Piłkarze GKS-u Katowice jadąc dziś na swój stadion przy ulicy Bukowej nie musieli czuć się jak jadący do pracy górnik, który ma przed oczami wizję dziesięciogodzinnej harówki czy przedstawiciel jakiegokolwiek innego zawodu, który z pracy wraca styrany jak koń po westernie. Odwiedzała ich bowiem Stal Mielec – drużyna, która uparła się, że wygrywanie meczów jest przereklamowane.
W Mielcu ostatnio poleciała głowa trenera Białka, co jest chyba najlepszym dowodem na to, jak źle się tam dzieje – mowa przecież o osobie zasłużonej, związanej z klubem nie od wczoraj. By najlepiej oddać to, jak stabilny był stołek na którym siedział wystarczy napisać, że nie został pogoniony na bruk, a po prostu zmieniła się jego rola w klubie (będzie pracował z młodzieżą). Wyniki notował jednak tak dramatyczne, że nie dało się dłużej tego ciągnąć. Wystarczy powiedzieć, że zanim mielczanie przyjechali do Katowic nie wygrali jeszcze ani razu.
Dziś – szok i niedowierzanie – ta sztuka także im się nie udała. Chociaż piłkarze Stali i tak mogą mówić o pewnym sukcesie, bo po takim początku meczu (gol Goncerza w 3. minucie) można było spodziewać się lekkiego pogromu. Tym bardziej, że piłkarze Stali nie wyglądali jak goście, którzy są pewni swego. Grali nerwowo, niedokładnie, z przodu preferowali raczej taktykę “na chaos”, a nie spokojne budowanie akcji czy przemyślane ruchy. Efekt był taki, że GKS schodził na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem, ale spokojnie mógł wygrywać wyżej, lecz akcje partolił głównie Lebedyński. Mielczanie przebudzili się tylko raz, gdy z niczego w słupek trafił Sobczak.
Druga połowa to był jednak zupełnie inny mecz. GKS stwierdził, że wszelkie swoje atuty może zostawić w szatni a i tak puknie bezradnych mielczan (w sumie słusznie) – po przerwie nie widzieliśmy ani jednej wartej zapamiętania akcji z ich strony. Stal w miarę upływu czasu nakręcała się i dostawała wiatru w żagle. Próbowała jak nie z dystansu, to wrzutkami w pole karne. Dogodnej setki nie zdołała sobie stworzyć, ale możemy sobie wyobrażać, że trener Brzęczek zafunduje swoim piłkarzom po takim czymś niebywałą zjebkę.
Dziś Stal po raz kolejny przegrała. Ale była to porażka z tych, które dobrze rokują na przyszłość. Gieksa? Cóż, przeciwnikowi pozwoliła na wiele, ale jakakolwiek złość przejdzie jej jak ręką odjął w momencie, gdy spojrzy w tabelę. Drugie miejsce, seria dziewięciu meczów z rzędu bez porażki… W Katowicach wszystko idzie w dobrym kierunku.
***
W sobotę Podbeskidzie po raz kolejny nie było w stanie wygrać na własnym boisku. Dziś mają statystykę czterech zwycięstw na pięć wyjazdów i… dwóch punktów na swoim terenie (1:1 z Wigrami, 0:1 z Chojniczanką, 0:2 z GKS-em, 4:5 z Zagłębiem, 0:0 z Wisłą). Damian Chmiel po remisie z Wisłą Puławy, kiedy tylko stanął przed kamerami Polsatu Sport, nie krył irytacji:
– Z taką drużyną na własnym stadionie musimy wygrywać. Jesteśmy mocni, ale nie potrafimy przełożyć tego, co potrafimy, na mecze na własnym boisku. Nie wiem, co się dzieje. To miała być twierdza, ale jej nie ma. Ciężko nam idzie wygrywanie na tym terenie. Znowu musimy powiedzieć sobie kilka głębokich słów i przemyśleć pewne rzeczy. (…) Czy były jakieś pozytywy w naszej grze? Jak sobie obejrzymy potem ten mecz, to może odpowiemy na to pytanie. Na razie nic mi nie przychodzi do głowy.
Potrzeba obejrzeć powtórki, by zobaczyć pozytywy? W sumie racja. Podbeskidzie, kandydat do awansu, znów miało duże problemy z dochodzeniem do sytuacji podbramkowych, a przecież Robert Demjan i Szymon Lewicki to na tym poziomie powinna być gwarancja goli.
***
Zagłębie Sosnowiec zdążyło pożegnać się z Jackiem Magierą, a już ma problemy. Jasne, Jarosław Araszkiewicz pewnie nie zdążył przyłożyć jeszcze do wczorajszego wyniku ręki, kilkadziesiąt godzin wcześniej wszedł po raz pierwszy do szatni, ale przegrać 3:5 z Olimpią Grudziądz? I od 18. minuty już gonić trzybramkową stratę? Sosnowiczanie po raz pierwszy w tym sezonie polegli, ale nie stracili pozycji lidera.
Coraz mocniej po piętach Zagłębiu depcze Chojniczanka, która przerwała zadziwiającą passę Pogoni Siedlce (1:0 z Bytovią, 4:1 z Wigrami, 2:0 z Chrobrym) – w 88. minucie było jeszcze 1:0, skończyło się 2:1. I właśnie końcówek weekendowych meczów nie należało odpuszczać. Wystarczy wspomnieć, że jeszcze w drugiej w drugiej minucie doliczonego czasu gry Chrobry przegrywał z Sandecją, by najpierw Kwiecień trafił do siatki głową, a po chwili poprawił z rzutu karnego Wojciechowski. Bayern – Manchester United w finale Ligi Mistrzów? Pod kątem emocji z pewnością!
W dalszym ciągu problemy z doskoczeniem do czołówki ma Górnik Zabrze. Kiedy wydawało się, że wyrastający nowi liderzy Angulo-Ledecky pociągną ten zespół w górę, on znów zaczął tracić punkty: przed tygodniem remis u siebie z Bytovią, teraz remis w Suwałkach.
***
W drugim dzisiejszym meczu Drutex-Bytovia poszedł za ciosem i bez większych problemów ograł MKS Kluczbork. Pierwszą bramkę zdobył Jakub Serafin, drugą dołożył Jakub Bąk. MKS może mieć jednak powód do zadowolenia – postawił trudniejsze warunki niż Śląsk Wrocław w czwartek.
Fot. 400mm.pl