Reklama

„Dziekan“ daje koncert w strugach deszczu

redakcja

Autor:redakcja

17 października 2016, 09:17 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nie każdy z naszych czytelników pamięta kadrę Antoniego Pichniczka, w której rolę maestra odgrywał Zbigniew Boniek, a na ataku szalał Dariusz Dziekanowski. Dlatego dziś w “Kartce z kalendarza” przypomnimy mecz Polski z Grecją z 1984 roku.

„Dziekan“ daje koncert w strugach deszczu

Na pierwszy rzut oka widać, że nie będzie to łatwe spotkanie. W Zabrzu padał rzęsisty deszcz, co zdecydowanie utrudniało wykonywanie swojej roboty piłkarzom. Samo starcie nie układało się po myśli zespołu Piechniczka. Bramkę pod koniec pierwszej części gry zdobył Tasos Mitropoulos i od tamtej pory trzeba było gonić. Na szczęście mieliśmy kim. W 62. minucie Boniek zagrał świetną piłkę do Włodzimierza Smolarka, któremu nie pozostało nic, tylko pokonać greckiego golkipera. Już trzy minuty później Władysław Żmuda zapędził się pod pole karne Greków, wyłożył futbolówkę Dariuszowi Dziekanowskiemu, a ten miał tyle miejsca, że przyjął, spojrzał i wykończył całą akcję. Polacy wyszli na prowadzenie, ale to było dla nich wciąż mało. Grecy rzucili bowiem wszystko co mieli na szalę i jasnym stało się, że nie będzie trudno ich skontrować. Do wybitej przez obrońców piłki w końcówce dopadł więc Dziekanowski, usadził na tyłku obrońcę, zerknął przed siebie, a tam w oddali dostrzegł tylko golkipera. Takiej sytuacji nie wypadało zmarnować. I choć po pierwszej części gry w ogóle się na to nie zapowiadało, dzięki trafieniu “Dziakana” wygraliśmy aż 3:1.

Kto wie, może właśnie to wyszarpane w trudnych warunkach zwycięstwo zbudowało zespół i zaważyło na wyjściu z grupy w tamtych eliminacjach? W późniejszych finałach mistrzostw świata nie było już jednak tak różowo. Remis z Maroko, wygrana z Portugalią i na koniec dwie bolesne porażki z Anglikami i Brazylią.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...