Pierwsze skojarzenie z Falcao jest – delikatnie mówiąc – niezbyt dobre, bo Kolumbijczyk zatracił formę wyjeżdżając na Wyspy i z killera będącego postrachem obrońców, stał się zwykłym pośmiewiskiem. Inaczej sprawy mają się w dyscyplinie pokrewnej do futbolu, czyli w futsalu, gdzie Brazylijczyk Falcao jest prawdziwą ikoną i legendą. Nawet wielcy muszą jednak powiedzieć kiedyś „dość” i 39-latek zrobił to właśnie teraz. Skończył karierę, niestety w niezbyt przyjemnych dla siebie i kadry okolicznościach.
Reprezentacja Brazylii odpadła bowiem z mundialu po porażce z Iranem w 1/8 finału, a trzeba wiedzieć, że dla Canarinhos pożegnanie się z turniejem na tym etapie jest kompletnym szokiem. Od początku rozgrywania turnieju, czyli od 1989 roku, zawsze byli w pierwszej trójce zdobywając pięć złotych medali i po jednym srebrnym i brązowym krążku. Tym razem nie dali rady, bo w zremisowali z Iranem 4:4, a potem ulegli mu w karnych.
Brazylia w futsalu jest wielka, tak jak wielki był Falcao. Król tego sportu. Zdobył z nią dwa mistrzostwa świata, pięciokrotnie wygrał Copa America, po razie Igrzyska Ameryki Południowej oraz Igrzyska Panamerykańskie i wiele innych trofeów. Był kluczowym zawodnikiem, na mundialach strzelił 48 goli, w sumie w koszulce narodowej ma ich sporo ponad 300. Zresztą, głównie dzięki niemu Brazylia utrzymywała się w grze w starciu z Iranem, bo to on strzelił trzy z czterech bramek. Wielka klasa, którą doceniają zresztą rywale, w ten sposób okazali mu szacunek po meczu:
Piłkarz ogłosił bowiem, że ostatni mecz na turnieju będzie jednocześnie jego ostatnim w kadrze. Na pewno chciał pożegnać się złotem, ale nawet plany tak wielkich zawodników życie potrafi brutalnie zweryfikować.