Fragment tekstu z Przeglądu Sportowego, najciekawszego w czwartkowej prasie: Dzisiaj to nawet starsi działacze wspominają z łezką w oku: “Dawniej, jak przyjeżdżał do nas sędzia na mecz, to umiał się porządnie napić i porządnie sędziować. A dzisiaj nie umie ani jednego, ani drugiego”. Nie zgadzam się z tym sędziowaniem, bo mamy dobrych arbitrów, no ale tak mówią – śmieje się z Listkiewicz, sugerując, że dzisiejsi delegaci nie są tak zainteresowani piciem, co ich poprzednicy sprzed lat. – Takich, co umieli pić choćby i z musztardówki, już nie ma – przyznaje były prezes.
FAKT
Cierzniak – dobry duch szatni. Dość niespodziewanym tematem otwieramy teksty piłkarskie.
Od początku sezonu Radosław Cierzniak pełni w Legii rolę zmiennika Arkadiusza Malarza. Zawodnik przydaje się jednak jako osoba od budowania dobrej atmosfery. – Nie ma w szatni osoby takiej samej, jaką ja byłem w czasie kariery piłkarskiej, ale Radek jest fantastycznym człowiekiem. Dba o kontakt pomiędzy zawodnikami z Polski i zagranicy, potrafi też doradzać młodszym graczom. Taką postać chciałby mieć w swoim zespole każdy szkoleniowiec – mówi trener mistrza Polski Jacek Magiera.
Ariel Borysiuk przyznaje: Wślizg to mój znak firmowy.
Zderzenie z angielską piłką było trudne?
– Widać, ze gra się tutaj agresywnie, rywale atakują z wielkim impetem, a sędziowie niekiedy w ogóle nie reagują. Pamiętam mecz z Fulham. Scott Parker wszedł za Pawła Wszołka taką nakładką, że byłem przekonany o co najmniej żółtej kartce. Tymczasem arbiter puścił grę.
Ma pan poczucie, że to liga stworzona dla pana? Nigdy nie unikał pan twardej walki na boisku.
– Dokładnie. Czasami śmiałem się z chłopakami i moim menedżerem Mariuszem Piłkarskim, że sędziowie w Polsce już w tunelu chcieliby mi dawać żółte kartki, żeby mnie utemperować. Miałem czasem poczucie, że jestem karany za zwykłe faule, trochę za nazwisko, bo przyjęło się, ze często fauluję. Wiadomo, że nie zawsze byłem święty i mam swoje za uszami, ale czasami już za pierwsze przewinienie dostawałem kartkę. A w Anglii jest tak, że za grę taką, jaką prezentowałem w meczu z Birmingham, w ekstraklasie nie dotrwałbym do końca meczu (śmiech).
To, jak bramkarz Ruchu Libor Hrdlicka kocha góry, odpuszczamy. Fakt zwraca uwagę, że Jagę dopadł kryzys.
Jagiellonia nie potrafi wygrać meczu od 28 września. Mimo to Jaga nadal jest wiceliderem ekstraklasy. Ze słabszego momentu swojego zespołu zdaje sobie sprawę trener Michał Probierz. – Brakuje nam ostatniego podania, a gdy już je mamy, to nie wykorzystujemy okazji. Mamy trudniejszy okres, musimy go przetrwać i doprowadzić o sytuacji, w której będziemy znowu zdobywać więcej bramek – podkreśla szkoleniowiec Jagiellonii.
Zwolniony z Korony trener Wilman jest wściekły na siebie.
Fast-foody, nieprofesjonalne prowadzenie się. Sytuacja w Koronie jest gorsza niż się wydawało. Okazuje się, przy okazji zwolnienia trenera Tomasza Wilmana, że niektórzy piłkarze niezbyt poważnie podchodzą do swoich obowiązków. Ostatnie ruchy personalne w kieleckim klubie odsłoniło nowy problem. Na jaw wyszedł fakt niesportowego prowadzenia się kilku piłkarzy, o czym świadczą wyniki badań sprawnościowych oraz pomiaru poziomu tkanki tłuszczowej. (…) – Nie mogłem nagle odstawić od składu trzech zawodników. Sprawy paszportowe i braki w kadrze wiązały mi ręce. Chłopcy mogli poczuć się zbyt swobodnie – ocenia były szkoleniowiec złocisto-krwistych.
GAZETA WYBORCZA
Trochę szaleństwa, daj nam Boże – apeluje Dariusz Dziekanowski w rozmowie o ekstraklasie.
Gdy dziennikarz przypomniał ostatnio Jackowi Magierze, że Legia traci do lidera już 12 punktów, ten odpowiedział: „Dwanaście, czyli sześć”. Trener obrońcy tytułu mocno liczy na regulamin rozgrywek nakazujący podział punktów po fazie zasadniczej.
– Ja liczę na Magierę, to inteligentny, ambitny, młody trener. Wierzę, że w większym stopniu wykorzysta potencjał Legii. Bo jak na ekstraklasę, jest on bardzo duży. Dlatego skreślanie Legii dziś byłoby nonsensem. Rywale krajowi mają kompleks Legii i z nim będą musieli się uporać, by odebrać jej tytuł. Widzę dziś jedną drużynę, która może tego dokonać – Lechię Gdańsk. Piotr Nowak ma pomysł na zespół. Lechia gra ładnie, chce kreować, atakować, a nie czekać, na co pozwoli jej rywal. Może sięgnąć po sukces krajowy, ale nie ma potencjału na zdziałanie czegoś znaczącego za granicą. Choćby awansu i gry w fazie grupowej Ligi Europy.
Wiosną, gdy Legia skończy występy w Lidze Mistrzów, zacznie łatwy i szybki marsz w górę tabeli?
– Powtórzę, że na nasze warunki to zespół mocny. Dziś jednak Legią targają wszystkie możliwe kryzysy. Sportowy, bo piłkarze grają poniżej możliwości. Zatrudnienie Besnika Hasiego i część piłkarzy, których sprowadził, to niewypały. W dodatku właściciele się pokłócili. Nie radzą sobie z kibicami. Wrażenie, jakie klub z Warszawy zostawi po sobie w Europie, to jeden wielki koszmar. A przecież ta Liga Mistrzów była wymarzona, wyczekiwana. Prezes Bogusław Leśnodorski już od kilku lat powtarzał, że Legia jest na to gotowa. Okazało się to jedną wielką mrzonką. Bałagan, który zapanował przy Łazienkowskiej przy okazji powrotu do Champions League, trudno ogarnąć. Wewnętrzne problemy rozsadzają klub od środka, z tym sobie trzeba poradzić, wrócić do równowagi. Niestety okazało się, że żyliśmy złudzeniami: Legia nie dorosła do Ligi Mistrzów i polski futbol ligowy do niej nie dorósł.
SUPER EXPRESS
Na początek Superak informuje, że za zachowanie w meczu z Lechem Arkadiusz Malarz zapłaci, ale nie wyląduje na trybunach.
30 goli Teodorczyka. Herman Van Holsbeeck, dyrektor sportowy Anderlechtu, wierzy w Polaka.
– Bardzo się cieszę, że do nas trafił, tym bardziej że do dziś gryzie mnie niezałatwiona sprawa innego Polaka.
O kogo chodzi?
– O Milika. Mieliśmy go rozpracowanego już kilka lat temu, kiedy jeszcze grał w Polsce. Byłem za tym transferem, ale nasz ówczesny trener nie był przekonany. Czy nie za młody, czy szybko zacznie być czołową postacią, czy od razu będzie strzelał. Bardzo żałuję, że nie przekonałem wtedy szkoleniowca. No bo Milik rozwinął się wspaniale i za ponad 30 milionów euro poszedł do Napoli. Wiem też, że teraz jest kontuzjowany. Oby wyzdrowiał jak najszybciej.
(…)
Pewnie czytał pan też w belgijskiej prasie, jakoby na ostatnim zgrupowaniu polskiej kadry nie wszyscy zachowywali się profesjonalnie.
– Czytałem, ale u nas w klubie nie było ostatnio tego typu kłopotów. A Teodorczyka mogę postawić za wzór, nie ma z nim najmniejszego problemu. Słyszałem o jego niełatwej młodości, widzę u niego determinację, aby zrobić w życiu jak najwięcej. To fantastyczny chłopak, naprawdę. Jeśli dalej będzie tak strzelał, to powinien w tym sezonie zdobyć między 20 a 30 goli. I jak tu nie być zadowolonym?
Zwycięstwa świętuję żurkiem. Rozmowa z Flavio Paixao.
Lechia jest liderem, ale niedawny mecz prawdy z Legią przegrała 0:3. Czy to nie oznacza, że mistrzostwo to jednak dla was jeszcze za wysokie progi?
Flavio Paixao: – Skreślanie nas po jednym nieudanym meczu byłoby śmieszne. To jakby powiedzieć, że Manchester City po porażce 0:4 z Barceloną nie jest w stanie walczyć o czołowe miejsca w poważnych rozgrywkach. Mecz w Warszawie nam nie wyszedł, pewnie kilka spotkań w tym sezonie przegramy, ale większość kończy się po naszej myśli. Lechia jest poważnym kandydatem do tytułu, choć sezon jest bardzo długi i najważniejsza będzie forma po podziale na grupy.
Superak pisze, że czas Krychowiaka w PSG musi nadejść, ale skupia się przede wszystkim na fotkach z ostatniej sesji zdjęciowej Grzegorza i Celii Jaunat.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na okładce futbol robi za tło.
Noc, kiedy liczą się głowy i wątroby.
Przedwyborcza noc w PZPN zawsze jest nocą cudów. A raczej nocą zakrapianych alkoholem biesiad, kiedy upadają i zawiązują się nieraz zaskakujące koalicje. Trzeba mieć mocną głowę i… wątrobę, by dzielnie znieść wszystkie perswazje, oprzeć się pokusom. – Przez kilka godzin może się rozlecieć nawet kampania wyborcza prowadzona przez kilka miesięcy. Przeżyłem to cztery lata temu. Byłem faworytem do wygranej, ale po tej nocy w oparach dymu z cygar i zapachu mocnych trunków okazało się, że poparcie dla mnie gwałtownie zmalało. Dlatego do dzisiejszych ludzi organizujących kampanię kandydatów mam koleżeńską radę, by oszczędzali pomysły i energię na przedwyborczą noc – apeluje Roman Kosecki, który w poprzednich wyborach przegrał nie tylko ze Zbigniewem Bońkiem, ale również z “betonowym” Edwardem Potokiem. A wszystko to przez jedną noc…
Intensywne biesiadowanie jest związkową tradycją równie ważną jak sam akt wyborczy. Wtedy tak naprawdę zaczyna się zjazd PZPN: przy hotelowych i knajpianych stolikach, a czasami pod nimi. Wszystko zależy od wytrzymałości dziarskiego delegata. – Ale dzisiaj to już nie to, co kiedyś. Inne czasy, aż takich imprez to się już nie spodziewam – przyznaje Michał Listkiewicz, który w wyborach na szefa związku uczestniczył dwa razy i wygrywał. – Dzisiaj to nawet starsi działacze wspominają z łezką w oku: “Dawniej, jak przyjeżdżał do nas sędzia na mecz, to umiał się porządnie napić i porządnie sędziować. A dzisiaj nie umie ani jednego, ani drugiego”. Nie zgadzam się z tym sędziowaniem, bo mamy dobrych arbitrów, no ale tak mówią – śmieje się z Listkiewicz, sugerując, że dzisiejsi delegaci nie są tak zainteresowani piciem, co ich poprzednicy sprzed lat. – Takich, co umieli pić choćby i z musztardówki, już nie ma – przyznaje były prezes.
Jestem wściekły na siebie – mówi Tomasz Wilman.
Czuje się pan oszukany przez drużynę?
– Przede wszystkim zawiedziony wynikami. Nie chodzi o personalia, tylko o sposób gry. Nie rozumiem, czemu w pewnym momencie porzuciliśmy system, który dawał rezultaty. Był wymagający, ale skuteczny. Jestem zawiedziony, że w pewnym momencie wkradły się wątpliwości. Żałuję, że nie będę mógł kontynuować pracy. W drużynie jest potencjał, który wciąż można wyzwolić. Najprostszą drogą jest zwolnienie trenera.
Piłkarzom Korony brakowało charakteru?
– Charakter ma każdy. Trudno powiedzieć, czy wszyscy zawodnicy mieli go do sportu. Najlepszym wyznacznikiem jest reakcja na porażkę. Sam nienawidzę przegrywać. Nawet, kiedy bawimy się w ping-ponga czy siatkonogę. Dobrze, aby reakcją rezerwowych była sportowa złość. W pewnych momentach tego zabrakło. Nie wszystkim – złego słowa nie powiem o Nabilu czy Miguelu. O tych, którzy walczyli do końca i zawsze zostawiali serce na boisku.
Mateusz Szwoch bez formy.
Mateusz Szwoch, młody pomocnik gdynian, zaczął sezon z przytupem. W meczu z Ruchem Chorzów (3. kolejka) zaliczył trzy asysty. Potem miał jeszcze przebłyski dobrej gry, ale z czasem zupełnie zniknął z radaru. Grał co prawda we wszystkich meczach gdynian, ale nie był ani efektowny ani efektywny. Ostatnio zgasł zupełnie. (…) Nie rozpatrywałbym problemów Arki przez pryzmat Matiego. Mateusz jest centralną postacią zespołu, dlatego jest na świeczniku wszystkich. Jednak sam Mati Arce meczu nie wygra. Problem jest inny: Arka straciła swoje atuty z początku sezonu, kiedy była zespołem, który niesamowicie harował na boisku. Ich gra opierała się przede wszystkim na wysokim pressingu. Musiało to odbić się na siłach. Gdynianie po prostu są w dołku fizycznym – mówi nam były szkoleniowiec żółto-niebieskich Paweł Sikora, który prowadził Szwocha w I lidze (sezony 2012/13 i 13/14).
W tematach ligowych wracamy do kryzysu Jagiellonii.
Podobne zdanie ma defensywny pomocnik białostoczan Jacek Góralski. 24-latek w weekendowej potyczce z Zagłębiem cieszył się ze swojego premierowego gola w ekstraklasie. – Najważniejsze, że tworzymy sytuacje. Inna sprawa, że ich nie wykorzystujemy. Dołek? Nie przesadzajmy. Wygramy najbliższy wyjazdowy mecz z Cracovią (niedziela, godz. 15.30 – przyp. red.) i wszystko wróci do normy – podkreśla gracz Jagi. Wpływ na ostatnie wyniki drużyny mogą mieć kontuzje. W tym sezonie z powodu problemów ze zdrowiem pauzowało już dwunastu piłkarzy Jagiellonii. Ostatnio z urazami zmagają się dwaj lewi pomocnicy: Dmytro Chomczenowski i Karol Mackiewicz. Ukrainiec powoli wraca do formy. Z Zagłębiem siedział już na ławce rezerwowych. Gorzej sprawy się mają z wychowankiem Jagi. Mackiewicz we wtorek przeszedł rekonstrukcje zerwanych na treningu więzadeł krzyżowych. Żmudna rehabilitacja ma potrwać minimum sześć miesięcy. Na razie nie wiadomo czy piłkarz jeszcze zagra w tym sezonie.
Fot. FotoPyK