Jagiellonia do spółki z Lechią konsekwentnie realizują swój plan i wykorzystują trudną sytuację mistrza Polski – kiedy Legia traci kolejne punkty, oni raz za razem zgarniają pełną pulę. Dziś piłkarze Michała Probierza wygrali czwarte spotkanie z kolei. Przyznajmy jednak, że nieźle musieli się napocić.
Pamiętacie ostatni mecz Jagi? Wyjazd do Wrocławia, bardzo odważna i wysoka od początku gra, świetnie przeprowadzone dynamiczne akcje, szybki pierwszy gol i szybki drugi, potem uspokojenie, kontrola, dobijanie rywala kontrataki. 0:4.
W Kielcach właściwie wszystko było na odwrót. To piłkarze Korony robili wszystko, by wywołać uśmiech na twarzach gości z Senegalu – pressing, podejście do przeciwnika na jego połowie, agresja w odbiorze. Jagiellonia nie była w stanie ani spokojnie rozgrywać piłki, ani wyprowadzić dobrej kontry. Kiedy Tomasik czy Mackiewicz próbowali urwać się skrzydłem, byli natychmiast zatrzymywani. Jakikolwiek dobrze zapowiadający się atak gości, był przez koroniarzy tłamszony w zalążku. Ale piłkarze trenera Wilmana nie tylko dobrze wyglądali w defensywie – chcieli też atakować. Najpierw z błędu Kelemena skorzystał Miguel Palanca, potem po niezłej wymianie podań w poprzeczkę trafił Możdżeń.
Jedyne zagrożenie, jakie stwarzała Jaga, miało miejsce po stałych fragmentach gry. Tuż przed przerwą po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową w obramowanie bramki uderzył Runje, ale poprzeczka to też strzał niecelny. Celnych goście mieli zero.
Najgorzej na boisku prezentował się dziś Karol Mackiewicz, który całkiem sensownie biegał i podejmował same błędne decyzje. Probierz, nie mając do dyspozycji innych skrzydłowych (Cernych i Chomczenowskyj są niezdolni do gry), za bocznego pomocnika wpuścił obrońcę. I zmienił system gry: Frankowski w ataku ze Świderskim, w środku pola tercet Grzyb-Romanczuk-Góralski, w roli wolnego elektronu Vassiljev. Zaskoczyło, Jaga przejęła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami.
Aktywny był Świderski, który albo strzelał obok bramki, albo niepotrzebnie kombinował z uderzeniem piętką. Podłączał się Góralski, który po kolejnej nieskutecznej próbie wyżył się na słupku. Zmiana ustawienia Jagiellonii zakładała jeszcze jeden element – większe zaangażowanie w ofensywę lewego obrońcy Tomasika. Jedno dośrodkowanie bez większego efektu, drugie również, ale w końcu idealnie wrzucił do Frankowskiego. I jeszcze poprawił, ze stojącej piłki, dograł Ivanovi Runje, zbierając trzecią i czwartą asystę w sezonie.
Tak, to był dla Jagi ciężki mecz. Nie ułożył się tak dobrze, jak ten we Wrocławiu, poprzeczka została przez Koronę zawieszona znacznie wyżej. Goście dali się gospodarzom wyszaleń, sporo w ten sposób ryzykowali, ale jak przeszli do ataku – oddali dziewięć celnych strzałów, mogli zdobyć więcej bramek niż tylko dwie. No i najważniejsze: utrzymują się na szczycie tabeli z Lechią, wykorzystując potknięcie Bruk-Betu i odskakując Legii na dwanaście punktów.
Fot.FotoPyk