Polscy napastnicy przechodzą w tym sezonie samych siebie, bo trafiają pod prawie każdą szerokością geograficzną w Europie i nie ma tygodnia, żeby nie spływały do kraju wieści o ich kolejnych wyczynach. I o ile przywykliśmy, że strzelają na wagę punktów i zwycięstw, o tyle uderzenie decydujące o zdrowiu i życiu jest czymś kompletnie nowym. Nie ma w tym zdaniu żadnej przenośni, bo Kamil Wilczek przypadkiem celując w głowę kibica, naprawdę mógł go uratować.
Był 28 sierpnia, Broendby grało mecz ligowy z Kopenhagą. Wilczek powoli zaczął przyzwyczajać kibiców do swojej formy, bo miał już na koncie cztery gole, ale akurat w czasie rozgrzewki zagrał niecelnie i trafił gościa siedzącego na trybunach w głowę. Uderzenie było mocne i fan przeszedł kontrolne badania, w czasie których wyszło na jaw, że ma guza mózgu. Zdajemy sobie wszyscy sprawę, jakie to paskudztwo, a szansa na wyleczenie jest zawsze większa wtedy, kiedy o chorobie pacjent dowie się jak najszybciej. Kto wie, gdyby Polak pocelował dokładniej z perspektywy piłkarza, może kibic nie dostałby czasu na leczenie. Teraz go ma.
– Witam wszystkich. Mam na imię David i jestem osobą, która została uderzona piłką podczas rozgrzewki przed meczem przeciwko FC Kopenhaga. Chcę podziękować personelowi medycznemu, ochronie i wszystkim pracownikom klubu, a także fanom, którzy stali blisko mnie i od razu zareagowali, bo uratowało mi to życie. Nie mogę opisać, jak bardzo jestem wdzięczny za ich wysiłki. Okazało się, że mam guza mózgu i nie zostałoby to odkryte, gdyby Wilczek nie uderzył mnie piłką w głowę, tak więc jestem bardzo wdzięczny także jemu, za to, co się stało. Zwłaszcza, że nigdy nie zająłby się mną tak profesjonalny personel medyczny jak obecnie. Teraz czeka mnie operacja i etc.. Dziękuję wszystkim jeszcze raz, jestem wam dozgonnie wdzięczny – napisał tenże kibic na Facebooku (tłumaczenie za www.eurosport.onet.pl).
Naprawdę, niewiarygodne. Takiej historii prędzej spodziewalibyśmy się w filmie i to takim z naciąganą fabułą, tymczasem ona wydarzyła się naprawdę. Wszystko wychodzi polskim napastnikom, nawet nieudane kopnięcia. Wilczek w tamtym meczu bramki nie strzelił, ale i tak najważniejsze zagranie zaliczył jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego.
Poza tym, trzeba docenić umiejętności medyczne naszych reprezentantów. Teraz Wilczek niejako mocno przyczynia się do diagnozowania groźnych chorób, a wcześniej Kamil Glik jednym dotknięciem buta pozwolił wstać umęczonemu Kazachowi. Cuda!