Nie jestem niecierpliwy, nie obrażam się na nikogo, nie myślę o żadnym transferze. Żyję z dnia na dzień, z meczu na mecz. Wiadomo, że aby być w formie, muszę grać. Rozmawiałem o tym z trenerem. Jacek Magiera zapewnił, że mam dawać z siebie wszystko, a na pewno dostanę swoją szansę. Teraz staram się na treningach pokazać, że na nią zasługuję – mówi Kasper Hamalainen na łamach Super Expressu, choć rozmawiał też z Przeglądem Sportowym. Zapraszamy na poniedziałkową prasówkę.
GAZETA WYBORCZA
Dziś przez problemy techniczne bez prasówki Faktu. Zaglądamy od razu do GW, gdzie jest tekst o tym, jak tworzy się Legia Magiery.
Obrońcy tytułu stracili gola na 1:1 w 90. minucie. Ale zwycięskiego strzelili w 93. Lech drugą kolejkę z rzędu traci punkty w ostatnich sekundach. To przełomowy moment dla Legii i trenera Jacka Magiery? (…) Dla przebudowanej w tym roku Legii (w 2016 r. przyszło 11 nowych piłkarzy), zespołu zawodników nieznających się za dobrze, zwycięstwo w takich okolicznościach może się okazać przełomem. Tym, czym wygrana z Niemcami dla reprezentacji Adama Nawałki. – Gdyby do bójki pobiegł jeden zawodnik, miałbym problem. Ale pobiegli wszyscy, więc jest OK. To wzmacnia grupę – powiedział po meczu trener Magiera. Klubowa strona Legii pokazała wideo z szatni. Vuković wykrzykiwał obcokrajowcom piosenkę śpiewaną przez kibiców, licząc na to, że ją powtórzą. Thibault Moulin i Vadis Odjidja-Ofoe nie aklimatyzowali się tak, jak powinni, niektórzy piłkarze Legii uważali, że poprzedni trener Besnik Hasi ich faworyzuje. Ale gwar w legijnej szatni pozwala uwierzyć, że zgraja piłkarzy stanie się drużyną. Najmocniejszy argument za tym otrzymamy, gdy uda się jej wygrać kilka meczów ligowych z rzędu. Od marca Legia nie potrafi wygrać nawet dwóch. I dopiero teraz dobiła do ósmego miejsca, dającego start w grupie mistrzowskiej.
Piłkarski koniec świata – pisze Rafał Stec.
Intensywnie myślę o potędze wymienionych superdrużyn, odkąd Legię wpuszczono na Santiago Bernabéu, i popadam od tamtego wieczoru w coraz głębszą deprechę. To chyba mój najpoważniejszy kibicowski kryzys w dorosłym życiu, dopiero teraz dociera do mnie, że piłka nożna, jaką pokochałem w dzieciństwie, ostatecznie przestaje istnieć. I że nie ma żadnych szans na ocalenie, że ubywa ludzi, którzy by w ogóle mieli ochotę się o nią upomnieć. Tamta piłka nożna to również była piłka nożna, w której Real i Barcelona były wielkie, a polskie kluby były małe, ale wtedy zawsze żyłeś nadzieją, że można z gigantami wygrać. Ta nadzieja, nawet jeśli miała rozmiar marzenia ściętej głowy, stanowiła sens kibicowania, który właśnie znika. Polska drużyna już nigdy nie wygra z Realem, a wkrótce zrobi się jeszcze beznadziejniej, bo fraza „polska drużyna już nigdy nie wygra z Realem” ustąpi frazie „polska drużyna już nigdy nie zagra z Realem”. Zamknięta superliga musi powstać, żeby zlikwidować przywoływane wyżej mecze, w 99,9 proc. przypadków rozstrzygnięte jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
SUPER EXPRESS
Na początek tekst o Kamilu Grosickim, który wszedł na boisko i włączył tryb turbo. Jego dwa gole po wejściu na murawę dały zwycięstwo.
Nasz wzrok kierujemy jednak na Ekstraklasę, gdzie Kasper Hamalainen przyznaje: Trener kazał mi wejść i strzelić.
Zanim wszedłeś na boisko trener Magiera coś długo ci tłumaczył. Co usłyszałeś od szkoleniowca?
– Trener powiedział, że mam wejść i strzelić gola. Mówił, że doliczone cztery minuty to jeszcze dużo czasu i na pewno będę miał jakąś sytuację, którą muszę wykorzystać. Jestem bardzo szczęśliwy, że się udało.
Zwycięskie trafienie pomoże ci w walce o miejsce w podstawowym składzie Legii? Ostatnio rzadko podnosisz się z ławki rezerwowych…
– Nie jestem niecierpliwy, nie obrażam się na nikogo, nie myślę o żadnym transferze. Żyję z dnia na dzień, z meczu na mecz. Wiadomo, że aby być w formie, muszę grać. Rozmawiałem o tym z trenerem. Jacek Magiera zapewnił, że mam dawać z siebie wszystko, a na pewno dostanę swoją szansę. Teraz staram się na treningach pokazać, że na nią zasługuję.
Relacje ligowe odpuszczamy, więcej przeczytamy o nich w PS.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Hit w cieniu błędów – uderza gazeta.
Horror w Warszawie i szczęście Legii.
Warto było marznąć w sobotni wieczór na stadionie Legii i doczekać końcówki polskiego klasyku. Długo można było być zawiedzionym, ale ostatnie minuty wszystko wynagrodziły. Wiele wskazywało na to, że gospodarze skromnie wygrają, bo bardzo dobrze broniącego Matusa Putnockiego pokonał Nemanja Nikolić. (…) Gospodarze oddali inicjatywę rywalom, ale długo wszystko wskazywało na to, że zdołają utrzymać minimalne prowadzenie. Nieodpowiedzialnie zachował się jednak rezerwowy Michał Kopczyński, który sfaulował Makuszewskiego. Wyrównał Robak, a Lech rozpoczął świętowanie punktu uratowanego w końcówce. Legia się nie poddała i zdołała przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Choć także dzięki pomyłce asystenta sędziego głównego.
Sędzia przepraszał – przyznaje Maciej Makuszewski.
Po wyrównującej bramce zagotowało się i na murawie doszło do bijatyki. Nie za dużo złych emocji?
– Arek Malarz nie może dusić Dawida Kownackiego w bramce. Był agresywny, pierwszy rzucił się do bicia, a został ukarany tylko żółtą kartką. Kuba Rzeźniczak miał już upomnienie, a mimo to aktywnie uczestniczył w awanturze. My dostaliśmy chyba trzy żółte kartki (w rzeczywistości jedną – przyp. red.), Jasiu Burić czerwoną i wszystko było w porządku…
(…)
Rozmawialiście z sędziami po zakończeniu spotkania?
– Asystent szybko uciekł do szatni. Mówił, że siedzi, płacze i nas przeprasza za tę decyzję. To nie pierwsza taka pomyłka na stadionie Legii. Kiedyś przyjechała tu Jagiellonia i sędzia podyktował karnego dla gospodarzy w doliczonym czasie.
Ten gol mi pomoże – nie ma z kolei wątpliwości Hamalainen.
Gdyby miał pan sklasyfikować tego gola na tle innych, to jak wysoko go by pan umieścił?
– Na pewno to jedna z najważniejszych bramek w mojej karierze.
A któryś z goli strzelonych dla Lecha był równie istotny?
– Nie przypominam sobie.
Słyszał pan, jak został przywitany przez kibiców Lecha?
– Zrozumiałem, co śpiewali (śmiech).
Po zwycięstwie Lechii nad Piastem PS ogłasza: Peszko z turbodoładowaniem. Fragment relacji.
Reprezentacja Polski ma swojego Kamila Grosickiego, a Lechia Sławomira Peszkę. Peszko grał tak naładowany, jakby przyjął dodatkową porcję energii (niedawno leczony był metodą przy użyciu prądu, która szybko postawiła go na nogi). – Sami się zastanawiamy, jaką dietę stosuje. Gdybym mógł przyznać noty za mecz, dałbym Sławkowi “10” – mówił napastnik Lechii Grzegorz Kuświk.
Antoni Bugajski podsumowuje też weekend w Ekstraklasie: Ligowe horrory w koprodukcji z sędziami.
Piłkarskie horrory tym razem ogarnęły całą Polskę, ale projekcja głównego spektaklu odbyła się w stolicy. Gdy właściwie było już przesądzone, że Legia pokona Lecha, goście natarli – choć słowo „natarcie” generalnie nie charakteryzowało ich sposobu gry w sobotni wieczór przy Łazienkowskiej – i postarali się o rzut karny na wagę remisu. Cóż tam w szesnastce Arkadiusza Malarza się wyprawiało! To już nie chodzi nawet o samego gola, ale ogólną bijatykę, w którą z całą energią zaangażował się bramkarz Kolejorza Jasmin Burić, jakby się uparł, że on też – mimo że tylko rezerwowy – umie być przydatny. Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy, że swoim łobuzerskim zachowaniem rodem spod budki z piwem osłabił zespół, bo przecież czerwona kartka sprawia, że w lidze nie będzie mógł usiąść nawet na ławce. (…) Na tle wszystkich niezwykłych wydarzeń z tej kolejki wyróżnił się mecz w Płocku, bo sędziów w błędnych decyzjach wyręczył Seweryn Kiełpin, który próbując odbić piłkę lecącą bezpośrednio z rzutu rożnego wpakował ją do własnej bramki. Z dopiero co wydartego remisu zrobiła się jednak porażka. Możemy narzekać na ekstraklasowy poziom gry, ale tym razem emocji było w niej wcale nie mniej niż w Anglii, Niemczech czy Hiszpanii. Inna sprawa, że bywały to emocje mocno niezdrowe i toksyczne.
Spodobał nam się również komentarz Dariusza Stolarczyka: Trochę szczerości nie zaszkodzi. Na podstawie I-ligowych wydarzeń.
Otóż szkoleniowiec Stali Mielec Zbigniew Smółka na pytanie, dlaczego zdecydował się objąć drużynę ówczesnego outsidera zaplecza ekstraklasy, odparł: Gdy trener nie ma pracy, nie może sobie pozwolić na odrzucenie propozycji. Prosta, szczera odpowiedź, jakie coraz rzadziej formułują stający przy mikrofonie ludzie piłki. A przecież Smółka mógł poopowiadać o chęci nawiązania do wspaniałych tradycji klubu, w którym przed laty grał Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach czy Henryk Kasperczak. Mógł pogadać o kibicowskich marzeniach i innych dubach smalonych. Nie gadał, ale to wcale nie znaczy, że jeszcze nie pogada… Zauważalna jest bowiem pewna prawidłowość – im wyższa klasa rozgrywek, tym wypowiedzi mają wyższy stopień ogólności (nie wyłączając kadry narodowej). Wypowiadający się używają standardowych sformułowań i eufemizmów. Czasami wydaje się, że równie dobrze mogliby tylko poruszać ustami.