Zdobywca Ligi Europy kontra finalista Ligi Mistrzów. Perfekcyjnie poukładana taktycznie machina, zdaniem wielu prezentująca futbol przyszłości kontra zespół słynący z często radosnego futbolu podlanego hektolitrem intensywności. Starcie ekip, które przed startem kolejki zajmowały pierwsze i czwarte miejsce w tabeli i które w klasyfikacji dzielił zaledwie jeden punkt. Mecz Sevilli z Atlético miał być hitem 9. serii gier Primera División, jednak – jak na hiszpańskie standardy – wyszło raczej tak sobie.
Nawet jeśli wciąż trudno powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z kopaniną, po której żałowalibyśmy, iż koniec końców nie zdecydowaliśmy się postać przez półtorej godziny na deszczu, to jednak trzeba przyznać, że poza toną walki, pultaniem się do arbitra i w miarę szybkim tempem, na boisku – szczególnie w pierwszej połowie – działo się niewiele. Atlético jak zwykle w meczach z groźniejszymi rywalami pozwoliło utrzymywać się rywalowi przy piłce i czekało na kontry, Sevilla z kolei naiwnie starała się otworzyć klatkę, którą na własnej połowie postawili podopieczni Diego Simeone.
Jedyne klarowne okazje przed przerwą mieli Gameiro – jego strzał z dość ostrego kąta obronił Sergio Rico – oraz Ángel Correa, który po długim podaniu przedłużonym prze Gameiro znalazł się praktycznie sam na sam z bramkarzem, ale sieknął fatalnie obok słupka.
W drugiej połowie było już dużo lepiej. Sevilla nieco się obudziła i już na początku dwukrotnie była bardzo blisko wyjścia na prowadzenie. Najpierw Nasri powykręcał biodra jednemu z defensorów Atlético i walnął w słupek, chwilę później zaś Jan Oblak kapitalnie obronił strzał z bliska Vázqueza. „Los Rojiblancos” odpowiedzieli z kolei uderzeniem w boczną siatkę Kevina Gameiro.
Choć długimi momentami trudno było nie ulec wrażeniu, że to typowe spotkanie z serii tych, w których w 90 procentach przypadków Atlético wygrywa ostatecznie 1:0, tym razem finał był jednak inny. Andaluzyjczycy na nieco ponad kwadrans przed końcem wyszli bowiem na prowadzenie – N’Zonzi otrzymał fantastyczne prostopadłe podanie i nie pomylił się w sytuacji sam na sam. Gdyby tego było mało, chwilę później po idiotycznym faulu w ataku drugie żółtko dostał Koke i było w zasadzie pozamiatane. Atlético starało się jeszcze coś wskórać – głównie po stałych fragmentach – jednak Sevilla koniec końców nie dała zrobić z siebie frajerów.
Ekipa Cholo Simeone przegrała dziś więc pierwsze spotkanie w tym sezonie i po tej kolejce będzie musiała pożegnać się z pozycją lidera. Na tę chwilę zajmuje ją właśnie Sevilla. Tak czy inaczej wieczorem podopiecznych Jorge Sampaolego wykolegować może jeszcze Real Madryt, który zmierzy się u siebie z Athletikiem Bilbao.