa wszystko jak leci, nie traci przy tym bramek, w czym bardzo duża zasługa reprezentanta Francji.
Strach pomyśleć co by było, gdyby nie jego gole w meczach z Danią i Armenią… Mknie autostradą w kierunku tytułu najlepszego strzelca w historii reprezentacji Polski. Już jest na miejscu czwartym, do wyprzedzenia zostali tylko: Kazimierz Deyna (1 gol straty), Grzegorz Lato (5 goli), Włodzimierz Lubański (8 goli). Przy tej formie „Lewego” do końca eliminacji może być po zabawie. Ale październik w jego wykonaniu to nie tylko ratowanie skóry kadrze. Choć w Bundeslidze miał serię kilku spotkań bez gola, przełamał się dopiero w ostatni weekend i Anthony Modeste trochę odskoczył mu w klasyfikacji strzelców, i tak to właśnie jego kibice wybrali piłkarzem miesiąca za naszą zachodnią granicą. Marka.
Strzela aż miło, jak za najlepszych czasów, gdy grał w Wolfsburgu, a jego boiskowym partnerem był Grafite. Czyli mówimy o kolejnym napastniku na tej liście, który odzyskał skuteczność. Już w poprzednim miesiącu Bośniak wysyłał sygnały, że koniec z czasami, w których cała Europa mówi o nim tylko wtedy, gdy spektakularnie coś spartoli, a teraz maszyna zaczęła pracować na pełnych obrotach. W Serie A ostatnio zatrzymać potrafił go tylko Skorupski, co jest spory sukcesem polskiego bramkarza.
Chyba pora przestać mówić o nim jako o melodii przyszłości. To już nie chłopiec, to mężczyzna – i nie chodzi w tym stwierdzeniu o zaglądanie w metrykę. Nie zawsze miał miejsce w wyjściowym składzie Atletico, bardzo rzadko spędza na boisku pełne 90 minut, ale jego pozycja staje się coraz mocniejsza. Pracuje na to bardzo dużo w tej edycji Champions League, a także w meczach ligowych, takich jak ten z Granadą czy ostatnio Malagą. Były – jak mawia Kamil Grosicki – fajerwery.
Jeden z tych, o których mówiło się, że w dłuższej perspektywie może zagrozić duetowi Messi-Ronaldo. Trudno zliczyć, ilu już przeżyliśmy takich kandydatów, ale Belg był (jest?) jednym z najpoważniejszych. Tylko, że na kilkanaście miesięcy jakby o tym zapomniał. Doszło nawet do tego, że stał się obiektem żartów, gdy po tym, jak został najlepszym zawodnikiem sezonu, przez większość następnego nie potrafił trafić do siatki. U Mourinho poszedł w odstawkę, popadł w konflikt z trenerem, no i ostatnio udowodnił Portugalczykowi prowadzącemu dziś Man Utd, że to i owo jednak potrafi. Ale czy można mówić o jakiejś zemście? Chyba nie do końca, bo ostatnio każdy rywal przekonuje się o tym, że Hazard jest w wielkiej formie.
*
No i klasyfikacja generalna. Do zgarnięcia w tym roku jest jeszcze 100 punktów, więc czterech piłkarzy ciągle ma szanse na końcowy triumf. Wracamy za miesiąc.