On też chciał dziś zobaczyć gole w ekstraklasie

redakcja

Autor:redakcja

23 września 2016, 22:31 • 3 min czytania

Zapraszając na to spotkanie Tomasz Smokowski powiedział coś takiego: – Mamy na boisku piłkarzy ze zmysłem kreatywności, talentem… „Smoku”, zapomniałeś wspomnieć, że dziś mało kto miał zamiar się z tym ujawnić, bo w takim wypadku sporo osób pewnie podjęłoby jedyną właściwą decyzję i te dwie godziny wcześniej ruszyło w piątkowy balet.

On też chciał dziś zobaczyć gole w ekstraklasie
Reklama

Nie mamy jednak pretensji, bo sami też daliśmy się oszukać. Gdy Mójta przygrzmocił z wolnego w pierwszej minucie, mówiliśmy sobie: oho, będzie się działo. No i działo się, bo atmosfera na boisku była tak gęsta, jak dym z rac odpalanych za bramką Malarza. Może i piłkarze Wisły i Legii nie zeszli z murawy z kompletem punktów, może i nie mają prawa być zadowoleni z liczby i jakości oddanych strzałów, ale za to z pewnością znacznie wzrosła ich świadomość w kwestii zawodu wykonywanego przez ich siostry i matki.

Bramek jednak z tego nie było. Nie przeszły próby ognia hurtowo rozdawane pod jednym i drugim polem karnym rzuty wolne, nic nie zdziałał wszędobylski i aktywny jak mało kiedy Małecki, nie dało za wiele „ciasteczko”, jakim Radović obsłużył Prijovicia, nie pomógł nawet rzut karny. Nie możemy się zresztą pozbyć wrażenia, że podczas rozbiegu Popovicia Canal+ postanowił przetestować transmisję w trybie slowmotion. Tak anemicznego wykonania jedenastki nie widzieliśmy od niepamiętnych czasów, naprawdę mało brakowało byśmy pomyśleli, że Słoweniec podchodzi do niej za karę.

Reklama

Dla obu ekip ten podział punktów to w ich sytuacji wiadomość z gatunku tych złych. Wisła jednak kończy na zgubieniu dwóch oczek, może nawet z pewną dozą optymizmu, bo z tonu nie spuszcza Małecki, bardzo solidny – wreszcie również w obronie – był Mójta, a cichym bohaterem meczu nazwalibyśmy Guzmicsa, którego interwencje nie raz i nie dwa ratowały Białą Gwiazdę. Legia natomiast wlała w serca swoich kibiców znacznie więcej niepokoju. Bo krajobraz w defensywie przed Sportingiem, delikatnie rzecz ujmując, nie wygląda za ciekawie:

– Michał Pazdan, najsolidniejszy z czwórki z tyłu zszedł z kontuzją barku, o której Grzegorz Mielcarski wypowiedział się dość jednoznacznie: – Nie sądzę, by do wtorku taki uraz miał ustąpić.

– Jakub Czerwiński w sytuacji, która mogła przesądzić o losach meczu, nie trafił głową w prostą piłkę we własnym polu karnym. Adam Hlousek dostał więc piłką w rękę i choć w myśl przepisów karny się nie należał, to jednak gdyby wcześniej jeden łysy zwyczajnie wybił futbolówkę w pole, całej afery z drugim łysym by nie było.

– Łukasz Broź był nie-mi-ło-sier-nie objeżdżany przez duet Małecki-Mójta i potwornie obawiamy się podmianki tej dwójki na duet Zegelaar-Bruno Cesar, z którym problemy miał nawet Real Madryt.

Nie jest też szczególnie dobrym prognostykiem to, jak dyskretny w swoich poczynaniach był dziś Nemanja Nikolić. Ostatni raz widzieliśmy go na grafice przed meczem, później podobno paru kibicom Legii wydawało się, że dostrzegają kogoś o podobnych rysach twarzy na boisku, ale żaden z nich nie zdecydował się tego oficjalnie potwierdzić.

Urodzony optymista Besnik Hasi powiedziałby: meczycho. My, na przekór albańskiemu profesorowi sztuki trenerskiej powiemy jednak: zwykła padaka…

1234

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama