Jeszcze niedawno Pogoń Szczecin była blisko ligowego dna, a wielu zastanawiało się, jaki w ogóle sens miał angaż Kazimierza Moskala. Portowcy na dziesięć pierwszych spotkań w lidze potrafili wygrać jedynie dwa i w żaden sposób nie przypominali drużyny, która poprzednie rozgrywki zakończyła na szóstym miejscu. Gra była zła lub bardzo zła i – z wyłączeniem meczu z Termaliką – szczecińscy kibice naprawdę nie mieli się z czego cieszyć. Jeżeli bowiem o Pogoni robiło się głośno, to chociażby z takich powodów, że przez dłuższy czas była to jedyna drużyna, która dała się zlać obijanej przez wszystkich Wiśle Kraków.
To jednak już przeszłość, bo Moskalowi wystarczył miesiąc, by zupełnie odmienić oblicze zespołu. Pomiędzy 28 września i 29 października drużyna rozegrała sześć spotkań, z których pięć wygrała i jedno zremisowała. W rozgrywkach Pucharu Polski Pogoń zrobiła dwa ogromne kroki w stronę półfinału, natomiast w lidze wywalczyła dziesięć punktów, co kompletnie odwróciło jej sytuację. Ekstraklasa jest dziś na tyle spłaszczona, że cztery mecze wystarczyły szczecinianom do awansu z trzynastej na piątą pozycję w tabeli.
Można powiedzieć, że Pogoń wreszcie zaczęła grać na miarę oczekiwań, bo personalnie od początku sezonu prezentowała się naprawdę solidnie. Moskal w obliczu wybuchu formy Frączczaka może sobie dziś pozwolić na trzymanie na ławce takich piłkarzy jak Zwoliński czy Kitano, a nie mniejszy tłum ma w środku pola, gdzie do gry aspiruje czwórka: Murawski, Drygas, Matras i Akahoshi. I to właśnie forma tego ostatniego jest największą zmianą in plus ostatnich dni, bo Japończyk wreszcie przypomina samego siebie z poprzednich sezonów. Jego dotychczasowe problemy wynikały z praktycznie nieprzepracowanego okresu przygotowawczego oraz licznych problemów zdrowotnych. Teraz jednak Akahoshi wreszcie wychodzi na prostą, co potwierdził asystą w pucharowym meczu z Puszczą i asystą oraz bardzo dobrą grą w sobotę przeciwko Ruchowi.
Jakiś czas temu Jakub Czerwiński mówił nam, że początkowe problemy Pogoni wynikały ze zmiany systemu gry na bardziej ofensywny oraz próby częstszego operowania piłką. Były już obrońca „Portowców” był przekonany, że drużyna w końcu odpali, a przyczyn słabego startu upatrywał głównie w braku skuteczności. Dziś widać jak na dłoni, że podopieczni Moskala wreszcie złapali wiatr w żagle, bo nie dość, że zaczęli notować dobre wyniki, to jeszcze robią to w naprawdę niełatwych meczach. Dość napisać, że w ostatnich tygodniach dwukrotnie mierzyli się z mocną w tym sezonie Jagiellonią, a także podejmowali Legię oraz grali z Arką na ciężkim terenie w Gdyni. Nie jest więc tak, że za poprawę wyników Pogoni odpowiada wyłącznie terminarz. Przeciwnie, wyniki drużyny diametralnie zmieniły się właśnie pomimo terminarza.
Za tydzień przyjdzie jednak test najpoważniejszy, bo Pogoń pojedzie do Gdańska na mecz z Lechią. W obliczu ostatniej formy obydwu drużyn spotkanie zapowiada się naprawdę interesująco. Co więcej, w przypadku wygranej podopieczni Kazimierza Moskala zakończą pierwszą rundę sezonu zasadniczego dokładnie z takim samym dorobkiem punktowym co przed rokiem. A pamiętajmy, że wtedy szczecinianie byli określani mianem jednej z rewelacji rozgrywek. Nie mamy więc najmniejszych wątpliwości, że potencjalne zwycięstwo w derbach Pomorza dałoby Moskalowi ogromny kredyt zaufania wśród szczecińskich kibiców, a także całkowicie zatarłoby negatywne wrażenie z początku sezonu.
Co więcej, podtrzymanie serii i zwycięstwo z Lechią w Gdańsku dałoby wszystkim jasny sygnał, że Pogoń w tym sezonie może być groźna dla każdego.
Fot. FotoPyK