Reklama

Połamcie im kości, choćby za cenę… punktów?

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2016, 21:53 • 3 min czytania 0 komentarzy

ŁKS – Widzew, Legia Warszawa – Lech Poznań, Arka Gdynia – Lechia Gdańsk. Co łączy te trzy mecze, które odbyły się w ostatnich tygodniach? Nietrudno zgadnąć – status derbowy albo quasi-derbowy, ogromna nienawiść kibiców oraz proste żądanie twardej walki formułowane przez fanatyków w formie wyszukanej przyśpiewki: “nie ma litości, połamcie tym kurwom kości”. Aha, jest jeszcze jeden szczegół – w każdym z nich mieliśmy po czerwonej kartce, a gdyby sędziowie byli troszkę hojniejsi – pewnie byłoby ich jeszcze więcej.

Połamcie im kości, choćby za cenę… punktów?

Widzew prowadząc 2:1 stracił Kamila Tlagę, dwadzieścia minut grał w osłabieniu i w doliczonym czasie gry stracił gola na wagę dwóch punktów. Wcześniej z boiska mógł (powinien?) wylecieć jeszcze Daniel Mąka.

Jak Widzew poradziłby sobie w “dziewiątkę”? Jaki sens miała tak ostra gra, biorąc pod uwagę jej efekt – osłabienie i utrata bramki w samej końcówce?

Chwilę później w podobnej sytuacji mogła być Legia Warszawa. Gdyby Szymon Marciniak wyrzucił z boiska Arkadiusza Malarza za jego starcie z Dawidem Kownackim i późniejszą przepychankę z Jasminem Buriciem, na boisku musiałby się pojawić Radosław Cierzniak, co wykluczyłoby wprowadzenie Kaspra Hamalainena. Idąc dalej w tę fantazję – Legia raczej drugiego gola by nie strzeliła, choćby przez to, że zanim rezerwowy bramkarz pojawiłby się na boisku, także i Lech zdołałby jakoś zareagować na cały chaos.

Reklama

No i przychodzi mecz Arki z Lechią. Czy piłkarze wyciągnęli jakiekolwiek wnioski z ostatnich bitw ulicznych nazwanych dla niepoznaki meczami ŁKS-u z Widzewem i Legii z Lechem? Oczywiście. Najpełniej Flavio Paixao, który w 86. minucie, gdy wynik wciąż można było przechylić w jedną czy drugą stronę… No… No wziął i zajebał rywalowi w szczękę. Wybaczcie dosadność, ale tego poziomu słownictwo dość dobrze koreluje z elegancją Portugalczyka. Niby to tylko kilka minut, ale co można zrobić w kilka minut zapytajcie choćby tych łodzian, gdzie gol zdobyty w doliczonym czasie gry derbowego starcia – kto wie! – może zadecyduje o awansie do II ligi.

Paixao to przykład skrajny, ale i wcześniej nie brakowało przepychanek, gdzie piłkarze wręcz prosili się o “żółtka”.

Ich oczywiście rozumiemy – grają dla kibiców, a skoro kibice chcą wojny, to starają się właśnie taką zafundować. Zresztą, część z nich pewnie sama wkręciła się w klimat, jeśli od tygodni Trójmiasto czy Łódź żyły swoimi meczami. Ale czy to nie czas, gdy refleksja powinna się pojawić wśród fanatyków? Nienawiść do wroga na trybunach – okej, to piłka nożna, jedyny logiczny substytut wojny dla dużych chłopców. Ale podkręcanie swoich piłkarzy, a później oglądanie jak rywale grają w przewadze po czerwonych kartkach?

“Nie ma litości, nastrzelajcie im goli po całości”. Może mniej agresywne, ale jednak – niewykluczone, że koniec końców skuteczniejsze.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...