Reklama

UEFA ma dość. Czy Legia wyleci z Ligi Mistrzów?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 października 2016, 09:20 • 10 min czytania 0 komentarzy

Żarty się skończyły, a Legia nie ma już żadnego marginesu błędu. Istnieje poważne zagrożenie, że UEFA wyrzuci mistrzów Polski z Ligi Mistrzów – czytamy dziś w Fakcie. Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy.

UEFA ma dość. Czy Legia wyleci z Ligi Mistrzów?

FAKT

f1

Czas wrócić na ziemię – Tabloid apeluje do drużyny Legii…

Wynik lepszy niż gra, nie przynieśliśmy wstydu – takie komentarze dominowały wśród piłkarzy Legii po meczu z Realem. Porażka 1:5 jest jednak wymowna i odzwierciedla w najmniejszym z możliwych stopni przepaść, jaka dzieli naszą piłkę klubową od najlepszych. (…) Teraz dla jego zawodników nadchodzi moment prawdy, bo Legia jest daleko w tyle za prowadzącymi zespołami w lidze i musi szybko wrócić do szarej rzeczywistości. Samą ładną grą, ale bez szczelnej obrony, ciężko będzie myśleć o odrabianiu strat do czołówki. Pierwsza okazja nadarzy się w sobotę, gdy do stolicy przyjedzie Lech. Legioniści zdają sobie sprawę ze swojej sytuacji. Czas zejść na ziemię, bo piękny sen niedługo się skończy, a zespół może zostać z ręką w nocniku na koniec rozgrywek.

Reklama

… I zastanawia się, co dalej z klubem. Czy Legia zostanie wyrzucona z Ligi Mistrzów?

Żarty się skończyły, a Legia nie ma już żadnego marginesu błędu. Istnieje poważne zagrożenie, że UEFA wyrzuci mistrzów Polski z Ligi Mistrzów. (…) W UEFA mają dosyć wybryków kibiców Legii, które psują wizerunek Champions League. Wysyłali sygnały ostrzegawcze, zamykali stadion, ale wszystko na nic. Możliwe, że sięgną po najostrzejsze sankcje. Tego, jak duże jest zagrożenie, dowiemy się pod koniec tygodnia, kiedy federacja może zdecydować o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego. – Regulamin UEFA jest jasny, klub odpowiada za zachowanie kibiców na stadionie i w jego otoczeniu. Konsekwencje mogą być poważne – dodał Dmowski.

f2

Młody ciągnie lokomotywę.

Wyróżnienie dla młodego piłkarza Lecha. Tomasz Kędziora podczas ostatniego meczu ligowego z Wisłą Kraków pół godziny nosił kapitańską opaskę. – To dla mnie ogromny zaszczyt i powód do dumy – mówi obrońca Kolejorza. (…) Choć jest młody, nie brakuje mu cech przywódczych. W szatni nie siedzi w kącie, tylko odważnie wygłasza swoje poglądy. Na boisku nie boi się krzyknąć, żeby zmotywować kolegów. – Zespół mi zaufał i fajnie. Nawet jeśli trwało to zaledwie pół godziny, tak jak ostatnio – przyznaje „Kendi”, dla którego to nie jest nowość. Rolę kapitana pełni bowiem w reprezentacji do lat 21, która szykuje się do udziału w przyszłorocznych mistrzostwach Europy.

I jeszcze informacja, że Jagiellonia chce zatrzymać Konstantina Vassiljeva. Piłkarz ma umowę z klubem do końca sezonu.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

gw

Legia się boi.

Wykluczenie z pucharów jest realne – ogłosili mistrzowie Polski. Wizerunek klubu sięgnął dna po bójkach z hiszpańską policją wywołanych przed wtorkowym meczem z Realem. – Regulamin UEFA nie pozostawia złudzeń. Klub może być pociągnięty do odpowiedzialności za zachowanie kibiców zarówno na stadionie, jak i w jego otoczeniu. Nie znamy jednak raportu delegata, nie dostaliśmy od UEFA żadnych materiałów – mówił dyrektor Legii Warszawa ds. mediów i PR Seweryn Dmowski. Legia może czuć się zagrożona, bo w jej przypadku to recydywa. W ostatnich latach UEFA trzykrotnie zamykała stadion w Warszawie za ekscesy kiboli. Piłkarze przy pustych trybunach grali z Apollonem Limassol (2013), Trabzonsporem (2014) i Ajaksem Amsterdam (2015). Za dwa tygodnie na pusty stadion przyjedzie Real Madryt. To kara za zadymę podczas niedawnego meczu z Borussią Dortmund. Dotychczas UEFA karała jednak klub za zdarzenia, do których dochodziło na trybunach. We wtorek niespokojnie było natomiast pod stadionem Santiago Bernabéu. (…) Klub w środę zapowiedział także zmianę zasad sprzedaży biletów na mecze wyjazdowe. Jedną z pierwszych decyzji będzie ograniczenie liczby wejściówek na mecz w Dortmundzie z Borussią do kilkuset sztuk. W Madrycie było ich około czterech tysięcy. Sam mecz? Hiszpańskie media ironizują, że trudno znaleźć inną drużynę w LM, która byłaby dumna ze swojej postawy po porażce 1:5.

Po wczorajszej Lidze Mistrzów widać z kolei, że Messi ma patent na Guardiolę.

„Moim idolem z dzieciństwa był Maradona, ale kogoś takiego jak Messi nigdy nie widziałem. Pewnego dnia opowiem swoim wnukom, że to ja byłem jego trenerem” – mówił kiedyś Pep Guardiola. To on uchodzi za szkoleniowca, przy którym Argentyńczyk najbardziej się rozwinął. Pep znalazł mu nową pozycję w ataku, przesunął ze skrzydła bliżej bramki, dzięki czemu Leo stał się maszyną do zdobywania bramek. W tamtych czasach ustanowił niepobity rekord ligi hiszpańskiej – 50 bramek w sezonie 2011/12. Dziś Luis Enrique robi coś przeciwnego – zachęca Argentyńczyka, by jak najczęściej brał udział w konstruowaniu akcji. Messi rekordów strzeleckich nie śrubuje, ale wciąż rozstrzyga mecze wagi ciężkiej. – Kocham zwycięstwa, ale też potrafię przegrywać – opowiadał Guardiola przed wczorajszym hitem na Camp Nou. Jego filozofia się nie zmienia. Nowy trener Manchesteru City tłumaczy, że straciłby wiarygodność w oczach swoich piłkarzy, gdyby z obawy przed przeciwnikiem kazał im grać inaczej niż zwykle. Maksymalizacja posiadania piłki i wysoki pressing stały się teraz znakiem firmowym drużyny z Etihad Stadium. (…) Mówił kiedyś Guardiola, że do Messiego trzeba mówić mało. Ale uważnie wsłuchiwać się w tych parę słów, które on szepcze pod nosem. I nigdy nie zdejmować go z boiska przed końcem meczu, nawet po to, by kibice podziękowali mu za grę owacją na stojąco. Minęły cztery lata od kiedy Guardiola opuścił Barcelonę, ale wszystkie jego uwagi na temat Messiego pozostają aktualne.

SUPER EXPRESS

se

Wołają na mnie Drago. Superak pogadał z Bartłomiejem Drągowskim.

Wpływ na twoją sytuację w Fiorentinie miał kontuzja, którą odniosłeś tuż na początku przygotowań?
– Nie lubię się w ten sposób usprawiedliwiać. Zawodnicy często po dłuższych przerwach wchodzą do zespołu. Potrenują dwa tygodnie i wskakują do składu. Dlatego tak nie będę się tłumaczyć. Widocznie trener Paulo Sousa uważa, że to jeszcze nie mój czas.

Pierwszym bramkarzem Fiorentiny jest Ciprian Tatarusanu. Dużo ci do niego brakuje?
– Najlepszą odpowiedzią jest to, że to reprezentant Rumunii. Słabych bramkarzy nie biorą do kadry. Przy Ciprianie też się uczę. Tak było też, jak wchodziłem do Jagiellonii, gdzie uczyłem się od Barana i Słowika. Taki jestem, że lubię podpatrywać i sprawdzać na sobie, czy to co wykonuje mój konkurent będzie też dobre dla mnie.

Na kolejnych stronach Superak pisze o przełamaniu Roberta Lewandowskiego i zastanawia się, czy kibole wyrzucą Legię z pucharów. Spoglądamy jednak w inny materiał o mistrzach Polski: Wojna w Legii przeniosła się do Madrytu.

se2

Dariusz Mioduski (52 l.), większościowy udziałowiec Legii, spotkanie z Realem oglądał w telewizji. Dlaczego na tak prestiżowym meczu zabrakło człowieka, który ma 60 proc. akcji klubu? To kolejna odsłona zimnej wojny między właścicielami mistrza Polski, Bogusławem Leśnodorskim (41 l.) i Maciejem Wandzlem (47 l.) z jednej strony a Mioduskim z drugiej. Przy okazji pobytu w Hiszpanii Leśnodorski i Wandzel spotkali się z prezesem “Królewskich” Florentino Perezem. Pokazali zdjęcia, ale próżno było szukać na nich Mioduskiego. Dlaczego? W Legii tłumaczą, że skoro Mioduski wycofał się z bieżącej działalności w klubie, to nie został uwzględniony w delegacji. Poza Legią można jednak usłyszeć inną wersję. Wynika z niej, że początkowo Mioduski był na liście zaproszonych i miał ochotę na wylot do Hiszpanii, ale potem miał z tej listy zostać skreślony. Takie pominięcie musiało go zaboleć, bo akurat “polityka zagraniczna” klubu to jego konik.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wrócił. PS świętuje przełamanie Lewego dla Bayernu po 520 minutach.

ps

Przy Legii zatrzymuje się jeszcze Przemysław Rudzki: Jaka piękna katastrofa.

Gdybym jakimś cudem nie oglądał meczu Realu z Legią, to po przejrzeniu rano polskiego internetu i obejrzeniu paru serwisów informacyjnych odniósłbym wrażenie, że mistrz Polski w Hiszpanii co najmniej zremisował po morderczej batalii. Wysoka porażka, manto, oklep, baty, lanie, chłosta – każdy może sobie wybrać jedno z określeń na to, co stało się w Madrycie. Bo 1:5 to wynik, który nie pozostawia złudzeń. Nawet jeśli, jak stwierdził Bartosz Bereszyński, „straciliśmy pięć bramek i to jest niepotrzebne”. Brawo – w futbolu faktycznie strata bramek jest rzeczą najmniej potrzebną, podobnie jak brak umiejętnego ocenienia sytuacji. Tutaj znów Bereszyński: „musimy wyjechać stąd z podniesioną głową”. Nie, drogi Bartoszu. Musicie wyjechać ze świadomością, że jesteście po prostu klubowym San Marino. Tu piątka, tam szóstka, zero punktów, jeśli tak wygląda piłkarski raj, to ja wolę do piekła. Z podniesionymi głowami mogą chodzić chłopcy z Legii, którzy w młodzieżowej Lidze Mistrzów napędzili strachu Realowi. Nie chcę zostać źle zrozumiany. Kompletnie nie obwiniam piłkarzy za to, że są gorsi od zawodników kosztujących po kilkadziesiąt milionów euro, rozumiem, że piłka tak dzisiaj wygląda, że przepaście są wielkie. Jednak boli mnie, że Real urządza sobie trening otwarty dla mediów i 70-tysięcznej publiczności przez 90 minut.

ps2

Obok zapowiedź dzisiejszej Ligi Europy, czyli Teodorczyk strzela jak na zawołanie.

– Miałem plan, jak go zatrzymać i przez 90 minut się udawało. Do tego momentu dobrze nam szło, ale niestety w końcu znalazł na nas sposób – mówi nam Georges Leekens, jeden z najbardziej znanych belgijskich szkoleniowców, obecnie trener Lokeren, które w ostatniej kolejce pogrążył Łukasz Teodorczyk. Nasz rodak kolejny raz znalazł się na ustach wszystkich fanów piłki w Belgii. (…) – Najważniejsze, że zdobywa bramki. Poza tym nie czeka tylko na szansę, ale stara się coś wykreować, pracuje dla drużyny. Widać, że jest typem zwycięzcy i zawsze walczy do końca – chwali go Leekens. W Jupiler League Teodorczyk strzelił już sześć goli i jest jednym z wiceliderów klasyfikacji strzelców. O dwa trafienia ustępuje Idrissowi Saadiemu z Kortrijk. Magazyn „Voetbalkrant” wybrał go do najlepszej jedenastki dotychczasowej części rozgrywek. Z kolei w Lidze Europy i jej eliminacjach w czterech meczach zdobył trzy bramki. Co ważne, jego gole zawsze dają punkty. Teodorczyk jest najskuteczniejszym piłkarzem drużyny, z dorobkiem dziewięciu trafień, o cztery więcej niż pomocnicy Youri Tielemans i Sofiane Hanni.

PS wraca jeszcze do spraw kadry. Paweł Wszołek opowiada, że nie można być baletnicą. I zarzuty oczywiście odpiera.

Czy coś złego dzieje się w kadrze? Według mnie każda drużyna ma słabsze momenty. Chociaż uważam, że z Danią rozegraliśmy dobry mecz. Z Armenią zresztą też, tylko być może po czerwonej kartce dla rywali pomyśleliśmy, że spotkanie na pewno wygramy. Może zabrakło większej koncentracji. Klasowe zespoły poznaje się jednak po tym, jak potrafią reagować w trudniejszych momentach i my zareagowaliśmy super. Natomiast co do atmosfery w samej kadrze – nie zgadzam się z zarzutami, że nastąpiło rozluźnienie. Ja widzę w zespole wciąż tych samych ludzi, których spotkałem przed Euro, a więc głodnych sukcesów. Wiem, że jest teraz nagonka, że reprezentanci balują, ale nie chce tego tematu za bardzo komentować. Czy byłem grzeczny na ostatnim zgrupowaniu? Odpowiem tak: każde powołanie traktuję jak największy skarb, którego nie można wypuścić z rąk. Skupiam się na swojej pracy i tylko to mnie interesuje.

ps3

Jest też kilka tematów ligowych. Najciekawszy o tym, jak Guzmicsowi uciekła Serie A sprzed nosa.

Obrońca reprezentacji Węgier nie mógł się pogodzić ze straconą szansą. – W pewnym momencie włoski klub poinformował, że na drugi dzień przylatuję na testy medyczne i podpiszę kontrakt. Ostatecznie nie udało się, bo sytuacja w Wiśle była skomplikowana, Włosi nie mieli z kim rozmawiać, by sfinalizować transfer. Nie mogli dłużej czekać, aż ktoś odpowie na pismo – mówi Guzmics. Klub należał wtedy do Jakuba Meresińskiego. Dwa tygodnie nie zdołał powołać zarządu, który mógłby sfinalizować transfer. – Mój agent cały czas powtarzał, że będzie dobrze. „Pakuj się” – mówił. Dla Wisły była to dobra oferta, dla mnie też, bo przecież transfer do Serie A byłby krokiem naprzód. Głową byłem już we Włoszech, a jednak zostałem w Krakowie i musiałem to sobie w myślach poukładać – mówi obrońca Białej Gwiazdy.

ps4

Z kolei Kamil Dankowski odpokutował winę.

– Słyszałem pogłoski, że za „aferę włoską” sprzed roku mogę nie dostać powołania na finały MME 2017. Chcę jak najlepiej grać na boisku i już nie cierpieć za tamto głupie zachowanie. Mam nadzieję, że gol w meczu z Koroną mi w tym tylko pomoże – mówi obrońca Śląska Kamil Dankowski. (…) Był wtedy jednym z niesławnych bohaterów afery na zgrupowaniu reprezentacji Polski U-20, która uczestniczyła we Włoszech w Pucharze Czterech Narodów. Była impreza, siadanie na samochodzie (i uszkodzenie go) plus potężna awantura z miejscowymi. Rozrabiała dużo większa grupa piłkarzy, ale ostatecznie do opinii publicznej przedostały się nazwiska dwóch: Dankowskiego i Przemysława Szarka. Wyrok dla piłkarza Śląska: zawieszenie do 30 czerwca 2016. – Już po odbyciu tej kary wystąpiłem w trzech spotkaniach reprezentacji U-20. Dobrze, że wróciłem, bo kadra narodowa daje mi dużo pewności siebie. Nie wybielam się za stare winy, ale chcę pracować na swoje nazwisko już tylko i wyłącznie sportowo – mówi piłkarz.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...