Nawałka nie interesował się tym, co jego piłkarze robią w wolnym czasie, a władzę w tym temacie oddał Iwanowi. Dlatego prawdopodobnie nie wiedział o wielu ekscesach. Iwan, zamiast zbudować relację dyrektor – piłkarz, stał się bliskim kolegą reprezentantów, a jego kontakty z nimi przerodziły się w „nocne rozmowy”. Iwan problemu nie widzi. Po naszych publikacjach zajął się za to szukaniem „kreta”, który wyniósł informacje dotyczące imprezowania zawodników – czytamy dziś w „Fakcie” i „Przeglądzie Sportowym”. Za wcześnie, by stwierdzać, że Iwan straci pracę. Znalazł się jednak na cenzurowanym.
FAKT
Peszko wypowiada się w „Fakcie”, ale – o dziwo – ani słowa nie ma o reprezentacyjnej libacji.
Pomocnik Lechii jest w bojowym nastroju przed ligowym spotkaniem z Zagłębiem. – Mało grałem, czuję więc głód piłki – śmieje się. – Zagłębie to zespół budowany z głową od kilku lat. Mają dobrą akademię, co procentuje. Chcemy, aby Lechia była czymś na podobieństwo Zagłębia. Czy brak Filipa Starzyńskiego osłabi Zagłębie? Tak, on brał na siebie cały ciężar gry. Jego strata to minus dla Miedziowych. U nas za to zabraknie Mario Malocy – mówi Peszko.
Gazeta sugeruje także, że po aferze alkoholowej pracę może stracić Tomasz Iwan.
Nawałka nie interesował się tym, co jego piłkarze robią w wolnym czasie, a władzę w tym temacie oddał Iwanowi. Dlatego prawdopodobnie nie wiedział o wielu ekscesach. Iwan, zamiast zbudować relację dyrektor – piłkarz, stał się bliskim kolegą reprezentantów, a jego kontakty z nimi przerodziły się w „nocne rozmowy”. Iwan problemu nie widzi. Po naszych publikacjach zajął się za to szukaniem „kreta”, który wyniósł informacje dotyczące imprezowania zawodników. Dzwonił do kilku reprezentantów, ale nie udało się ustalić, kto jest źródłem informacji.
GAZETA WYBORCZA
O resecie kadry wypowiada się Jan Tomaszewski.
Za dużo luzu na zgrupowaniu?
W loży VIP krążyły różne plotki co do zachowania piłkarzy. Ale ja w to nie chciałem wierzyć. Nie chcę powtarzać, bo przy tym nie byłem, nikogo za rękę nie złapałem, nie będę oskarżał. Adam Nawałka zrobił jedną mądrą rzecz, dał na zgrupowaniu luz Robertowi Lewandowskiemu, który w ostatnim czasie tyrał ciężko w Bayernie. Kapitanowi należało się szczególne traktowanie, trochę odpoczynku fizycznego i psychicznego. Po efektach widać, że to była świetna decyzja. Robert wbił Danii trzy gole i Armenii tego zwycięskiego. Z pewnych źródeł wiem, że po zwycięstwie nad Danią, jak Pan Bóg przykazał, o normalnej godzinie położył się do łóżka. Co robili inni? Nie wiem. Być może uznali, że skoro kapitan miał luz na zgrupowaniu, to i oni powinni mieć. Ale co wolno Lewandowskiemu, tego nie wolno każdemu. Robert to profesjonalista, który sam wie, co wolno i kiedy wolno. Każdy piłkarz pracuje na inne traktowanie. Pamiętajmy, że na zgrupowaniu przed Euro 2016 wolne dostał Grzegorz Krychowiak, który miał bardzo ciężki sezon w Sevilli. I na mistrzostwach grał jak młody bóg.
Czyli co wolno wojewodzie, to nie chłopu na zagrodzie? Także w reprezentacji…
Właśnie. Dam przykład z praktyki. Kiedy grałem w Belgii w klubie Beerschot, nasz trener Georg Knobel opowiadał mi anegdotę z czasów, gdy prowadził reprezentację Holandii. Johan Cruyff grał na zgrupowaniu w bilard i spytał selekcjonera, czy może wypić przy tym lampkę koniaku. Knobel mu pozwolił, zaraz przybiegli do niego dwaj zazdrośni piłkarze PSV Eindhoven Jan van Beveren i Willy van der Kuijlen z pretensjami, że Knobel faworyzuje piłkarza Ajaksu Amsterdam. A on im na to, że kiedy będą dawali drużynie tyle co Cruyff, to i oni dostaną od niego pozwolenie na lampkę koniaku. Ale na razie, jeśli im się nie podoba, mogą opuścić zgrupowanie.
SUPER EXPRESS
Do Tomaszewskiego po komentarz zwrócił się także „Superak”.
Pan jest zaskoczony tymi doniesieniami?
Jestem smutny. Ta kadra to dla piłkarzy NOBILITACJA. Dzięki Bońkowi, Nawałce i Lewandowskiemu być w tej drużynie to duma i zaszczyt. A jeśli ktoś do tego nie dorósł, nie potrafi się zachować przez kilka dni godnie, to… Takich piłkarzy nie potrzebujemy.
Pojawia się też pytanie, czy Nawałka nie pozwala za wiele. Wokół piłkarzy w hotelu ciągle kręcą się żony, narzeczone, dziewczyny, znajomi. Tak to powinno wyglądać?
Moim zdaniem to nie jest problem. Bo w klubach jest przecież na co dzień tak samo. Chodzi mi o to, że jeżeli piłkarz gra w sobotę mecz, to z reguły do piątku jest w domu i nic złego się nie dzieje. Natomiast uważam, że potrzebne są zmiany na boisku.
Dalej tekst o wymownym tytule: „kadro, otrzeźwiej!”.
Boruc, czyli problem numer jeden. Od niejednej osoby można usłyszeć, że dla niego zgrupowania to głównie forma spotkań towarzyskich. – Ciągle ktoś go odwiedza w hotelu, ruch jest bardzo duży – mówi nam osoba, która przygląda się każdemu zgrupowaniu kadry. – Artur wie, że jest trzecim bramkarzem. Zero presji, odpowiedzialności, stresu. No i faktycznie życie towarzyskie na kadrze prowadzi dość bujne – mówi kolejny świadek. A czystej kartoteki to Boruc nie ma, bo wszyscy pamiętają przecież afery alkoholową i papierosową z jego udziałem, jeszcze za kadencji poprzednich selekcjonerów. Prawdopodobnie to właśnie od niego zacznie się wietrzenie kadry.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
O kłopotach Iwana pisze też PS.
W założeniu Iwan doskonale nadawał się do roli dyrektora kadry. Były piłkarz, świetnie znający problemy zawodników i dobrze czujący się w szatni. Należał do reprezentacji, która po 16 latach awansowała do mistrzostw świata. Na turniej w Japonii i Korei jednak nie pojechał, Jerzy Engel pominął go w powołaniach. Iwan należał do liderów tamtej kadry, a zawodnicy, którzy w Azji zagrali, podkreślali później, że brak tego zawodnika odbił się na atmosferze i wynikach. Przegrana reprezentacja wróciła do kraju po fazie grupowej. Po zakończeniu kariery zajmował się piłką plażową, a prawie trzy lata temu objął nowe stanowisko w tworzącej się właśnie kadrze Nawałki i został dyrektorem ds. organizacyjnych. I choć na pierwszym zgrupowaniu reprezentacji w Grodzisku Wielkopolskim piłkarze po cichu narzekali, że był kłopot z rezerwacją ich biletów, to Iwan szybko się uczył roli. Był przede wszystkim przydatny w kontaktach z reprezentantami. Ci z czasem zaczęli go traktować jak jednego z nich. Bo Iwan wie, jak funkcjonuje grupa zawodników, którym czasem trzeba odpuścić.
Kamil Kosowski porównuje Bruk-Bet do… Atletico.
Lider Jagiellonia kontra wicelider – Bruk-Bet Termalica. Zaskoczenie?
Również niedowierzanie, bo duże marki czyli najbogatsze kluby utknęły gdzieś nisko w tabeli. A na jej górze zasiadła Termalica z prawdopodobnie najgorszą piłką w lidze, lecz najbardziej skuteczną. Oglądając wicelidera z Niecieczy – można zgrzytać zębami lub w końcu porzucić to i zająć się czymś innym, ale strategia tej drużyny wymyślona przez trenera przynosi skutek. Bruk-Bet to takie brzydkie Atletico Madryt, nawet bardzo brzydkie, tyle że do bólu skuteczne. Na pytanie, czy ładna gra i druga część tabeli, czy nieładna gra i jej czołówka, piłkarze i szkoleniowiec Termaliki chętnie wybiorą to drugie. Sądzę, że właściciele klubu także by na to wskazali. Zakładam, że zespół Czesława Michniewicza chce zapewnić sobie miejsce w czołowej ósemce, a dopiero po spełnieniu tego warunku przyjdzie większa swoboda taktyczna. Dziś jednak wygląda tak, że wszystkie działania jedenastki z Niecieczy są podporządkowane pozostaniu w grupie mistrzowskiej. To, że nie za bardzo da się na to patrzeć – to już inna sprawa.
Dalej dziennik nazywa Gutkovskisa objawieniem początku sezonu i przypomina jego historię.
Niecieczanie ściągnęli młodego Łotysza w zimie. Napastnik był częścią zagranicznego zaciągu, który stał się jedną z kości niezgody pomiędzy Marcinem Baszczyńskim, dyrektorem sportowym i autorem tych transferów, a ówczesnym trenerem Piotrem Mandryszem. Szkoleniowiec narzekał później głośno na jakość tych zawodników oraz fakt ściągnięcia ich bez uprzedniego obejrzenia ich przez siebie. Faktycznie, wiosną zdecydowana większość tych zawodników wydawała się kompletnymi niewypałami. Elvisa Bratanovicia i Stefana Nikolicia w Niecieczy już dawno nie ma, a Patrik Mišak jest tylko rezerwowym. Gutkovskis początkowo na tym tle nie wyróżniał się wcale pozytywnie. Wiosną otrzymywał bardzo niewiele szans. Wystąpił w podstawowym składzie tylko trzy razy. Trener Mandrysz wolał stawiać na doświadczonego Wojciecha Kędziorę. Po półrocznej aklimatyzacji w Polsce, 21-latek jednak z miejsca odpalił. W lecie został najlepszym strzelcem sparingów i przekonał do siebie Michniewicza. Trener wprawdzie regularnie podkreśla, że jego zawodnik ma techniczne braki do nadgonienia i że przy swoim wzroście, powinien lepiej grać głową, jednak i tak okazuje się w taktyce Bruk-Betu nieoceniony.
PS rozmawia też z Łukaszem Piszczkiem.
Po EURO nastąpiło w kadrze rozluźnienie?
Jeżeli nie skupisz się na kolejnych wyzwaniach, a poprzestaniesz na satysfakcji z tego, co już zdobyłeś, to może być problem. Nie wiem, czy któryś z zawodników naszej kadry tak ma, ale u mnie po EURO nic się nie zmieniło. Szukałbym wyjaśnienia w tym, że wielu zawodników zmieniło kluby i muszą się przystosować do nowego otoczenia. W sferze mentalnej nie jest to proste. Ktoś przenosi się do lepszej drużyny, dostaje wyższy kontrakt, zmienia otoczenie, kraj, kulturę. Z tym wszystkim trzeba sobie poradzić, co nie jest wcale łatwe, dlatego ja nigdy nie lubiłem zmian. Wiedziałem, że pierwsze miesiące, a nawet rok, nie są proste.
(…) EURO – duma czy rozczarowanie?
Duma to za duże słowo. Bardzo zależało mi na tym, by wyjść z grupy. Wszystko, co się działo potem, to była świetna sprawa. Kiedy awansowaliśmy, kamień spadł mi z serca, mentalnie w kolejnych meczach byłem już mniej obciążony niż w pierwszych dwóch spotkaniach. Poczułem te emocje i wtedy naprawdę zrozumiałem, jak bardzo chciałbym grać w takim turnieju co dwa lata. Przeżycia, które były w fazie pucharowej, to esencja futbolu, dla nich warto grać.
Fot. FotoPyK