Real Madryt i Legia Warszawa – dwa kluby, które dzieli przepaść tak wielka, że tylko skrajny optymista mógłby uwierzyć w możliwość jej zasypania i sprawienia, by choć na chwilę była niewidoczna. Naprawdę, niektórzy zapominają jak duży sukces wczoraj osiągnęła Legia, a wystarczy go tylko pokazać na prostym przykładzie.
28 maja 2016 roku – Real zdobywa undecimę, podnosi kolejny puchar za zdobycie Ligi Mistrzów, jest najlepszym zespołem na kontynencie. W pokonanym polu wiele uznanych marek, muszących pogodzić się z wyższością Ronaldo, Bale’a i spółki.
Tymczasem w podobnym czasie, architekci sukcesu Legii byli o, tutaj…
…Miroslav Radović w słoweńskim McDonaldzie
Nie wiemy, jak jest po słoweńsku „dwa hamburgery poproszę” i pewnie Radović też takiej wiedzy nie posiada, bo brał pięć, ale nie dlatego że w Olimpii Lublana trzymał dietę – podejrzewamy, że fast foody zamawiał zwyczajnie po angielsku. Fast foody czy cokolwiek innego, co doprowadziło wtedy Rado do takiego stanu:
Fot. facebook.com/nkolimpija
Jasne, że sylwetki Serba nigdy nie pokazywali studentom AWF-u jako wzoru, ale wtedy przesadził mocno – na ligę słoweńską mogło to nawet wystarczyć, ale w takiej formie na pewno nie byłby w stanie nawijać piłkarzy Realu i strzelić im dwa gole. Dziś Rado doszedł do siebie, znów jest – wbrew powszechnym obawom – kluczowym piłkarzem Legii, jakby nic nie stracił przez ten czas gdy go nie było. W sumie, to właśnie on najlepiej rozliczył kurtuazję Zidane’a, który twierdził, że widział wszystkie mecze Legii. Bo sorry, zwód na zamach zna cała liga, a Kovacić i Coentrao byli zaskoczeni jakby widzieli czary.
…Vadis Odjidja-Ofoe w angielskim McDonaldzie
Podejrzewamy, że mniej więcej wtedy Vadis popuścił sobie pasa, bo żeby pojawić się w Warszawie w takiej formie jaką prezentował początkowo, musiał sporo ćwiczyć. Wystarczy przypomnieć mecz w Zabrzu, gdzie wyglądał jak ktokolwiek, tylko nie piłkarz – jeśli ktoś przewidziałby wtedy, że zagra dwa bardzo dobre mecze z Realem, tam trafi w słupek, a tutaj walnie TAKĄ bramkę, wysłalibyśmy go do specjalisty. Już w kaftanie i bez większej nadziei, że medycyna jest w stanie pomóc.
…Michał Pazdan w naszych myślach jako katastrofa na Euro
Już wtedy Pazdan był postrzegany jako solidny obrońca ligowy, ale tylko tyle – poziom międzynarodowy miał okazać się dla niego absolutnie za wysokim progiem. Splataliśmy ręce i patrzyliśmy w niebo z nadzieją na uzyskanie odpowiedzi, co to będzie na mistrzostwach Europy jeśli Michał zagra koło Glika. Przecież jeszcze mecz z Irlandią Północną, który obrońca miał mocno średni, tylko utwierdził wszystkich w przekonaniu, że to nie ten poziom. A potem… poszło i to z kopyta. Mecz z Niemcami, wybuch szału na Pazdana, pierwsza rywalizacja z Cristiano i tak dalej. Wczoraj obrońca zadebiutował w Lidze Mistrzów i znów był wielki, wielokrotnie w ostatniej chwili ratował Legię przed stratą gola.
Pazdan vs Real Madrid (H) – 90 mins
59 touches
35/37 passes – 95%
1 take-on
1 aerial won
4/5 tackles
4 interceptions
9 clearances
2 blocks pic.twitter.com/KjM4amMFBF— PolandStat (@PolandStat) 2 listopada 2016
…Michał Kopczyński w głębokiej rezerwie Legii
31 minut – tyle rozegrał w sezonie 15/16 pomocnik Legii. Był to piłkarz tylko na Lechię, bo na boisku pojawiał się jedynie wtedy, gdy Wojskowi mierzyli się z gdańszczanami. Pół godziny dostał od Czerczesowa nad morzem, kiedy Rosjanin olał tamten mecz kompletnie i dał szansę rezerwowym, minutę otrzymał w Warszawie, w zremisowanym 1:1 spotkaniu. No, nie są to statystyki gościa niezbędnego drużynie, raczej piłkarza-zapchajdziury, który jak jest to fajnie, ale jak go zabraknie, to trudno. Pamiętajmy, że w czerwcu tego roku Kopczyński obchodził 24. urodziny, więc nie jest znowu młodzieniaszkiem i można było się zastanawiać, czy rozgrywki 16/17 to nie aby dobry moment na zmianę miejsca zamieszkania.
Nie, sezon 16/17 to czas, żeby zagrać trzykrotnie w Lidze Mistrzów, w tym raz cały mecz z Realem Madryt. I zrobić to poprawnie. Wiadomo – bez fajerwerków – ale tak, że kibice przed telewizorami nie musieli się co chwilę martwić, że Kopczyński zaraz coś spartoli.
…Jakub Rzeźniczak w drodze na dno
Końcówkę tamtego sezonu Rzeźniczak stracił przez kontuzję. Wcześniej, choć nie był ulubieńcem Czerczesowa, gdy grał robił to dobrze – w siedmiu meczach ligowych z jego udziałem, Legia nie poniosła ani jednej porażki. Obrońca mógł więc pomyśleć, że po urazie wróci i wszystko będzie okej, no, ale niestety – tę smutną historię znamy aż za dobrze. Praktycznie w każdym spotkaniu, z Jagiellonią, Termaliką czy Arką, popełniał rażące błędy. Po tweecie Leśnodorskiego, w którym prezes pisał o konieczności roszad w drużynie każdy myślał chyba, że czas Rzeźniczaka na Łazienkowskiej się skończył. On z kolei poszedł do trenera mentalnego i znów były jaja, bo ten tak pomógł piłkarzowi, że Kuba zrobił kolejnego karnego, tym razem dla Pogoni.
Jednak może progres miał przyjść chwilę później, w każdym razie z Rzeźniczakiem jest lepiej, na pewno dobrze było wczoraj i ten mecz z Realem powinien być ostatecznym punktem zwrotnym – obrońca znów będzie grał tak jak w przeszłości, kiedy uznawany był za jednego z najlepszych stoperów w lidze.
…Jacek Magiera w Zagłębiu Sosnowiec
Trener mógł wtedy choćby analizować rywali – kto będzie najgroźniejszy, spadkowicze Górnik Zabrze i Podbeskidzie, czy też może Miedź albo GKS Katowice? Jaką taktykę dobrać, która sprawi, że Sebastian Dudek, Jakub Wilk i Żarko Udovicić rozwiną skrzydła? I tak dalej – problemy i pytania, wtedy ważne, ale kompletnie nie przystające do tych z jakimi musiał zmierzyć się w Legii, bo przecież Magiera stanął przed rozbitą szatnią po Hasim. Teraz wiemy, że daje radę – optymizm rósł, Wojskowi wygrali dwa mecze z rzędu w lidze, a ten remis z Realem może być kluczowy – skoro kiedyś Lechia dostała super doładowanie po 2:2 w meczu towarzyskim z Barceloną, to ile może dać 3:3 w spotkaniu o rzeczywistą stawkę? Stawiamy, że naprawdę sporo.