Reklama

Początek obiecujący, ale… to nadal nie to. Zieliński pod lupą

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2016, 22:29 • 5 min czytania 0 komentarzy

Najlepszy mecz w trwającej już ponad trzy lata karierze w reprezentacji rozegrał jak do tej pory z Danią, można więc było wierzyć w to, że ten sam rywal obudzi w nim te miłe wspomnienia. Bo Piotr Zieliński w reprezentacji to niestety w ostatnim czasie synonim zawodu i to jednego z większych. Tak jak z dumą patrzyliśmy na jego występy w Empoli i ostatnio w Napoli, tak czy z Kazachstanem, czy wcześniej z Ukrainą kompletnie nie dał po sobie poznać, że latem topowy włoski klub wycenił jego umiejętności na 14 milionów euro. Dlatego dziś obserwowaliśmy go szczególnie wnikliwie. Z jakim skutkiem?

Początek obiecujący, ale… to nadal nie to. Zieliński pod lupą

Trzeba zacząć od smutnego, choć oczywistego wniosku – reprezentacja przegrała w tym meczu środek pola. W pierwszej połowie jeszcze dyskretniej, bo przykryła to dwiema bramkami po sprawnie wyprowadzonych atakach. W drugiej już doprawdy sromotnie, mając piłkę przy nodze tylko przez 38% czasy gry. Można się było oszukiwać, że Krychowiak nie podpięty nieustannie do prądu w klubie nie zejdzie z poziomem poniżej swojej profesury na Euro, gdy w Sevilli nieustannie był kluczowym ogniwem. Niestety – zszedł. Grającemu obok niemu Zielińskiemu z pewnością nie pomogło to, że “Krycha” nie był już taką maszyną do odbiorów, jaką pamiętamy sprzed czerwcowo-lipcowego czempionatu. Albo inaczej – był, ale tylko do pewnego momentu, bo z każdą minutą jego bateria zdawała się być coraz słabsza, a zwykle w niemal stu procentach dobre decyzje, zaczęły być przeplatane gorszymi wyborami i podaniami “na stratę”.

Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że wejście Karola Linettego zamiast Zielińskiego wzmocnić, dać mu więcej luzu w poczynaniach ofensywnych i pomóc kadrowiczom Nawałki wreszcie przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się w drugiej linii, kompletnie go stłamsiło. Szczerze mówiąc poza jednym przyjemnym dla oka dryblingiem w środkowej strefie, gdy pomocnik Napoli związał dwóch rywali i podał do Lewandowskiego, trudno nam sobie przypomnieć jakieś jego warte wspomnienia zagranie po przerwie. Swoją drogą nawet w tej akcji zagranie do napastnika Bayernu wcale nie było najlepszym wyjściem, bo przyjmując piłkę, musiał to robić z przyklejonym do niego Kjaerem.

A przecież wcześniej można było mieć nadzieję, że Zieliński wreszcie zbliża się w koszulce z orzełkiem na piersi do poziomu z Serie A. Że kończy się oczekiwanie na to, by jego wartość dla drużyny, jego „brazylijską” technikę mógł zachwalać nie Maurizio Sarri, a Adam Nawałka. Że zrywa z łatką wielkiego przegranego tej coraz mocniejszej kadry. Pierwsza połowa była bowiem bardzo poprawna w jego wykonaniu i nie sposób było się go jakoś specjalnie czepiać. Może i strzały z dystansu jeszcze nie dobiegały celu, ale decyzje o nich były w tamtym czasie i miejscu decyzjami absolutnie słusznymi.

Trzeba też Zielińskiemu oddać, że to właśnie do niego należało podanie, które napędziło pierwszą akcję bramkową. Pod kryciem trzech rywali zagrał na lewo, gdzie bez pudła ocenił, że Jędrzejczyk do spółki z Grosickim mają za rywala jedynie Ankersena, a Kvist jest zbyt daleko, by nadążyć z asekuracją. Szybki przerzut do „Jędzy”, ten zagrywa do „Grosika”, ciąg dalszy doskonale znamy…

Reklama


Co poza tym? Sporo zebranych drugich piłek pod polem karnym Duńczyków, które zapobiegały groźnym kontrom. Bardzo fajna akcja kombinacyjna z Błaszczykowskim, zakończona wrzutką na Grosika, który w pełnym biegu oddał jednak zbyt lekki strzał na bramkę Schmeichela. Ale przede wszystkim – znacznie większa odwaga i swoboda w grze. Może i akcji groźnej z tego nie było, ale nam w pamięci zapadł błyskawiczny przerzut lewą nogą do Błaszczykowskiego przez dobrych siedemdziesiąt metrów w pełnym biegu. Dokładny, cechujący zawodników, którzy nie boją się nieoczywistych rozwiązań, gdy – tak jak Zieliński w tamtej chwili – mają opcję gry do najbliższego. Szczególnie, że był nim przecież świetnie dysponowany dziś Grosicki.

W końcówce pierwszej połowy Zieliński zaimponował nam też bardzo fajnym, czyściutkim jak łza odbiorem. Aż chciałoby się powiedzieć „w białych rękawiczkach”. Hojbjerg próbował czarować, zejść na lewą nogę, a Zieliński tylko wystawił swoją prawą i natychmiast pognał z piłką do przodu. Niestety, za nim ruszył rozjuszony Hojbjerg i wraz ze wspomnianym przejęciem futbolówki, poszła w parze strata.

Kolejny kamyczek do ogródka trzeba mu też wrzucić za wykonanie strzałów. Wspomnieliśmy o tym, że samym decyzjom nie można było nic zarzucić, ale podczas gdy ten najtrudniejszy, z półwoleja, był oddany jeszcze relatywnie blisko bramki, tak dwa pozostałe… Jeden kwalifikowałby się bez problemu na podwyższenie w rugby, drugi był na tyle łatwy do rozczytania, że Duńczycy bez problemu go zablokowali. Pomocnik Napoli ma też szczęście, że Viktor Fischer bardzo długo rozkręcał się z celnością wrzutek, bo bierna postawa w momencie, gdy Krychowiak źle odczytał zamiar Hojbjerga i wyłączył się z akcji doprowadziła do wypuszczenia przez piłkarza Southampton na skrzydle właśnie skrzydłowego Middlesbrough.

Tym samym mamy duży problem z oceną Zielińskiego, bo tak jak zdarzyły mu się błyski i widać było, że gra w czołowym zespole Serie A naładowała go pozytywną zuchwałością, pewnością siebie, tak długimi momentami jego występ stawał się zdecydowanie zbyt dyskretny. No i mimo że to na Linettym pewnie skupi się cała uwaga, a także że Grzesiek Krychowiak zagrał nieco poniżej poziomu, do jakiego nas przyzwyczaił, to i Zielińskiego nie można rozgrzeszyć za to, że to Duńczycy zawładnęli w tym meczu środkiem pola.

fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...