Reklama

Przed derbami Łodzi sadzamy naprzeciw siebie trenerów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 października 2016, 14:27 • 13 min czytania 0 komentarzy

ŁKS i Widzew Łódź. Powinniście kojarzyć, że kiedyś takie kluby były – wysoko w ekstraklasie, mistrzowie Polski, jeden nawet w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Teraz też zresztą są, tyle że budowane od nowa, w piłkarskiej piwnicy, na czwartym poziomie rozgrywek, z dala od kamer i zainteresowania mediów. Dziś w Łodzi będzie jednak inaczej: czas się zatrzyma, przyjedzie ogólnopolska telewizja, jedni wybiegną na drugich. Przed derbami Łodzi z Marcinem Płuską, trenerem Widzewa, i Marcinem Pyrdołem, trenerem ŁKS-u, spotkał się Piotr Tomasik.

Przed derbami Łodzi sadzamy naprzeciw siebie trenerów

WSZYSTKIE MULTIMEDIA WYKONANO SMARTFONEM SAMSUNG GALAXY S7 (więcej o GalaxyS7)

Panowie, krótki sprawdzian. Które to derby Łodzi przed nami?

Marcin Pyrdoł: Sześćdziesiąte trzecie.
Marcin Płuska: Sześćdziesiąte trzecie.

Kiedy rozgrywano ostatni taki mecz?

Reklama

Pyrdoł: Cztery lata temu…
Płuska: 1:1…
Pyrdoł: Saganowski dla ŁKS-u, Kaczmarek dla Widzewa.

Sezon 2011/12, oba kluby grały wtedy w ekstraklasie. Dziś Łódź mierzy się jednak z zupełnie nową rzeczywistością.

Pyrdoł: Jeden i drugi klub borykał się z problemami finansowymi, musiał zacząć od zera. A żeby wrócić do tej najpoważniejszej piłki, trzeba teraz pokonać kilka szczebli.
Płuska: Nowa rzeczywistość, ale to wciąż derby. Mecz, który nawet na ósmym poziomie rozgrywkowym, budziłby duże emocje.

Pokonywanie tych szczebli nie miało być łatwiejsze? W trzeciej lidze Widzew to beniaminek, ale ŁKS rozgrywa tu już trzeci sezon.

Pyrdoł: Będąc w ŁKS-ie przez dziesięć lat, z bliska obserwowałem różne etapy – jak klub upadał, funkcjonował w trudnych momentach. Miałem świadomość, że ruszenie od zera nie będzie proste. Można powiedzieć, że właściwie dopiero teraz osiągnęliśmy w klubie spokój i stabilizację, poukładano pewne sprawy. Idziemy w dobrym kierunku.

I który moment w ostatnich latach był dla pana najbardziej traumatyczny?

Reklama

Pyrdoł: Ten, gdy ŁKS przez problemy finansowe spadł z Ekstraklasy, miał straszne długi i nie było widać światełka w tunelu. Bolało od patrzenia, jak ten klub upada.

W Łodzi łatwiej jest trenerowi z zewnątrz czy temu stąd, który doświadczył w przeszłości tego bagienka?

Płuska: Ciężko stwierdzić. Będąc na miejscu, zna się środowisko i niektóre sprawy można załatwić szybciej, sprawniej. Z kolei przychodząc z zewnątrz – nie jest się przesiąkniętym pewnymi zależnościami. Oba warianty mają swoje plusy.
Pyrdoł: Stanowisko trenera w ŁKS-ie czy Widzewie – klubach z wielkimi tradycjami, które zdobywały mistrzostwo Polski, Widzew grał w Lidze Mistrzów – jest dużym wyzwaniem. Wszyscy czekają, byśmy podnieśli się jak najszybciej, oczekują od nas samych zwycięstw. To duża odpowiedzialność i wyzwanie.

14724044_1212800882120349_1482078672_o

Zastanawiam się, czy należy wam zazdrościć, czy może w niektórych momentach również współczuć? Nowy Widzew istnieje dopiero drugi rok i drugi rok z rzędu zaznacza: „Musimy awansować”. Teraz w ŁKS-ie, gdy ta stabilizacja klubu została osiągnięta, też nie ma miejsca na wymówki.

Pyrdoł: Po jedenastu kolejkach oba zespoły same zawiesiły sobie wysoko poprzeczkę. My dziś jesteśmy na pierwszym miejscu, Widzew – z jednym meczem zaległym – na trzecim. Głód piłki w Łodzi, ale tej dobrej piłki, jest mocno odczuwalny. Od dawna nie widziałem pod stadionem takich kolejek po bilety, i to mimo deszczu.
Płuska:
Myślę, że trzeba nam jak najbardziej zazdrościć. Niezależnie, na którym poziomie grają dziś Widzew i ŁKS, w klubach o takiej marce każdy chciałby pracować. A to, że ciągle oczekuje się od nas zwycięstw, traktuję jako pozytywną presję napędzającą do działania. Margines błędu jest w tym sezonie niewielki.

Gdy tydzień temu Widzew zremisował w Białymstoku i powiększył stratę do ŁKS-u do pięciu punktów, pomyślał pan: „nie jest dobrze”?

Płuska: Nie sądzę, bym miał ku temu powody. Bardzo istotny mecz, ten z liderem, jest dopiero przed nami, a mamy jeszcze jedno spotkanie zaległe. W Białymstoku mierzyliśmy się również z zawodnikami występującymi w Ekstraklasie, z pierwszej drużyny. Prowadziliśmy, ale w samej końcówce popełniliśmy błąd, który kosztował nas dwa punkty. Nie jest to jednak powód do paniki. Tym bardziej, że wiosną większość spotkań – jedenaście z osiemnastu – zagramy na nowym stadionie. Przed kilkunastoma tysiącami kibiców będziemy za każdym razem nakręceni i z przewagą nad rywalem, który rzadko kiedy mierzy się z taką publicznością.

Pan podchodzi do sprawy tak, by jesień zakończyć z jak najmniejszą stratą do lidera? Wiadomo, że chcecie wygrywać, ale czy teraz jest czas, by na wyjazdach punktować kosztem stylu gry – choć to też był już trzeci remis – i w rundzie rewanżowej gonić wynik?

Płuska: Mamy świadomość, że praktycznie całą rundę wiosenną rozegramy u siebie, ale nie zwalnia nas to teraz z obowiązku gry o pełną pulę w każdym meczu. Remisy, o których pan wspomina, też nie były z byle kim. ŁKS Łomża potrafił wygrać na wyjeździe z rezerwami Legii, Lechia Tomaszów – ma dużego sponsora i jest regularnie wzmacniana, Jagiellonia – wyszła w składzie z zawodnikami z pierwszej drużyny.

Remis w Białymstoku pozwala sądzić, że Widzew jest gotowy na derby? Z jednej strony dużo sytuacji podbramkowych, z drugiej – fatalna skuteczność i kolejny stracony gol po stałym fragmencie gry.

Płuska: Jeżeli chodzi o poszczególne fazy gry, byliśmy w miarę zadowoleni. Mankamentem są te stałe fragmenty gry w obronie, ale mamy plan, jak je poprawić. Na pracę nad skutecznością, finalizację sytuacji też poświęcamy sporo czasu. Moim zdaniem, przy tylu okazjach strzeleckich gole to kwestia czasu.
Pyrdoł: Wracając jeszcze do stylu, to dzisiejsze oczekiwania – przez to, że oba kluby mają bogatą ekstraklasową przeszłość – są takie, byśmy grali na poziomie ekstraklasy. Do wielu ludzi, trochę mniej związanych z piłką, nie dociera, że to tylko trzecia liga i czwarty szczebel rozgrywek. Ja i tak uważam, że na tym poziomie oba zespoły grają nieźle. Pamiętajmy też, że Widzew przed momentem awansował, my dokonaliśmy kilku wzmocnień i potrzebowaliśmy z trenerem trochę czasu na kształtowanie stylu. Dlatego i my wiemy, jak grają oni, i oni na pewno wiedzą, jak gramy my. W niedzielę będzie decydowała dyspozycja dnia.
Płuska: Dyspozycja dnia i głowa.
Pyrdoł: Życzyłem też sobie, by móc przystąpić do tego meczu bez kontuzji i kartek. To, że zagramy pierwszym składem, może zaważyć.

Ale już pana życzenie, które brzmiało tak samo, nie zostało wysłuchane.

Płuska: Z wartościowych zawodników odpadli nam choćby Marcin Kozłowski czy Michał Czaplarski, o kilku jeszcze walczymy.
Pyrdoł: Sztab medyczny ciężko pracuje?
Płuska: Tak. Zbudowaliśmy jednak na tyle szeroką kadrę, by zabezpieczyć się na takie sytuacje.

14646678_1212800755453695_456018454_o

Macie na tym poziomie świadomość ograniczeń umiejętności piłkarzy? Że lepiej grać prosty futbol niż kopać szybciej, kombinacyjnie, z większym ryzykiem prostego, technicznego błędu?

Płuska: Mając zawodników na poziomie ekstraklasy, można próbować trochę innej, odrobinę szybszej piłki, z innymi zadaniami. Tutaj nasi rywale ustawiają się w niskim pressingu, szukają kontrataków. To, że potrzebujemy zwycięstw, sprawia, że podejmujemy duże ryzyko, a nasza arytmia gry to często trzy-siedem, czyli trzech zawodników pod piłką, a siedmiu – nad. Musimy tak grać, bo musimy wygrywać.
Pyrdoł: Myślę, że w mojej drużynie drzemie potencjał, by grać jeszcze lepiej. Sam pan powiedział, że czasem ważniejsze są trzy punkty niż piękny futbol. Kibice nie zawsze są jednak wyrozumiali, choć w ostatnim czasie mamy ogromne wsparcie. Dwa zwycięstwa też wywalczyliśmy na styku – w 85. i w 90. minucie.

Trener Płuska wspomniał, że na boisku duże znaczenie będą miały głowy zawodników. Planujecie ściągnąć ich na ziemię, by zbytnio się nie nakręcali?

Płuska: Niektórzy nasi zawodnicy, jak Adrian Budka czy Princewill Okachi, grali w ekstraklasowych derbach. To będzie pomagało, napędzało zespół w trudnych momentach.
Pyrdoł: Dla piłkarzy bardziej doświadczonych, mają ich oba zespoły, to będzie mecz jak każdy inny. Stawka jest na pewno wysoka, ale nie jest nią awans. Zwycięstwo nie zagwarantuje drugiej ligi, a porażka nie przekreśli szans. Dlatego wolałbym podejść ze spokojną głową, choć wiem, że dla całej Łodzi to święto. Dziś atmosferę bardziej jednak podkręcają kibice i media.

Wielu takiego meczu nigdy wcześniej nie rozgrywało. Ta medialna, kibicowska atmosfera i trema mogą ich pokonać.

Pyrdoł: Myślę, że i dla mnie, i dla Marcina ten mecz to będzie również wykładnik, którzy zawodnicy i jak radzą sobie z presją.
Płuska: Przeczytałem ostatnio wypowiedź Karola Bieleckiego: „Bóg nie zsyła na nas rzeczy, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć”. Jesteśmy w takim miejscu, w takim klubie, że na pewno sobie poradzimy. Mamy trochę doświadczenia, bo już w czwartej lidze graliśmy przy pełnych trybunach, byliśmy też na fecie z kilkoma tysiącami kibiców. No, tylko tutaj doping będzie w drugą stronę…
Pyrdoł: Możemy was zaskoczyć jedną rzeczą: w momencie, kiedy Widzew wybiegnie na boisko, okaże się, że gramy tylko przy jednej trybunie.
Płuska: Będziemy atakowali drugą stroną!

Trener, stojąc przy ławce trenerskiej, zazwyczaj patrzy przed siebie i widzi kibiców, patrzy na boki i widzi kibiców. Pan, by ich zobaczyć, musi się odwrócić…

Pyrdoł: Uważam, że nie do końca zdrowe jest to, że Widzew przy podobnych nakładach finansowych prawie już skończył inwestycję i ma pełen stadion. Są ustalenia, że w przypadku awansu obiekt będzie dalej budowany, ale to chyba nie było w pełni przemyślane.

I jak się panu podoba takie warunkowe postawienie sprawy: „Będziemy budowali jak awansujecie”?

Pyrdoł: Jedna trybuna dla takiego klubu, jak ŁKS, wygląda niepoważnie. Ale nie chciałbym przed derbami Łodzi rozwijać tematów dotykających urząd miasta.

W Widzewie już teraz przebierają nogami na myśl o ukończonym stadionie.

Płuska: To nasz krótkoterminowy cel, by zagrać przed osiemnastoma tysiącami widzów. Kibiców chętnych na nowy stadion będzie wielu.
Pyrdoł: Robiliście jakąś sondę, że tylu ludzi przyjdzie? No i, bo zapomniałem, jaką pojemność ma stadion?
Płuska: Właśnie na osiemnaście tysięcy. A wasz, trenerze, na ile?
Pyrdoł: Na pięć… Ja jeszcze pamiętam, jak na starym stadionie wchodziło po 25-30 tysięcy ludzi.

To jeszcze czasy, kiedy niektórzy przechodzili przez siatki, bez biletów, jeden stał na drugim.

Pyrdoł: Dokładnie. Myślę, że przy takim głodzie piłki Widzew może mieć wiosną średnią widownię na poziomie dziesięciu tysięcy widzów.
Płuska: Liczbę sprzedawanych biletów determinuje wynik sportowy. W sytuacji, gdy będziemy bić się o awans, stadion powinien być w dużej części zapełniony.

Póki co własne cztery ściany stanowi nieduży obiekt SMS.

Płuska: Na SMS-ie jedynie rozgrywamy mecze, nie mamy możliwości jakiegokolwiek treningu. Żeby ćwiczyć, jeździmy do Gutowa Małego. Można więc powiedzieć, że jesienią zaliczamy siedemnaście wyjazdów. Mimo to, chcemy dominować, wyznawać na boisku swoje zasady i kontrolować grę. Mamy zmuszać rywala do grania takiej piłki, jaką my chcemy.

14672628_1212800048787099_1502177561_o
Panorama 180 stopni z Samsung Gear 360. Z tej perspektywy nie widać, że to tylko trybuna a nie stadion.

Jak wy, panowie, w ogóle odczuwacie tę derbową atmosferę? Mecz coraz bliżej, zegar tyka…

Pyrdoł: Dla nas to jest fajna sprawa uczestniczyć w takim meczu. Byliśmy ostatnio w telewizji i mówiłem, że obaj z Marcinem będziemy mieli przyjemność zapisać się w historii derbów obok takich trenerów, jak Probierz, Smuda, Łazarek, Dziuba, Polak. Dla nas to wyróżnienie i mobilizacja do dalszej pracy.
Płuska: Dla nas, młodych trenerów, to duże doświadczenie…
Pyrdoł: (śmiech)
Płuska: … No, może nie aż tak młodych.

Trener Płuska wspomnień derbowych ma raczej niewiele, a pan?

Pyrdoł: Pierwsze derby, jakie utkwiły mi w pamięci, to bodaj rok 1984, 3:3 przy alei Unii. Jako młody zawodnik ŁKS-u podawałem wtedy piłki.
Płuska: Marcin, to który ty jesteś rocznik?!
Pyrdoł: W pamięć zapadło mi też domowe zwycięstwo po główce Piotrka Soczyńskiego w 87. minucie. Dalej 1:1 na Widzewie, po wyrównującym trafieniu Wieszczyckiego, kiedy byłem na ławce jako zawodnik rezerwowy. 2:0 u siebie, Żurawski i Cebula, pod wodzą trenera Polaka. I oczywiście ostatnie wygrane derby na Widzewie, za trenera Probierza, po golu Marcina Mięciela.

Trener Płuska dopytuje o pamięć meczu z roku 1984, bo sam jest rocznik…

Płuska: 88.
Pyrdoł: Ja się urodziłem w 1971 r. Ale tamten mecz dobrze pamiętam.

A wspomnienia z perspektywy taty Andrzeja?

Pyrdoł: Mój ojciec jest z tego pokolenia, w którym siła Widzewa była budowana głównie na piłkarzach ŁKS-u, często tych niechcianych. Przejścia między klubami były płynne, nie panowała taka nienawiść. I ja w tej atmosferze szacunku do przeciwnika byłem też wychowywany. Ojciec był i na ławce ŁKS-u, i Widzewa, więc dobrze znam tę otoczkę, emocje.

Musiał pan mieć niezły mętlik w głowie, widząc ojca raz tu, raz tam.

Pyrdoł: Jestem wychowankiem ŁKS-u, dorastałem przy tym klubie, blisko stadionu. Tata grał po obu stronach Łodzi, w obu miejscach odnosił sukcesy. Myślę, że dobrze odbierają go i tu, i tam. Zapracował na to, by nie być odbieranym w zły sposób.

ŁKS będzie dziś faworytem?

Płuska: Patrząc przez pryzmat tabeli – na pewno tak. ŁKS nie przegrał dotychczas żadnego meczu, tak jak i my, a stracił tylko jedną bramkę. Dla nas to w sumie dobrze, że gospodarze są faworytem, to na nich – grając przed własną publicznością – spoczywa większa presja wyniku.
Pyrdoł: (wymowny uśmiech) W takim meczu, jak derby, nie ma faworyta. Widzew gra o awans, my gramy o awans i szanse są wyrównane. Nasz rywal musi nas w tabeli gonić, więc będzie zdeterminowany, by zdobyć punkty.

Trener Widzewa wymieniał ostatnio, że oprócz jego zespołu o awans walczy Finishparkiet i Lechia Tomaszów. Więcej nazw nie padło.

Pyrdoł: (śmiech)
Płuska: Myślę, że takie marki, jak Widzew i ŁKS, walczą o awans z urzędu. Publiczne wymienianie kandydatów nie ma żadnego znaczenia.
Pyrdoł: Ja powiem tak: piłka jest na tyle przewrotna, że trzeba mieć w sobie trochę pokory i potrafić koncentrować się na pracy. Nie można cały czas rozmawiać o awansie, ciągłym wygrywaniu. Dwa-trzy mecze mogą wszystko wywrócić do góry nogami. W poprzednim sezonie Sokół Aleksandrów Łódzki miał dziesięć punktów przewagi, przezimował na pierwszym miejscu i nie awansował. Pokora, ciężka praca – raz jeszcze.

Na początku sezonu ŁKS o awansie praktycznie w ogóle nie mówił. Wiadomo, że dziś, choćby z racji układu tabeli, jest to oczywiste, ale taktyka na starcie była inna.

Pyrdoł: Taktyka od początku była taka, by myśleć o najbliższym meczu. Wyciągnęliśmy wnioski z ostatnich lat i skupiamy się na tym, co jest tu i teraz. Pamiętam, jak po trzeciej kolejce ktoś mnie zapytał o derby, ale dopiero teraz jest czas na takie rozmowy. W samej lidze nie możemy patrzeć zbyt długofalowo.

W Widzewie to podejście było i jest inne. O tym, że celem jest awans, mówiono cały czas, budując świadomość jasnych oczekiwań.

Płuska: Przed startem okresu przygotowawczego zarząd klubu przedstawił konkretny cel, a my jesteśmy zobligowani, by go zrealizować.

W składach ŁKS-u i Widzewa znajdzie się po dwóch-trzech łodzian lub wychowanków. Nie za mało?

Pyrdoł: W klubie już się zastanawialiśmy, jak to zmienić. Prezesem został Tomasz Salski, pojawił się dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła, mamy obiecaną nową bazę treningową. To sprzyja odbudowywaniu tego, z czego słynął ŁKS – z gry wychowankami. Pamiętam, jak 70 proc. zespołu stanowili wychowankowie, jak grali tu Ziober, Wieszczycki, Soczyński, Grad czy Wenclewski. Wspominam tamte czasy z sentymentem. Zmienił się jednak styl życia: dziś mamy więcej wirtualnych zawodników niż tych na trawiastych boiskach. Zmieniło się też to, że w trudnej sytuacji obu łódzkich klubów do głosu doszły mniejsze szkółki w regionie.
Płuska: Wolałbym, żeby tych wychowanków było w składzie więcej, ale musimy mieć świadomość sytuacji. Widzew się dopiero odradza, grupy młodzieżowe trenują w różnych miejscach i czekamy na umiejscowienie ich w jednym ośrodku, który powstanie. Trwają też prace nad organizacją całego systemu szkoleniowego. Potrzeba czasu.

14678139_1212801175453653_253569328_o
Hybrydowa murawa na ŁKS-ie, tuż obok stadionu; tutaj z daleka…

14672855_1212801015453669_604866803_o

… a tu z bliska.

Macie za to zawodników, którzy łączą grę w trzeciej lidze z normalną pracą. Ilu takich jest i czym się zajmują?

Płuska: Kilku, m.in. Piotrek Burski, Michał Czaplarski czy Kamil Bartos. Jeden składa turbosprężarki, drugi pracuje w wodociągach. Zawodnicy idą rano do pracy, popołudniu – stawiają się na treningu. To nie jest ten poziom rozgrywek, który pozwoli wszystkim wyżyć na oczekiwanym poziomie. Ale są też tacy, którzy łączą piłkę z nauką. Moim zdaniem, to w pełni normalne.
Pyrdoł: U nas jest podobnie. Michał Michałek pracuje w firmie naszego sponsora, Tomadexie, który produkuje różnego rodzaju sprzęt sportowy. Z kolei Przemek Kazimierczak trenuje w klubie z dzieciakami.

Widzimy się w niedzielę, przy alei Unii. Pan jakiś czas temu powiedział: „Przeciwnik musi czuć, że gra u nas”.

Pyrdoł: Uważam, że drużyny, które do nas przyjeżdżają, muszą czuć, że gospodarz wie, czego chce, że gra agresywnie – twardo, jeden za drugiego, bez chamstwa. Chciałem też, by zawodnicy walczyli od pierwszej do ostatniej minuty. Przeciwnik, widząc że gra z zespołem bardziej zdeterminowanym, odczuwa jego przewagę psychologiczną. Cieszę się, że zawodnicy poszli moim tropem.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

WSZYSTKIE MULTIMEDIA WYKONANO SMARTFONEM SAMSUNG GALAXY S7 (więcej o GalaxyS7)

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...