Wiele już absurdalnych sytuacji widzieliśmy na boisku, ale świadkami takiego kabaretu to chyba jeszcze nie byliśmy. Byli nadzy kibice wbiegający na murawę, psy, koty, latające drony czy jeszcze inne ustrojstwa, ale scena jaka odegrała się wczoraj w trakcie spotkania Ekwadoru z Chile ma zupełnie inny wymiar. Otóż zawodnik gospodarzy, Enner Valencia, w pewnym momencie… uciekł ze stadionu. Przysymulował kontuzję, wsiadł do karetki i zwiał poza obiekt, kiedy uświadomił, że w okolicach ławki rezerwowych kręci się grupa policjantów, która bardzo chętnie by go zaobrączkowała.
To wszystko brzmi trochę jak scenariusz do niskobudżetowego filmu akcji z udziałem niespełnionych aktorów, ale zapewniamy was – ta akcja wydarzyła się naprawdę. Rzecz w tym, że wspominany Valencia, czyli żaden tam anonim w świecie futbolu, a przecież filar reprezentacji i zawodnik Evertonu, leży swojej byłej partnerce trochę kasy. Konkretniej: jakieś 17 tysięcy euro. Są to pieniądze, które, po pierwsze, piłkarz powinien przelać na konto matki jego dziecka jako rekompensatę za alimenty, a po drugie – to kasa, którą zarabia, strzelamy, od poniedziałku do środy każdego tygodnia.
Zabawa w kotka i myszkę z policją trwała zresztą od początku zgrupowania ekwadorskiej drużyny. Najpierw zasadzano się na niego na lotnisku – tam Valencia wywinął się po raz pierwszy. Potem smutni panowie w mundurach zawitali na jeden z treningów drużyn – tutaj znów górą był przebiegły napastnik. Po raz trzeci schwytać Ennera próbowano w momencie, gdy jego zespół przyjechał autokarem pod stadion, ale stosując sprawny fortel w postaci otoczenia się kilkoma kolegami, 26-latek znów uniknął konfrontacji. A gdy ostatecznie policjanci mieli go już na widelcu, gdy biegał kilka metrów od nich i wydawało się, że jeśli nie posiada zdolności teleportacji, to lada moment jego nadgarstki poczują ucisk kajdanek – wykombinował naprawdę zmyślny podstęp.
Była 82. minuta spotkania, gdy piłkarz padł na ziemię. Na murawę wjechał melex, zawodnikowi została założona maska tlenowa, po czym bieżnią okalającą boisko karetka ruszyła do wyjścia. A za nią, a jakże, grupa policjantów! Kabaret.
De Ripley. Enner Valencia salió en camilla, casi lo arrestan y lo llevaron con prisa a la ambulancia y así salió del estadio. Que cosas. pic.twitter.com/I7VnAWYLC3
— Andrés Muñoz Araneda (@andresmunoza) 6 października 2016
Nie mamy pojęcia jak długo Valencia zamierza jeszcze migać się od uiszczenia opłaty, która przecież go nie ominie, a którą, tak na dobrą sprawę, mógłby odliczyć z reszty po porannych zakupach w warzywniaku. Wiemy natomiast, że za 17 tysięcy euro zrobił z siebie przed całym światem debila, a teraz ma 72 godziny na to, by dogadać się z matką dziecka (czytaj: przelać kasę).