Strach przed Kucharczykiem? Cristiano kontra Pazdan? Jak pokryć Nikolicia? Zwyczajowe wymienianie kluczy do zwycięstwa? Nie tym razem. W Hiszpanii przed meczem z Legią problemy mają zupełnie inną naturę. Madrycka prasa przed wieczornym spotkaniem skupia się bowiem głównie na tym, jak zapanować nad „jedną z najbrutalniejszych grup kibicowskich w Europie” czy też jak powstrzymać fanów Legii przed… wsadzaniem sobie rac w dupę.
Jeszcze wczoraj jednym z głównych artykułów, nie tylko tych związanych z meczem z Legią, które przewijały się na stronie internetowej Marki, było jednak… przypomnienie wypowiedzianych przed laty przez Mirosława Trzeciaka słów o Robercie Lewandowskim. Jak się bowiem okazuje, w Hiszpanii również doskonale znają historię, o tym, jak to ówczesny dyrektor sportowy Wojskowych posłał Roberta w sto diabłów, bo przecież w Legii „mają Arruabarrenę”.
Z samym sympatycznym Miguelem również postanowiono zresztą przeprowadzić krótką, oklepaną rozmówkę.
„Legia zawsze była wielkim klubem. W ostatnich latach za każdym razem walczyła o miejsce w czubie tabeli. Ma doświadczenie w Europie i w tym roku miała szczęście wrócić do Ligi Mistrzów. Odkąd odszedłem zmieniło się wiele rzeczy. Skorzystano na mistrzostwach Europy, które rozgrywano tam cztery lata temu. Odnowiono stadiony. Mimo poprawy, wciąż da się jednak zauważyć, że liga polska znajduje się na innym poziomie niż reszta wielkich europejskich lig”, powiedział dziennikarzom Marki były napastnik Legii.
Madrycka gazeta dobiła się także do Iñakiego Astiza. Poza typową paplaniną najciekawsza wydaje się próba wysondowania skali niebezpieczeństwa, w jakim znajduje się dziś stolica Hiszpanii.
Jak wygląda atmosfera na trybunach w Polsce?
Widok rac na każdym meczu jest normalny. Dla biegających po boisku piłkarzy stanowi to jednak dodatkową motywację. Trudno powiedzieć, czy w Madrycie będzie można to zauważyć, ponieważ nie wiem, ilu przyjedzie kibiców z Warszawy. Na stadionach w Polsce klimat jest jednak zupełnie inny niż na większości hiszpańskich obiektów. Tam fani nie podnoszą się z krzesełek tylko po konkretnych zagraniach, lecz śpiewają od 1. do 90. minuty. Czasami nawet nie jesteś w stanie usłyszeć, co mówi stojący kilka metrów od ciebie kolega z drużyny.
Czy może to stanowić niebezpieczeństwo?
Nie sądzę. Na trybunach raczej nie dochodzi do żadnych ekscesów. Pojawiają się race i sektorówki. Prawdą jest też, że w ostatnich latach Legii zamykano już stadion, jednak kibice w ogólnym rozrachunku zawsze koncentrują się przede wszystkim na wspieraniu własnego zespołu.
No dobrze, skoro już jesteśmy przy temacie rac, wczoraj doszła do nas także szokująca wiadomość o tym, że hiszpańska policja obawia się, iż kibice Legii w akcie desperacji są w stanie dokonać próby wniesienia ich na stadion nawet wówczas gdy – uwaga, będzie mocno –zajdzie potrzeba wsadzenia ich sobie w dupę. Co tu dużo gadać – to już mimo wszystko jakiś wyższy poziom abstrakcji.
W Madrycie spodziewają się przybycia około czterech tysięcy kibiców Wojskowych. Najbardziej w stolicy Hiszpanii niepokoi fakt, że trzystu groźnych kiboli nieznanym kanałem nabyło bilety i w zasadzie nawet nie do końca wiadomo, w jaki sposób dostali się do Madrytu. Ze względów bezpieczeństwa zatrudniono policjantów z psami tropiącymi, którzy krążyć mają nawet wewnątrz stadionu. Jednym słowem – nieopisana panika.
O podwyższonym ryzyku wspomina również stołeczny AS. Choć tam o racach w dupie raczej cisza, również bez problemu da się zauważyć zaglądający w oczy blady strach. Drugi największy madrycki dziennik sportowy grzmi, że w przypadku Legii mówimy niewątpliwie o „jednej z najbardziej brutalnych grup kibicowskich w Europie, która przyjedzie do Madrytu w liczbie około czterech tysięcy osób”, a także, podobnie jak w Marce, nie zapomniano nadmienić o trzystu biletach, które mogły trafić w ręce – cytujemy – „tych brutali”. Wspomina się także o tym, że do obstawienia meczu zaangażowanych zostanie dwa tysiące policjantów, czyli cztery razy więcej niż przy okazji nie tak dawnego starcia Bayernu z Atlético. Znajdziemy także rzecz jasna odpowiednią adnotację dotyczącą rewanżu przy pustych trybunach.
Sam mecz? Tu już niestety aż tak daleko idących obaw nie stwierdzono. W większości przypadków madrytczycy zaznaczają, że dzisiejsza potyczka z Legią będzie dla Realu starciem numer czterysta w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach…
…a Cristiano Ronaldo, jeśli dziś ustrzeli dublet, może z kolei jako pierwszy dobić do magicznej granicy stu bramek zdobytych w europejskich rozgrywkach.
Warto też przytoczyć dotyczące Legii wypowiedzi mistrza perfumowanej gadki, Zinédine’a Zidane’a, na wczorajszej przedmeczowej konferencji.
„Różnice pomiędzy nami i Legią? Skoro grają w Champions League, oznacza to, że są na tym samym poziomie. Jedynie od nas zależy więc to, czy sprawimy problemy rywalowi. Dla mnie z założenia nie ma różnicy, poniważ występujemy w tych samych rozgrywkach i trzeba tę ewentualną różnicę pokazać na boisku. Musimy dać z siebie wszystko, by nie doszło do niespodzianki„.
Kamery hiszpańskich telewizji zdołały jednak wyłapać, że nieco inne zdanie niż trener mają sami zawodnicy. Chodzi o konwersację, do której doszło na wczorajszym treningu. Wyglądała ona następująco:
– Zagram (w FIFA) Sportingiem, a ty? (Crisitiano).
– To ja wezmę Legię (Lucas Vázquez).
– Przecież Legia nikogo nie ma (Carvajal).
– Weź w takim razie Borussię, jest silniejsza (Cristiano).
¡IMPERDIBLE! @Cristiano y @Lucasvazquez91 SE 'PICAN’ en una PARTIDA de videoconsola. ¡OJO a los EQUIPOS que ELIGEN! #JUGONES pic.twitter.com/wN4unKqOEi
— El Chiringuito TV (@elchiringuitotv) 17 października 2016