Adrian Mutu. Prawdopodobnie najbardziej utalentowany rumuński piłkarz od czasów Gheorghe Hagiego, prywatnie zaś król życia, ciągłego balansowania na krawędzi i pakowania się we wszelkiej maści skandale, które stopniowo toczyły go na samo dno. Wciąganie koksu, ucieczki przed policją, konflikty z trenerami, zdradzanie żony z aktorką porno… Lista jego wybryków jest naprawdę długa i niezwykle kwiecista. Możecie zresztą zapoznać się z nią W TYM MIEJSCU.
Choć Rumun w styczniu zeszłego roku ogłosił zakończenie kariery, to mimo wszystko dał się później namówić na to, by przez chwilę pokopać jeszcze w Indiach, a następnie w swojej ojczyźnie w barwach ASA Tirgu Mures, gdzie stawiał pierwsze kroki w poważnej piłce. Wygląda jednak na to, że tym razem Mutu zawiesił buty na kołku “już tak na serio”. Co więc za tym idzie, musiał sobie także poszukać jakiegoś zajęcia po przejściu na drugą stronę rzeki. Zajęcia, które pomogłoby mu w stawianiu kolejnych kroków na ścieżce drodze do odkupienia. I – trzeba przyznać – znalazł je sobie dość szybko.
Wczoraj bowiem oficjalnie potwierdzono, że były napastnik między innymi Chelsea, Juventusu i Fiorentiny będzie pełnił funkcję dyrektora generalnego w Dinamie Bukareszt. Choć nie zamierzamy podważać tego, że Mutu rzeczywiście wyciągnął wnioski z popełnionych w przeszłości grzechów, decyzja ta wydaje się mimo wszystko dość ryzykowna. A przynajmniej wymagająca naprawdę olbrzymiej wiary w ludzką dobroć i bezwarunkowego zaufania.
Tak oto facet, który jeszcze do całkiem niedawna miał problemy z zarządzeniem samym sobą i który do dziś ma do spłacenia wielomilionowe długi, za moment będzie w dużej mierze odpowiadał za wydatki i transfery w – jakkolwiek spojrzeć – dość uznanej, przynajmniej w Rumunii, firmie. Posunięcie to jest też o tyle dziwne, że przecież w trakcie piłkarskiej kariery Mutu w Dinamie spędził zaledwie rok, więc w gruncie rzeczy trudno posądzać go o jakieś szczególne przywiązanie do tego klubu. Ciężko w tym przypadku nie ulec wrażeniu, że mamy do czynienia z ruchem, który koniec końców może się okazać strzałem w stopę i oba kolana. Choć nie wątpimy, że przy negocjacyjnym stole nie braknie mu “cojones”, w końcu Mutu to gość, który zdaniem rumuńskich mediów pożyczał grubszy hajs (około 100 tysięcy euro) od Gigiego Becalego bez zamiaru zwrotu.
Z drugiej strony podobne rozwiązanie i tak wydaje nam się dużo bardziej rozsądne i mimo wszystko mniej ryzykowne niż trenowanie kilkuletnich dzieci, o którym niepokorny Adrian wspominał ostatnio na antenie radia Europa FM… Tak czy owak, wypada jedynie życzyć mu powodzenia w dalszych etapach procesu wychodzenia na prostą.