Pierwsza liga to nie rozgrywki, a styl życia – często co tydzień oglądamy tam przedziwne sytuacje. Nie inaczej było we wczorajszym spotkaniu MKS Kluczbork z Chojniczanką, kiedy to goście wykonywali rzut wolny, po którym piłka wpadła do bramki, ale pomiędzy uderzeniem futbolówki i minięciem przez nią linii bramkowej na stadionie zgasło światło. Swoje dołożył tu także prowadzący spotkanie Sebastian Krasny, który najpierw gola uznał, a później zmienił swoją decyzję, w protokole meczowym zapisując, że rzut wolny został wykonany bez gwizdka (chociaż gwizdek był). Innymi słowy, kompletny absurd.
Wyglądało to tak:
Na boisku powstał totalny burdel, goście z Chojnic mieli pełne prawo czuć się ograbieni, tym bardziej, że drugi raz z rzędu arbiter w bardzo dziwnych okolicznościach odbiera im gola (poprzednio w Nowym Sączu niesłusznie nie uznano im gola po dobitce z rzutu karnego). Sędzia zrobił wiele, by wkurzyć przedstawicieli Chojniczanki i zupełnie stracił kontrolę nad sytuacją, ale… No właśnie, jaka decyzja byłaby w takim wypadku słuszna? Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko jest kwestią interpretacji. Zajrzyjmy do przepisów:
Sędzia przerywa, wstrzymuje lub kończy zawody ze względu na naruszenie Przepisów Gry związane z ingerencją z zewnątrz, np. gdy:
• sztuczne oświetlenie jest niewystarczające
I tu pojawia się tak zwana podkładka, dzięki której arbiter mógł gola nie uznać – wystarczy że stwierdził, iż sztuczne oświetlenie jest niewystarczające. Tym bardziej, że zmiana jasności nastąpiła w momencie strzału, co mogło mieć realny wpływ na zachowanie obrońców i bramkarza. Pytanie tylko, czy światło zmieniło się tu bardziej, niż kiedy w piękny letni dzień słońce chowa się za chmurami. Tak czy inaczej – jak to się ładnie mówi – sędzia wybroni się z podjętej decyzji.
Albo raczej wybroniłby się, gdyby to właśnie na ten przepis powołał się w pomeczowym protokole. Tymczasem Krasny zasłonił się brakiem gwizdka, który na powyższym filmiku był aż nadto słyszalny. Co więcej, naprawdę nie trzeba szczególnie znać się na piłce, by rozumieć, że piłkarze z Kluczborka nie lecieli do sędziego z pretensjami o wykonanie stałego fragmentu bez pozwolenia. Arbiter zwyczajnie spanikował i obranej przez siebie argumentacji nijak nie będzie umiał obronić.
I tylko piłkarzy z Chojnic szkoda, którzy notują kolejną nieuznaną bramkę, a ich wina w całym zamieszaniu wydaje się najmniejsza. Z ich perspektywy awaria oświetlenia niczego nie zmieniła, bo i tak wszystko było świetnie widać, a tak zostali zmuszeni zapłacić największą karę za gówniany sprzęt na stadionie w Kluczborku. Natomiast punkty, tak potrzebne w walce o awans (obecnie Chojniczanka jest na 3. miejscu), uciekły bezpowrotnie.