Tomasz Hajto to temat-rzeka. Wystarczy rzucić hasło, a worek z opiniami sam się rozwiąże, dyskutować można na wielu płaszczyznach. Jeśli chodzi o karierę piłkarską, nie mamy wątpliwości – wycisnął z niej bardzo dużo, choć niewykluczone, że graczem był nieco słabszym, niż dziś mu się wydaje. Osiągnięcia jako trener? No na tym polu sukcesów na razie brak, nie wygląda to najlepiej. „Co chodzi o” robotę w roli eksperta, jak zgadujemy, zdania są najmocniej podzielne.
No bo jeśli uznamy, że ekspert ma być przede wszystkim wyrazisty i ciekawy, to „Gianni” zalicza się do czołówki. A jeśli wyżej cenimy inne sprawy, w tym tzw. kulturę języka, to raczej wyciszamy głos, gdy natrafiamy na mecz, który były reprezentant Polski komentuje. Dla jednych to gość robiący potrzebne show, inni bez większego zawahania podpisaliby się pod petycją, której celem byłoby odsunięcie go od komentatorki.
My nie pokusimy się o jednoznaczną ocenę, ale z okazji 44. urodzin Hajty postanowiliśmy przypomnieć kilka – nie bójmy się tego słowa – klasyków. Zaczynamy od słynnego składu ze słynnego sezonu…
Ale pamięć absolutna Hajty to przecież nie tylko składy!
Hajto zjechał m.in. polskie media…
…Sebastiana Boenischa…
…Mario Mandżukicia…
…beton w starym PZPN-ie.
No i ta świetna znajomość języka niemieckiego.
Fanklubu Tomasza Hajty raczej nigdy nie założymy, ale przynajmniej na nudę z nim narzekać nie można. Sto lat!