– W ostatnich latach w Polsce piłka stała się sportem dla bogatych. Dziś posłanie dziecka do szkółki wiąże się z kosztami, których niektórzy rodzice nie są w stanie ponieść. Wyciągamy do nich rękę i trenujemy za darmo – mówi Marek Siwecki. Pierwszy trener Roberta Lewandowskiego założył w październiku szkółkę piłkarską FC Warszawa Football School.
Zdjęcia wykonano smartfonem Samsung Galaxy S7 (więcej o GalaxyS7)
Wrócił pan do szkolenia dzieci po latach przerwy. Skąd pomysł na własną szkółkę piłkarską?
Nie jestem jej jedynym twórcą, razem ze znajomymi: Tomaszem Żaczkiewiczem i Piotrem Nowakiem – Skrypanem założyliśmy fundację, której celem jest kształcenie i wychowanie młodych adeptów piłki nożnej. Zainspirował nas do tego Marcin Góralczyk, mój wychowanek i były piłkarz Olimpii Poznań, który z powodzeniem prowadzi szkółkę Young Star Soccer w Melbourne, w Australii. Odnosi tam spore sukcesy, choć pamiętajmy, że futbol nie jest na Antypodach sportem numer jeden czy nawet numer dwa. W listopadzie na zaproszenie Marcina wybieram się do Australii, gdzie w kilku miastach przeprowadzimy pokazowe zajęcia i opowiemy młodym ludziom o początkach Roberta Lewandowskiego. “Lewy” jest tam wielką gwiazdą, a ja miałem przyjemność trenować go od najmłodszych lat.
Kiedy Robert trafił do pana?
W połowie lat dziewięćdziesiątych. Jego ojciec Krzysztof przyprowadził do na treningi do Varsovii i po kilku minutach można było zauważyć w tym ośmiolatku olbrzymi talent. Choć urodził się w 1988 roku, trafił do rocznika 1986. Był najmniejszy i najszczuplejszy. Ojciec Lewego był wspaniałym człowiekiem, judoką o sylwetce gladiatora, który mnóstwo czasu poświęcał Robertowi. Uważam, że jego determinacja była kluczowa w pierwszych latach rozwoju talentu syna. Przywozili go na treningi, oglądali każde zajęcia, nie krzyczeli jak inni rodzice i nie wywierali wielkiej presji. Nie byli święcie przekonani, że mają w domu małego Maradonę. Kochali i czuli sport. Wiedzieli, że w pierwszych latach piłka ma sprawiać Robertowi radość. Krzysztof w pewnym momencie postanowił, że syn będzie biegał przełaje, a futbol pozostanie na drugim planie. Robert miał niewiarygodną wydolność i świetnie radził sobie w biegach długodystansowych. Stoczyłem z Krzyśkiem krótką, ale zwycięską wojnę. Przekonałem go, że warto postawić wyłącznie na piłkę.
Robert Lewandowski drugi z lewej w dolnym rzędzie – foto z archiwum Marka Siweckiego
Jak trenuje pan dzieci z rocznika 2009 i 2010?
Mam opracowany swój własny system. Jestem wielkim entuzjastą pracy z piłką, zabawy, mogę powiedzieć, że nawet chciałbym, aby dzieci chodziły z piłką do toalety. Nie mam ciśnienia na wyniki, nie zamierzam prowadzić polemiki z sędziami w uwłaczający sposób, kiedy pojedziemy za jakiś czas na turnieje. Wychowywanie młodych piłkarzy jest kruchą i delikatną sprawą, która wymaga doświadczenia i odpowiedniego podejścia. My z trenerami je mamy. Staramy się też wychowywać rodziców. W środowisku na toksyczne matki i ojców mówi się KOR, a więc komitet oszalałych rodziców. Podoba mi się napis, który widnieje przy wejściu do szkółki Antonio Di Natale: “Rodzicu, jeżeli myślisz, że przyprowadziłeś nowego Diego Maradonę, to wracaj do domu”. To mądre podejście, bo dziś jednym z największych zagrożeń dla młodych piłkarzy są ich przemotywowani rodzice.
Czym wasza szkółka różni się od innych? W ostatnich latach zwłaszcza w województwie mazowieckim powstało ich mnóstwo.
Nie jesteśmy komercyjni, nie chcemy zarabiać na trenowaniu młodych ludzi. Nie pobieramy składek od rodziców. Korzystamy ze wsparcia sponsorów, których cały czas szukamy, a także własnych środków. Futbol w ostatnich latach stał się w Polsce sportem dla ludzi bogatych. A ja mam wciąż przeświadczenie, że najlepsi piłkarze pochodzą z biednych rodzin, których nie stać na zapłacenie comiesięcznych stawek. Teraz chcemy kupić dzieciakom sprzęt sportowy. Wynajmujemy halę i boisko przyszkolne w Komorowie, dzięki uprzejmości dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących, Małgorzacie Głodowskiej, ale prowadzimy rozmowy z wójtem gminy Michałowice, Krzysztofem Grabką. W Nowej Wsi, w zachodniej części Michałowic powstaje piękne, oświetlone boisko ze sztuczną nawierzchnią. Chcielibyśmy tam trenować dzieciaki, bo warunki będą kapitalne. Wójt jest wielkim fanem sportu i inicjatywnym człowiekiem, więc myślę, że dojdziemy do porozumienia. Wracając do tematu pieniędzy. Nie bierzemy żadnego wynagrodzenia za prowadzenie zajęć. Jesteśmy fundacją, szukamy sponsorów, robimy to w pełni charytatywnie, po pracy.
fot. Samsung Galaxy S7
Wystartowaliście w październiku. Ile osób się do was zgłosiło?
Na razie kilkanaścioro dzieci. Trenujemy trzy razy w tygodniu, dwa razy na boisku i raz na hali. Stawiamy dopiero pierwsze kroki, więc nie liczyliśmy na olbrzymie zainteresowanie, zwłaszcza, że rodzice mają dziś w czym wybierać. Szkółek jest mnóstwo. Ale jeżeli kogoś nie stać, to zapraszamy do nas.
Pana nazwisko kojarzone jest z osobą Roberta Lewandowskiego. Rodzice przychodzą z nadzieją, że zrobi pan z ich syna kolejną supergwiazdę?
To najczęstszy błąd popełniany przez rodziców. Lewy był jeden na całe pokolenie, może na kilka pokoleń i próba szukania kolejnego Roberta jest nonsensowna. Obecnie mam w grupie dwóch chłopców o podobnych możliwościach wydolnościowych, ale nie ma sensu wróżyć im wielkich karier. To zależne od setki czynników, więc rozwodzenie się na ten temat jest pozbawione logiki. Mnie cieszy, że chłopcy wreszcie mają idola Polaka. Nie patrzą na zagranicznych piłkarzy a na reprezentanta Polski, jednego z najlepszych napastników na świecie, urodzonego i wychowanego w województwie mazowieckim. To jest coś, co jeszcze kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia.