Rzadko kiedy można napisać, że spotkanie którejś z topowych drużyn Primera División przypomina stereotypowy mecz Ekstraklasy. Tym razem trafiliśmy jednak na jeden z wyjątków. Barcelona pokonała dziś na Camp Nou Granadę 1:0, jednak potyczka ta bardziej niż starcie jednej z najlepszych lig świata przypominała poranny seans “Ziarna”.
Gdybyśmy mieli opisać ten mecz przy użyciu któregoś z filmików na Youtubie, najmocniejszą kandydaturą byłoby pewnie “10 Hours of Nothing”. Wyglądało to tak, jakby oba zespoły jeszcze przed pierwszym gwizdkiem bez dłuższych negocjacji umówiły się na konkretny wynik. My wciskamy jedną sztukę i nie robimy wam krzywdy, wy nie próbujecie nieczystych zagrywek i zachowujecie honor. Jednym słowem – piknik.
Barcelona chciała, ale średnio potrafiła, Granada – dzielnie się broniła, ale gdy przychodziło jej wyjść z jakimś kontratakiem, to – no właśnie – była równie bezjajeczna (zaledwie dwa strzały przez cały mecz). Tu ktoś wybił, tam ktoś przeciął, jeszcze kiedy indziej ktoś w kluczowym momencie niedokładnie dograł… I tak w koło Macieju. Katalończycy utrzymywali się przy piłce, Andaluzyjczycy zaś biegali za rywalem i starali się go jak najskuteczniej wytrącić z rytmu. Wychodziło to naprawdę dobrze, aż do momentu, gdy podopieczni Luisa Enrique postanowili w końcu na chwilę przyspieszyć – Messi zagrał do Rafinhi, ten podał do Neymara, Brazylijczyk walnął w słupek, piłka koniec końców wróciła jednak do Rafinhi, który przewrotką trafił do siatki.
Po bramce wszystko wróciło do normy. Pięć kilogramów nudy i kilkadziesiąt minut slow motion. Obie drużyny grały tak, jakby usatysfakcjonowane wynikiem z zegarkiem w ręku jedynie wyczekiwały z utęsknieniem końca. Barcelona od czasu do czasu starała się zachować minimum przyzwoitości i w jakiś sposób zaatakować, Granada z kolei marnie udawała, że wierzy jeszcze w wyrównanie. Jedni wiedzieli, że zwycięstwo już mają w garści, drudzy – że nikt nie ma zamiaru robić z nich papki dla niemowląt. Kompromis idealny dla wszystkich z wyjątkiem widzów.
Oba zespoły osiągnęły dziś swój cel. Barcelona zwyciężyła minimalnym nakładem sił i nie pozwoliła na to, by Real powiększył przewagę, a ostatnia w tabeli Granada, która przecież musiała się liczyć z przegraną w jaskini lwa, uniknęła bolesnego oklepu i w gruncie rzeczy zaprezentowała się… dzielnie.