Po mimo wszystko nieco przypadkowym remisie z Kazachstanem reprezentacja Polski udowodniła swoją klasę, rozprawiając się z dużo silniejszą Danią na własnym stadionie. I choć trudno nie cieszyć się z samego rezultatu, to jednak – przynajmniej mi samemu – ten mecz nie pozwala zaznać spokoju.
Zapewne tak jak wielu z was usiadłem w sobotni wieczór przed telewizorem wielce za tą kadrą stęskniony i niemogący doczekać się pierwszego gwizdka. Bo ta reprezentacja, w przeciwieństwie do wielu wcześniejszych pod wodzą przeróżnych selekcjonerów, daje olbrzymią dawkę pozytywnej energii. Szprycowani dodatkowo dzień za dniem doskonałym kinem Łukasza Wiśniowskiego czujemy, że w końcu mamy do czynienia z normalnymi, sympatycznymi, zabawnymi piłkarzami, dla których gra dla Polski to zaszczyt, honor. Z piłkarzami, którzy na co dzień występują w klubach uznanych w Europie, w silnych ligach. Wreszcie siadamy przed telewizorem z myślą, że czasy, kiedy drżeliśmy o każdy mecz, z kimkolwiek przyszło się nam mierzyć, bezpowrotnie minęły.
Tyle że… no właśnie: czy aby na pewno? Bardzo cieszę się z trzech punktów z Danią, to świetnie, że po wpadce z Kazachstanem potrafiliśmy pokazać, że stać nas na zwycięstwo z o wiele lepszym rywalem. Piszę o tym dlatego, by nie zostać za moment uznanym za niereformowalnego pesymistę, który próbuje znaleźć dziurę w całym i zdyskredytować dorobek tej drużyny. Otóż – nie. W żadnym wypadku. Niesamowicie doceniam to, co wydarzyło się w czasie Euro, że znaleźliśmy się w gronie TOP8 wszystkich drużyn w Europie; także to, że staliśmy się – przynajmniej moim zdaniem – jedną z najbardziej profesjonalnie prowadzonych reprezentacji na świecie. Przejście z „chuja grają, opierdolimy ich” za Smudy do poważnej, rzeczowej analizy rywala za Nawałki to jeden z największych skoków jakościowych w polskiej piłce w tak krótkim okresie czasu.
Nie można jednak przechodzić obojętnie obok tego, co w tej kadrze złe, a co przez jej dobre wyniki rozmywa się gdzieś w zalewie wielu euforycznych komentarzy i opinii. Jestem przekonany, że podobne odczucia jak ja ma spora część z was, jednak przez naprawdę dobre wyniki reprezentacji nasz głos nie przebija się z taką siłą, z jaką miałoby to miejsce za kilku poprzednich selekcjonerów. Bo z całym szacunkiem dla tego, co Nawałka zrobił dla tej drużyny – a zrobił bardzo dużo – w pewnych kwestiach niewiele różni się on od nich samych, poza tym co najważniejsze – wynikami. Obserwacja zaś samej gry i podejmowanych przez Nawałkę decyzji pozwala na postawienie wielu pytań.
Dzisiejszą kadrę tworzą wielkie indywidualności, zawodnicy o wyrobionej marce w solidnych europejskich klubach. I choć możemy próbować zakłamywać rzeczywistość, to pod względem czystych umiejętności piłkarskich i potencjału każdego naszego reprezentanta z osobna należymy do ścisłej czołówki reprezentacji, a to zaskakujące TOP8 podczas Euro jest tak naprawdę obrazem tego, co na papierze ta kadra po prostu potrafi.
Nie rozumiem więc i mam olbrzymi żal do Nawałki, dlaczego nie pozwala tej drużynie pokazać w pełni swoich umiejętności. Nie potrafię pojąć, jakie są przyczyny tego, że w wymykającym się spod kontroli meczu z Kazachstanem postanawia wpuścić na boisko defensywnego pomocnika w miejsce skrzydłowego (i to dopiero na ostatnie dziesięć minut), stawiając na zdobycie środka pola, zamiast dopuścić do gry jednego z będących w formie we własnym klubie ofensywnego zawodnika. Dałby on nieco więcej opcji w ataku i pozwoliłby na rozerwanie szyków obronnych niezbyt lotnego rywala, skupiającego się coraz bardziej na sforsowaniu naszego pola karnego. Nie wiem, po co w układającym się po myśli spotkaniu z Danią wpuszczać za kontuzjowanego napastnika tego samego pomocnika, co w naturalny sposób wiąże się ze zmianą systemu gry działającej przez pierwsze czterdzieści pięć minut dobrze naoliwionej maszyny. Czy naprawdę nie lepiej byłoby w końcu dać w takiej sytuacji szansę tym, którzy grają na tej samej pozycji i są w naprawdę dobrej formie?
Nie podoba mi się, że Nawałka ufa tak naprawdę grupie piętnastu piłkarzy, pozostałych traktując po macoszemu. Oczywiście cieszy mnie, że mimo tego potrafi zadbać o pozytywną atmosferę w całej drużynie, ale na miejscu takiego Teodorczyka tak po ludzku mocno bym się wkurwił. Bo ok – mamy dwóch doskonałych napastników, których miejsce w składzie jest niepodważalne, ale w sytuacji, gdy jeden z nich doznaje kontuzji przy w miarę pewnym wyniku, a trener wpuszcza na boisko gościa z innej pozycji, podczas gdy ja jestem w najlepszej formie od lat i udowadniam to w klubie niemalże tydzień w tydzień, to halo – o co tu chodzi? Co muszę zrobić, bym w końcu mógł się pokazać?
Fakty są takie, że nieudane decyzje personalne (lub ich zupełny brak) Nawałki powodują, że albo tracimy szansę na zwycięstwo (Kazachstan, Portugalia), albo mecze niemalże wymykają nam się z rąk (Dania, Szwajcaria).
Nie jestem specjalistą od taktyki, daleko mi do takiego tytułu i prawdopodobnie kimś takim nigdy nie zostanę. Ale tak na chłopski rozum – nie wydaje mi się, by zmiana Kapustki na Linettego w meczu z Kazachstanem dawała realne szanse na przybliżenie nas do zdobycia bramki, a wejście tego samego piłkarza z Danią było dobrym pomysłem w kontekście dobicia rywala, czego od tej kadry po niejednokrotnie doskonałych pierwszych połowach oczekuję.
Brakuje mi postawienia kropki nad i, przez co także trudno mi nie ulec z pewnością nieco niesprawiedliwemu wrażeniu, że kadra Nawałki różni się od wcześniejszych tylko tym, że ma więcej szczęścia i indywidualnych umiejętności. Chcę w końcu widzieć reprezentację, która rozprawia się z rywalami pokroju Kazachstanu czy nawet Danii pewnie, od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, podając sobie piłkę wzdłuż boiska w ostatnim kwadransie spotkania przy bezpiecznym prowadzeniu i tłumie podchmielonych Januszy, głośno wykrzykujących „ole!” po każdym udanym zagraniu. Mam dość patrzenia przez ostatnie minuty na Chiżniczenków czy innych Eriksenów, wchodzących w okolice naszego pola karnego jak w masło przy biernej postawie obrońców, którzy godzinę wcześniej wyglądali przy nich jak profesorowie przy studentach w czasie sesji.
Mamy wreszcie wielkich piłkarzy, na których czekaliśmy tyle lat. Nie pozwólmy sobie wmówić, że to, co widzimy jest dobre, nie dajmy się omamić kultem przeciętności. Tę reprezentację stać na wiele więcej.
Leszek Kozioł
Fot. FotoPyK