Ponad pięć lat czekania na derby Trójmiasta, więc mogłoby się wydawać, że ostatnie godziny miną szybciutko – nic z tych rzeczy, odliczanie dłuży się niemiłosiernie. Trzeba więc jakoś zabić czas i na przykład pomyśleć, jaki mecz możemy obejrzeć, gdzie obie drużyny mają swoje słabe i silne punkty, czy brak nieobecnych będzie widoczny i tak dalej. Nad tym wszystkim zastanowią się Janusz Banasiński i Paweł Paczul.
Kto może grać pierwsze skrzypce w Arce?
Banasiński: Mateusz Szwoch. Gdy zimą wracał do Arki po kompletnie nieudanym pobycie w Legii naznaczonym problemami z sercem, zdania na temat jego były podzielone. Gość jednak praktycznie z miejsca stał się jednym z najsilniejszych punktów zespołu i – co tu dużo gadać – był absolutnie kluczową postacią w drodze po awans do Ekstraklasy. Sprawdził się do tego stopnia, że po sezonie w Gdyni modlili się, by ostatecznie nie musiał on wracać do Legii. Teraz – już w najwyższej klasie rozgrywkowej – także bardzo rzadko schodzi poniżej naprawdę solidnego poziomu. Szwoch stawia stempel na praktycznie każdej akcji ofensywnej Arki, a do tego trzeba zaznaczyć, że mimo lichej postury sporo pracuje także w defensywie. Wyjmij z Arki Szwocha, a pozbawisz ją kreatywności. Kreatywności, która w meczu o tak wysokim ciśnieniu w kluczowym momencie może okazać się na wagę złota.
Paczul: Mówisz o kreatywności, a patrzę w statystyki Szwocha i wszystkie asysty zrobił w jednym meczu z Ruchem.
Banasiński: Tak, ale Mateusz nie jest typem zawodnika, u którego są one najważniejsze. Jeśli przyjrzeć się dokładnie jego grze, bez trudu da się zauważyć, jak wielką rolę odgrywa on w regulowaniu tempa gry przy bramkowych akcjach.
Paczul: Jednak postawię na da Silvę, który ma największe umiejętności piłkarskie z całej Arki. Jasne, ma słabszy okres (noty na Weszło – 4, 5, 3, 4), ale trudno sobie wyobrazić, że Arka wygrywa z Lechią i on nie bierze w tym sporego udziału. Jest piłkarzem dla gdynian kluczowym, trafiał w czterech z pięciu wygranych meczów, a jeszcze w Warszawie dołożył asystę. Jeśli gospodarze mają to spotkanie wygrać, nazwisko da Silva musi odegrać dużą rolę w scenariuszu.
Kto z kolei będzie najmocniejszym punktem Lechii?
Paczul: Sławomir Peszko. Ha, kiedyś mogło to zabrzmieć jak żart, bo Sławka bali się głównie kierowcy taksówek, ale dziś pomocnik jest w niesamowitym gazie – zapytajcie Heberta czy jeszcze odczuwa nudności po tym jak Polak wrzucił go na karuzelę i kręcił bez litości. Zaraz po przyjściu Peszki do Lechii kibice byli rozczarowani, pomocnik wyglądał słabiutko, piłka odbijała mu się od nóg jak od konarów i irytował dosłownie wszystkich. Dziś to inny zawodnik, gdy Lechia przegrywała z Piastem większość fanów przeczuwała, że jeśli ktokolwiek ma tu odwrócić losy meczu, musi to być Peszko. Jasne, oba gole strzelił Flavio Paixao, ale to Sławek wywalczył rzut karny i napędzał prawie każdy atak gospodarzy. Jutro może sobie urządzić na autostradę na skrzydle, a jeśli tak, Arka znajdzie się w poważnych kłopotach.
Banasiński: Obstawiam, że Milos Krasić. Przychodził do Lechii jako przebrzmiała gwiazda i symbol futbolowego upadku. Gdy meldował się w Gdańsku bardziej niż na piłkarza występującego kiedyś w Juventusie wyglądał na zgarniętego z ulicy bezdomnego. Dziś jednak jest jednym z najlepszych rozgrywających w Ekstraklasie i gościem, od którego w znacznej mierze będzie zależało to, czy Lechia zdobędzie w tym sezonie mistrzostwo Polski. Kiwka, podanie, mądre poruszanie się po boisku, branie na siebie ciężaru gry… Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że jak na polskie standardy Krasić jest zawodnikiem kompletnym.
Jakie jest najsłabsze ogniwo w obu drużynach?
Paczul: Wspomniałem, że Jałocha mógłby grać w pierwszej jedenastce Lechii, bo na dziś gdańszczanie nie mają tam pewnego punktu. Milinković-Savić to ponad dwa metry chodzącej niewiadomej, trudno zgadnąć czy zaraz będzie bronił jak w transie, czy też może puści kompromitującego babola. Najlepszy przykład to oczywiście mecz z Legią – w pierwszej połowie sam utrzymywał Lechię przy życiu, w drugiej nie złapał dośrodkowania i Guilherme wpakował mu do pustaka. Gość zgrywa trochę kozaka, ale to wciąż młody chłopak i wcale się nie zdziwię jeśli jego głowa nie dojedzie na ten mecz.
Banasiński: Krzysztof Sobieraj. Stoper Arki w tym sezonie pełnić miał rolę zbliżoną do tej Marcina Wasilewskiego w Leicester, czytaj: robić szatnię i dbać o nienaganne pożycie w zespole. Pod nieobecność kontuzjowanego Michała Marcjanika, podobnie jak w dwóch poprzednich spotkaniach, najprawdopodobniej wyjdzie on jednak w pierwszym składzie. Pewnie, jego ostatnie dwa występy wyglądały o wiele lepiej niż można było się spodziewać, jednak trudno nie ulec wrażeniu, że Sobieraj to mimo wszystko tykająca bomba. Wygląda to trochę tak jak w przypadku Mariusza Pawełka – raz wybroni drużynie mecz, by za chwilę odwalić jakiegoś niewynalezionego do tej pory babola. U Sobieraja nie ma stanów pośrednich – albo zagra bardzo dobrze, albo katastrofalnie, na dwoje babka wróżyła. Mając jednak na uwadze wagę starcia, obawy o jego postawę są jak najbardziej uzasadnione. W derbach na ruletkę miejsca nie ma.
Paczul: Czyli oba zespoły mają u siebie tykające bomby. Postawiłbym jeszcze znak zapytania przy Marco Paixao, bo gra strasznie samolubnie, a jakoś wiele drużyna z tego nie dostaje – cztery gole w 13 meczach to bilans taki sobie. Marco miał 14 okazji do strzelenia bramki, a kolegom stworzył jedynie dwie, czyli tyle, ile Jakub Wawrzyniak.
Brak nieobecnych za kartki, czyli Wolskiego i Bożoka, będzie odczuwalny?
Banasiński: Bożok– nie ma co się oszukiwać – piłkarsko nie jest jakimś przekozakiem. Ot, solidny grajek, który na boisku nie przynosi wstydu, ale też nie zachwyca. Gdyby w Gdyni pozostał ostatecznie Dariusz Formella, prawdopodobnie nie miałby on teraz miejsca w podstawowym składzie. No ale właśnie – problem polega na tym, że Formelli w Arce już nie ma, a sam Bożok w zasadzie nie dostał żadnego rywala w walce o pierwszą jedenastkę. Za takiego bowiem na pewno nie można uważać Adriana Błąda, który jak na razie kompletnie się nie sprawdza – albo gra ogony, albo nie gra w ogóle. Brak Miro będzie więc z całą pewnością widoczny. Po pierwsze właśnie dlatego, że nie za bardzo jest go kim zastąpić, po drugie zaś – jest w końcu kapitanem.
Paczul: Nie sądzę, by strata Wolskiego była dla Lechii specjalnie odczuwalna – za nami 13 kolejek ligowych i to nie jest ten sam pomocnik, który czarował w Wiśle. W ostatniej kolejce nie wyszedł nawet na drugą połowę, znów bowiem zanotował bezbarwny występ i jeszcze wyłapał głupią żółtą kartkę. Co było potem, pamiętamy – za niego Nowak posłał w bój Flavio Paixao, a ten odwdzięczył się dwoma golami. Ma więc wybór trener Lechii na kogo postawić, bo do gry może wejść Flavio, ale jest też Chrapek i Mila, który wrócił po kontuzji i dał naprawdę dobrą zmianę.
Dlaczego wygra Lechia?
Paczul: Ma po prostu lepszych zawodników, jakby spojrzeć na obie jedenastki, to może tylko Jałocha załapałby się do pierwszego składu gdańszczan i jeszcze da Silva jako któryś wchodzący. U biało-zielonych po murawie biegają reprezentanci różnych krajów, Arka w narodową delegacje wysyła głównie młodzieżowców – to też może przecież zaprocentować. Na stadionie będzie masa ludzi i ta atmosfera prędzej poplącze nogi mniej doświadczonym gospodarzom. Poza tym, Lechia jest w dużo lepszej formie, gdynianie wybrali sobie najgorszy moment na kryzys, zaczęli bowiem sezon świetnie, a w okolicach derbów przyszedł dołek, który najlepiej zobrazował mecz z Pogonią Szczecin. Kiedyś Arce wychodziło wszystko, a w ostatniej kolejce tracili kompromitujące gole i właściwie sami podali na tacy zwycięstwo rywalom. Jeśli zebrać to wszystko do kupy może się okazać, że Arce zabraknie pewności siebie, a ta jest kluczowa.
Dlaczego wygra Arka?
Banasiński: Jasne, Arka piłkarsko jest słabsza, przechodzi przez gorsze chwile i faworytem w niedzielę na pewno nie będzie. Tak czy inaczej – w jakkolwiek oklepany sposób to zabrzmi – mówimy w końcu o derbach. To spotkanie, w którym równie istotne jak same umiejętności będzie najzwyczajniej w świecie jeżdżenie na dupie i wskakiwanie w ogień jeden za drugim. Pod tym względem Arka bez cienia wątpliwości czuje te derby bardziej. W ekipie żółto-niebieskich znaleźć można wielu zawodników pochodzących z Gdyni lub też od wielu lat związanych z klubem. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzimy, że część tych chłopaków o rozegraniu tej potyczki marzyła od dzieciaka i na pewno większa liczba zawodników jest w stanie dać się za swój klub pokroić. Sam trener Niciński również doskonale zna derby Trójmiasta jeszcze z perspektywy boiska – w końcu to on był autorem jedynego gola w ostatnim wygranym przez Arkę spotkaniu z Lechią, jeszcze na drugim szczeblu rozgrywkowym. Choć dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że gdańszczanie zlekceważą rywala, to jednak dla nich w zdecydowanie większym stopniu będzie to po prostu kolejny dzień w pracy.
Jaki będzie wynik?
Banasiński: 1:1 po golach Abbotta i Marco Paixao. Nie zobaczymy bezbramkowego remisu, nie będzie też nudy – w obu zespołach jest za dużo kreatywności. A skoro derby, to stawiam jeszcze na czerwoną kartkę.
Paczul: Też myślę, że będzie remis, ale 2:2 – tak jak w ostatnich derbach z tą różnicą, że tym razem to Arka będzie gonić. Lechia w tym sezonie już kilkukrotnie wychodziła na prowadzenie i potrafiła dać rywalowi drugą szansę, tracąc bramki w najmniej spodziewany momencie.
Fot. 400mm.pl