Reklama

„Lewy time” w eliminacjach – po 85. minucie gry wypracował już 9 goli

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2016, 11:36 • 3 min czytania 0 komentarzy

„Lewy time” – to określenie powinno trwale zapisać się w świadomości obserwatorów meczów naszej reprezentacji, rywalizującej w eliminacjach do mistrzostw świata czy Europy. To czas po 85. minucie gry, kiedy większość przeciwników – ale też partnerów z drużyny – jest już nieco zajechana, a rewelacyjnie przygotowany Lewandowski zaczyna błyszczeć. Od wczoraj po sieci krąży statystyka, na podstawie której naszego napastnika można nazwać maszyną, bo strzelił przynajmniej jednego gola w ośmiu ostatnich meczach eliminacyjnych. Na nas większe wrażenie robi jednak inne zestawienie – w trzynastu ostatnich meczach eliminacyjnych Robert wypracował dziewięć goli po 85. minucie gry.

„Lewy time” w eliminacjach – po 85. minucie gry wypracował już 9 goli

Przyjrzyjmy się dokonaniom Lewego z końcówek spotkań:

Gibraltar – Polska: gol w 86. minucie, gol w 92. minucie
Polska – Niemcy: wypracowany gol w 88. minucie (asysta do Mili)
Gruzja – Polska: wypracowany gol w 92. minucie (strzał dobity przez Milika)
Polska – Gruzja: gol w 89. minucie, gol w 92. minucie, gol w 93. minucie
Szkocja – Polska: gol w 94. minucie
Polska – Armenia: gol w 95. minucie

Poza Niemcami nazwy przeciwników nie powalają, ale to jest właśnie tutaj najbardziej wymowne. Ze słabszymi rywalami przewaga fizyczna Lewandowskiego uwydatnia się właśnie w końcówkach meczów, kiedy Polak cały czas ma siłę walczyć, a przeciwnicy słaniają się na nogach i nie są w stanie w dalszym ciągu skutecznie go podwajać czy potrajać. Powyższa statystyka jest więc wymiernym efektem pracy Roberta, jaką wkłada w trening, dietę oraz – całościowo – w higieniczny tryb życia.

To że Lewandowski jest perfekcyjnie przygotowany fizycznie, wie każde dziecko. Następstwa takiego stanu rzeczy nie są jednak dla wszystkich oczywiste. Poza wytrzymywaniem meczów od pierwszej do ostatniej minuty doliczonego czasu gry Robert ma jeszcze inną naturalną przewagę – odporność na kontuzje. Wiadomo, nie każdego urazu da się uniknąć, swoją rolę odgrywa tu także szczęście, ale nasz napastnik robi naprawdę wiele, żeby temu szczęściu pomóc. Wszyscy pamiętamy, że jego kariera zaczęła i prawie się zakończyła na ciężkiej kontuzji odniesionej w drugiej drużynie Legii, ale od tego czasu systematyczną pracą Lewy wspiął się na niebywały wręcz poziom przygotowania fizycznego. Z chudzielca zamienił się w atletę, a z piłkarza ciężko kontuzjowanego w gościa, którego urazy praktycznie omijają.

Reklama

Przede wszystkim Lewandowski to skarb dla każdego ligowego trenera. Dość napisać, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu sezonów nie zdarzyła się sytuacja, by z powodu kontuzji opuścił dwa mecze z rzędu w klubie. A przecież na jedno spotkanie można wypaść z powodu zwykłego przeziębienia czy innej chwilowej niedyspozycji. Nawet tak błahych przypadków nie było jednak u Roberta zbyt wiele, bo z przyczyn zdrowotnych średnio opuszczał maksymalnie jeden mecz w sezonie.

Harmonijny rozwój Lewandowskiego, jaki obserwujemy od lat, jest więc między innymi pochodną bardzo dobrego zdrowia. Takich historii, jaka właśnie spotkała Arka Milika, w dorosłej piłce Robert po prostu nie miał. Napastnik Bayernu prezentuje siłowy styl gry i wielu meczach jest niemiłosiernie kopany (pamiętacie starcie ze Szwajcarią?), ale zawsze potrafi spaść na cztery łapy. Najlepszym podsumowaniem dziesięcioletniej historii jego kontuzji jest ostatni uraz, przez który opuścił jakikolwiek mecz. We wrześniu zeszłego roku Polak stracił ligowe spotkanie z Darmstadt, a trzy dni później starcie z Wolfsburgiem musiał zacząć na ławce rezerwowych. A potem wszedł na boisko i strzelił pięć goli w dziewięć minut.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

LIGA MINUS LIVE OD 19:30 – KOWAL POWIE KTO ZASŁUGUJE NA MISTRZA

Paweł Paczul
0
LIGA MINUS LIVE OD 19:30 – KOWAL POWIE KTO ZASŁUGUJE NA MISTRZA

Komentarze

0 komentarzy

Loading...