Faza grupowa Ligi Mistrzów miała być świętem dla Legii. Miała, ale stało się inaczej. Dziś jest obciążeniem. W stołecznym klubie myślą przede wszystkim o poprawie sytuacji w lidze, spychając prestiżowe rozgrywki na boczny tor – czytamy dziś w Fakcie o rozbitym psychicznie zespole mistrza Polski.
FAKT
Konkretny apel tabloidu: Nie przynieście nam wstydu.
Faza grupowa Ligi Mistrzów miała być świętem dla Legii. Miała, ale stało się inaczej. Dziś jest obciążeniem. W stołecznym klubie myślą przede wszystkim o poprawie sytuacji w lidze, spychając prestiżowe rozgrywki na boczny tor. (…) Zespół mistrza Polski poleciał do stolicy Portugalii rozbity psychicznie po ostatnich występach w ekstraklasie. Po zwolnieniu trenera Besnika Hasiego forma drużyny nie poszła szybko w górę, co pokazało ostatnie ligowe starcie z Wisłą w Krakowie.
Zdaniem braci Paixao, Legia będzie chciała przetrwać.
– Każdy klub, który traci sześć goli, powinien się wstydzić. Nie ma znaczenia, czy rywal jest z Polski, Niemiec czy Hiszpanii – twierdzi Marco, który uważa, że mistrzowie Polski przegrają dwoma golami. Z kolei Flavio typuje, że Sporting zdobędzie przynajmniej trzy bramki. (…) – To będzie bardziej próba pozostawienia dobrego wrażenia po sobie niż walka o zwycięstwo. Wszystko zależy od głowy, a nie umiejętności. Tam zaczynają się zmiany na lepsze – komentuje Flavio.
Tour de Pologne Probierza.
Wśród prezentów, które trener Michał Probierz otrzymał z okazji 44. urodzin, znalazła się butelka platynowej 18-letniej whisky. Sęk w tym, że szkoleniowiec Jagiellonii, choćby bardzo chciał, nie ma kiedy spróbować zacnego trunku. Jego zespół od soboty zalicza Tour de Pologne, a pan Michał w pracy po alkohol nie sięga. Białystok – Kielce – Katowice – Szczecin – Białystok. Tak wygląda rozkład jazdy ekipy Jagi.
Szymon Pawłowski od 1061 minut bez gola.
Lider ofensywy Lecha czeka na gola w ekstraklasie od marca! Szymon Pawłowski nie może się przełamać. – Ostatnio tylko obijam słupki i poprzeczki – komentuje piłkarza. W środę zdobył piękną bramkę w meczu pucharowym z Ruchem. W lidze zalicza jednak kolejne spotkania bez gola.
GAZETA WYBORCZA
Cienka żółta linia. Tekst przed meczem Borussii Dortmund z Realem Madryt.
Na koncie twitterowym Borussii ukazał się dowcipny wpis zwracający uwagę, że piłkarze Realu mają ostatnio kłopot w meczach z rywalami ubranymi na żółto. Po remisach z “Żółtą Łodzią Podwodną” (Villarreal) i “Żółtymi” z Las Palmas “Królewskich” czeka starcie w mieście, gdzie królują barwy żółto-czarne. Bukmacherzy, dla których Real jest po Barcelonie i Bayernie trzecią opcją do wygrania całych rozgrywek, uważają jednocześnie, że faworytem jest Borussia. Po letniej rewolucji w składzie zespół z Signal Iduna Park szybko znalazł się na fali wznoszącej. Real zaczął sezon od sześciu zwycięstw, zespół z Dortmundu przegrał z Bayernem 0:2 bój o Superpuchar Niemiec, by w drugiej kolejce ligowej ponieść porażkę w Lipsku. Przełomowy był mecz w Warszawie z Legią w Lidze Mistrzów – zwycięstwo 6:0 zapoczątkowało serię czterech wygranych z imponującym bilansem bramkowym 20:2! W tym czasie Real stracił w lidze hiszpańskiej 4 pkt. To skłania do konstatacji, że choć wybitniejszych graczy ma Zinedine Zidane, to ci, którymi dowodzi Thomas Tuchel, są w wyższej formie.
I jeszcze strona poświęcona starciu Legii. Po pierwsze, potrzebują Magika.
Jak dotąd Jacek Magiera nawet w ekstraklasie nie dowodził samodzielnie żadną drużyną. Przez siedem lat jako asystent pomagał pięciu trenerom Legii, również wtedy, gdy w 2012 r. zespół Macieja Skorży bił się ze Sportingiem w 1/16 finału Ligi Europy i przegrał. Ale to nie to samo, co być odpowiedzialnym za grupę piłkarzy – ich formę, zdrowie, nastroje, relacje między sobą. Nie to samo, co czuć presję tysięcy kibiców, spojrzenia kilkuset pracowników klubu i prezesa, który cię wybrał. Doświadczenie Magiery w pracy pierwszego trenera to 60 meczów – większość w czwartej lidze z rezerwami Legii. Aż do czerwca 2015 roku dowodził drużyną nastolatków i za rywali miał Huragan Wołomin, Żyrardowiankę Żyrardów czy Omegę Kleszczów. W tym sezonie poprowadził dziewięć spotkań w Zagłębiu Sosnowiec na drugim poziomie rozgrywek, gdzie na mecze chodzi średnio 1,7 tys. kibiców. Tymczasem obiekt Sportingu Estádio José Alvalade może pomieścić 50 tys. Dziś usłyszy hymn LM, stanie naprzeciwko Jorge Jesusa, dwukrotnego finalisty Ligi Europy z Benficą Lizbona. Znajdzie się w świetle jupiterów, jego twarz pokażą w skrótach, które wieczorem obejrzy pół kontynentu. Mogą mu pozazdrościć wszyscy polscy trenerzy, którzy od lat prowadzą mecze w ekstraklasie, zdobywają tytuły, ale Ligę Mistrzów znają z telewizji. Magiera ma za sobą tylko dwa treningi z Legią – jeden w Warszawie, drugi w Lizbonie.
Szalikowiec w loży VIP? Nie, na ławce Sportingu.
To klub specyficzny ze względu na swojego prezesa Bruno de Carvalho, 44-latka, który był kiedyś ultrasem należącym do grupy Juventude Leonina. Przejął Sporting w marcu 2013 roku i wyprowadził z finansowego kryzysu. Do tego stopnia, że niewiele ponad dwa lata później Sporting stać było, by wyrwać Benfice jej charyzmatycznego trenera Jorge Jesusa. De Carvalho skusił go zarobkami 5 mln euro za sezon. Efekt był znaczący – sezon 2014-15 Sporting skończył na trzecim miejscu za wielką parą Benfica i Porto, tracąc do mistrza 9 pkt. W ostatnim sezonie drużynę Jesusa wyprzedziła tylko Benfica – o dwa punkty. Rozstrzygnął bezpośredni mecz w 25. kolejce, Benfica wygrała na Estádio José Alvalade 1:0 i w pozostałych dziewięciu meczach utrzymała 2 pkt przewagi. De Carvalho nie ogląda meczów Sportingu z loży, ale z ławki rezerwowych. Ma dyplom trenerski, prowadził w klubie juniorów. Przeżywa spotkania pierwszej drużyny jak szalony. Ma też niewyparzony język, w ubiegłym sezonie oskarżył działaczy Benfiki o wręczanie prezentów sędziom, którzy przyjeżdżają na Estádio da Luz prowadzić jej mecze.
SUPER EXPRESS
Wojciechowski kontra Boniek?
Brzmi sensacyjnie, ale taka jest prawda: Józef Wojciechowski (69 l.), były właściciel Polonii Warszawa, zastanawia się nad startem w październikowych wyborach na prezesa PZPN! To oznaczałoby rzucenie rękawicy Zbigniewowi Bońkowi (60 l.), który – do tej pory – jest jedynym kandydatem. (…) Wprawdzie w ostatnich miesiącach kilka razy mówiło się o możliwym powrocie właściciela JW Construction do piłki, ale w innym kontekście: Wojciechowski miał być zainteresowany kupnem Wisły Kraków, ale sprawa nie wyszła poza wstępne deklaracje. Teraz okazuje się, że powrót do futbolu byłego właściciela Polonii Warszawa jest możliwy, ale w zupełnie innej roli – kandydata na prezesa PZPN. Wczoraj, w krótkiej rozmowie telefonicznej Wojciechowski praktycznie potwierdził nam swoje zamiary: – To na razie przymiarki. Więcej będzie wiadomo w środę. I na razie na tym poprzestańmy – powiedział “SE” jeden z najbogatszych Polaków (26. miejsce na liście “Forbesa” 100 najbogatszych Polaków, majątek szacowany na 980 milionów złotych). Wojciechowski na razie nie chce składać oficjalnych deklaracji, bo nie ma pewności, czy zbierze piętnaście rekomendacji, a tyle jest niezbędnych, aby zarejestrować się jako oficjalny kandydat. Wystawiać mogą je zarówno kluby, jak i związki wojewódzkie i tam Wojciechowski musi szukać poparcia. Lista chętnych do ubiegania się o stanowisko prezesa PZPN zamyka się już jutro, więc JW ma bardzo mało czasu. I duży problem, czyli wizerunek w piłkarskim środowisku.
Andrzej Juskowiak jeszcze przestrzega, by Legia uważała na Dosta.
Czego Legia może spodziewać się w Lizbonie?
– Bardzo dobrej, szybkiej i ofensywnej gry kombinacyjnej Sportingu. Tu nie ma przestoju, to ich styl. Sprzedano już blisko 40 tysięcy biletów. Na własnym boisku Sporting jest bardzo mocny. Może dlatego, że ma wielkie wsparcie kibiców, którzy są żądni krwi i tak chętnie przychodzą na mecze.
(…)
Dorobek Dosta w lidze portugalskiej to cztery gole w trzech meczach. Czy właśnie jego Legia powinna obawiać się najbardziej?
– Widać, że jest w formie. Kosztował 10 mln euro, ale to dobrze wydane pieniądze i superinwestycja. Trener Jorge Jesus powoli wprowadzał go do zespołu. Widziałem duże fragmenty ostatniego meczu z Estoril, w którym zdobył dwa gole. Pierwsza jego bramka pokazuje, jak niebezpiecznym jest napastnikiem. Mimo że obrońcy byli blisko niego, to i tak idealnie uderzył piłkę głową. Jest wysoki, a mimo to bardzo ruchliwy. Przy drugim trafieniu idealnie wyszedł w tempo do podania.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Sugestię, że czas odbić się od dna, podsuwa okładka.
Czas pokazać serce do walki.
Luz, uśmiechy, coraz więcej żartów. Legia po zmianie trenera wyraźnie odżyła jako drużyna. Jacek Magiera przed odlotem do Lizbony także nie wyglądał na człowieka, który dzień później ma zadebiutować w stołecznym klubie i od razu zostać rzucony na głęboką wodę. – W końcu się wyspałem – mówił. Pytany o cel, odpowiedział: – Ja zawsze gram o zwycięstwo. Legia nie ma nic do stracenia. Po laniu z Borussią Dortmund (0:6) i tak mały entuzjazm po awansie, wywalczonym w słabym stylu, jeszcze się zmniejszył. Nastąpiło bolesne zderzenie z rzeczywistością. Nie oznacza to, że tak ma być dalej. Zespół najgorsze ma za sobą, teraz może być tylko lepiej, ale warunek jest jeden: trzeba walczyć, walczyć i jeszcze raz walczyć. Tego zabrakło przed dwoma tygodniami. (…) W porównaniu z ostatnim meczem ligowym taktyka Legii zostanie zmodyfikowana. Mistrzowie Polski zagrają w Lizbonie jednym napastnikiem, prawdopodobnie Nemanją Nikoliciem. Do składu ma wrócić Steeven Langil i wspólnie z Guilherme stworzyć parę skrzydłowych. Jako ofensywny pomocnik ma wystąpić Miroslav Radović, a za nim Thibault Moulin i Tomasz Jodłowiec. Zmieni się także sposób gry. Legia spróbuje nie dać się zaskoczyć w defensywie, zawodnicy mają grać blisko siebie, starać się przechwycić piłkę i wyprowadzić kontratak. To mądre założenia, bo jeśli szukać wad w drużynie przeciwnej, to właśnie w obronie.
Portugalczycy to najgorsi rywale, przynajmniej dla Polaków.
Polskie drużyny radziły sobie w europejskich pucharach z angielskimi, niemieckimi i włoskimi ekipami, a nigdy nie wyeliminowały zespołu z Portugalii (nie licząc Pucharu Intertoto, gdzie Ruch poradził sobie z Vitorią Setubal w 1998 r). Niezależnie od epoki i klasy rywala przedstawiciele tego kraju pokonywali reprezentantów Polski w kontynentalnych rozgrywkach. Nawet gdy, gdy polska piłka klubowa stała na dużo wyższym poziomie niż dziś, Portugalczycy byli za mocni. (…) Łącznie na 20 spotkań w pucharach (bez Pucharu Intertoto) z Portugalczykami, nasi piłkarze wygrali tylko trzy. Poza Lechem rywala pokonały też w rewanżach wspomniane Zagłębie i Polonia. Tyle że pewni awansu po wysokich zwycięstwach przeciwnicy odpuścili w drugim spotkaniu. Niemniej prowadzący wówczas Polonię Janusz Białek po latach chełpił się zwycięstwem nad Jose Mourinho. Szczególnie fatalnie wygląda bilans polskich zespołów nad wyjazdach – dziewięć porażek i jeden remis, do tego fatalny bilans bramkowy 2–25. Jedyną drużyną, która nie przegrała w Portugalii był w zeszłym sezonie Lech, który zremisował 0:0 z Belenenses. Takim samym wynikiem zakończyło się też spotkanie w Poznaniu.
Odwaga Magiery. Przemysław Bator spisał wypowiedzi Jacka Zielińskiego na różne tematy.
O przejęciu Legii przez Magierę:
– To ciekawy wybór szefów Legii, ale trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy Jacek poradzi sobie w nowej roli. Na tym klubie łamali sobie zęby wysokiej klasy trenerzy. Podjęcie wyzwania w takim momencie świadczy o dużej odwadze i ambicjach Magiery. Z pewnością ma plan, jak wyprowadzić zespół z kryzysu i przekonać do siebie zawodników. Jego sytuacja jest zupełnie inna niż wtedy, gdy ja po raz pierwszy przejmowałem drużynę. Wtedy wszedłem w nową rolę, nie bez oporu zresztą, w zasadzie prosto z boiska. Mimo sumiennego przygotowania do zawodu sporo spraw przeciekało mi między palcami. Jacek ma większe doświadczenie, które zdobywał w roli asystenta, trenera rezerw czy ostatnio prowadząc Zagłębie Sosnowiec. Znam go bardzo dobrze, zasłużył na szansę, jednak trudno już teraz wyrokować, jak będzie wyglądać praca w Legii.
Legia wygląda na nieprzygotowaną do sezonu – rozmowa z Andrzejem Juskowiakiem.
Czego się więc można spodziewać we wtorek?
– Mam nadzieję, że Legia będzie w stanie lepiej i skuteczniej bronić niż z Dortmundem. Szczególnie przy stałych fragmentach. W Lizbonie muszą być przygotowani na bardzo szybką grę, szczególnie pod polem karnym. Dla rywali gra jeden na jednego to żaden kłopot, dlatego kluczem może być asekuracja. Oni nie boją się dryblować. Wszystko sprowadza się do odpowiedzi na pytanie, czy Legia wytrzyma mecz kondycyjnie i szybkościowo? Jeśli piłkarze “padną” w 70. min, to może być kiepsko.