Grzegorz Bonin i Michał Pazdan. Dla kogoś, kto polską piłką interesuje się od czasu do czasu, przypisanie ról dla tych zawodników byłoby dość proste. Z jednej strony przeciętny ligowiec, który kiedyś długo jechał na nazwisku i dostawał wynagrodzenie ponad swoje umiejętności, z drugiej zaś – wykreowany bohater narodowy w trakcie Euro. Ale trochę się te role pozmieniały, zwłaszcza w tej kolejce.
Bonin. Pan Piłkarz Bonin. Od jakiegoś czasu mamy tylko ochotę wyciągać ten fotomontaż z nim w koszulce reprezentacji Brazylii, wspominać o Joga Boninho, bo naprawdę jesteśmy pod wrażeniem. Dla potwierdzenia: gość został właśnie drugim zawodnikiem w tym sezonie, który od Weszło zgarnął za swój występ najwyższą możliwą notę (wcześniej: Mateusz Szwoch). Uzasadnienie? Dwa gole, oba cudownej urody, nawet jeśli jeden z nich był dośrodkowaniem, plus asysta, no i kapitalne wywiązywanie się z roli lidera wraz z wielkim wkładem w zwycięstwo 4:0.
Pan Piłkarz Bonin. Zapamiętajcie.
Wokół dychy zakręcili się w ten weekend również dwaj inni piłkarze, z Białegostoku. Jagiellonii nie robi większej różnicy, czy Cernych jest niezdolny do gry, bo ma w składzie Konstantina Vassiljeva. A temu kroku zaczął ostatnio dotrzymywać Przemysław Frankowski – gość, o którym bardzo długo słyszeliśmy, że jest zdolny, że wiele potrafi, ale trudno było nam dostrzec jego atuty poza tym, że ufa mu trener Probierz. Teraz się przekonujemy, dlaczego mu ufa. I za sprawą tego duetu Jaga zabawiła się we Wrocławiu, utrzymując fotel lidera.
Pazdan. W trakcie Euro: Pan piłkarz Pazdan. Będziemy szczerzy: nigdy nie sądziliśmy, że kilkanaście tygodni po tym turnieju Legia będzie w stanie stracić u siebie trzy gole, z czego wszystkie będą zasługą reprezentanta Polski. Był spóźniony do pojedynku główkowego z Nesporem, który asystował Jachowi, sprokurował rzut karny, no i na deser pokonał własnego bramkarza. Jako jedyny w tej kolejce otrzymał też od nas notę 1.
Marcin Lewicki, menedżer piłkarza, pisał na Twitterze, że zawodnik chciał jak najszybciej wrócić po kontuzji na boisko, że o tym występie zadecydowały sprawy boiskowe i pozaboiskowe, ale jednak – ten występ miał miejsce.
Aczkolwiek kandydatów do najniższej możliwej oceny było kilku. Wierchowcow, Dejmek i Kallaste byli kompletnie bezużyteczni w defensywie Korony w starciu – tak, tak – z Górnikiem Łęczna. Z kolei w niepamięć należało rzucić opowieści o świetnie funkcjonującej obronie Śląska, która w pierwszych czterech meczach – tak, tak – z Legią, Lechem, Pogonią i Lechią nie straciła gola.
Fot. FotoPyk