Reklama

Napisalibyśmy “do widzenia”, ale mamy nadzieję, że już się nie zobaczymy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 września 2016, 19:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdyby ktoś poprosił nas o wskazanie dobrego meczu Legii Besnika Hasiego, to pomimo tego, że było ich aż osiemnaście, najpierw buchnęlibyśmy śmiechem, a później bezradnie rozłożyli ręce. Sorry, zwycięstwa jakieś tam były, ale nie dobre mecze. Z tego okresu przepełnionego niedorzecznością i absurdem wyróżnić można co najwyżej połówkę, tę pierwszą w sezonie ligowym przeciwko Jagiellonii, a dziś – do kompletu – doszła druga. To bilans wstydu albańskiego trenera, który właśnie w tej chwili żegna się z drużyną (jutrzejszy trening poprowadzi Aleksandar Vuković), a za chwilę z Warszawą. 

Napisalibyśmy “do widzenia”, ale mamy nadzieję, że już się nie zobaczymy

Pisząc o dobrej połówce w meczu z Zagłębiem, mamy na myśli oczywiście drugą część gry. Pierwsza była dobitnym potwierdzeniem, że Legia tego trenera to tylko “wyrób drużynopodobny”. Naprawdę nie trzeba Borussii Dortmund, Aubameyanga, Weigla, Guerreiro i reszty, by ośmieszać warszawian na ich terenie. Wystarczy Zagłębie Lubin, które nie wygrało od siedmiu spotkań, Nespor, Janus, Janoszka i spółka. Więcej – taki przeciwnik nie musi nawet grać super meczu, grunt, by był uważny w tyłach, miał gościa, który potrafi dośrodkować ze stałego fragmentu gry i kilka schematów. Przepis skomplikowany jak na chleb z masłem, ale skuteczny.

Legia w pierwszej połowie dostała dwa gongi, a mogła więcej. Przy okazji jedna sprawa się zdezaktualizowała – pisaliśmy, że od początku sezonu w warszawskiej drużynie nie zawodzą tylko Malarz i Pazdan, tak się też składało, że jak reprezentanta Polski nie było na boisku, to Legia traciła znacznie więcej goli. Cóż, dziś stoper miał dzień konia. Ale taki w drugą stronę, bo:

– przy pierwszej bramce uciekł mu zawodnik,
– sprokurował rzut karny zagraniem ręką,
– powinien wylecieć z boiska z czerwoną kartką,
– strzelił samobója decydującego o końcowym wyniku.

Mocny kandydat do miana najgorszego meczu w karierze Pazdana. Nota 1. Można nawet zbić piątkę z Wołąkiewiczem (pamiętacie chyba co zrobił mu kiedyś Robak).

Reklama

Oczywiście to nie tak, że inni legioniści trzymali poziom, ale Pazdek uparł się, że trener powinien pożegnać się porażką. W pierwszej połowie zawodzili niemal wszyscy, w drugiej kilku piłkarzy się zrehabilitowało (m.in. Langil), dobre zmiany dali Aleksandrow oraz Moulin i gra warszawskiej drużyny zaczęła wyglądać, szczególnie dobrze w pierwszym kwadransie. 0-2 do 2-2. Oglądaliśmy już taki mecz z udziałem tych dwóch drużyn przy Łazienkowskiej w zeszłym sezonie, ale znów uwydatniona została różnica między tamtą Legią a tą dzisiejszą. Jeszcze jedna akcja bardzo aktywnego dziś Janusa, wspomniany samobój Pazdana. 2-3.

Nie zmienia to jednak faktu, że Legia robiła sporo, by jednak punkcik ugrać. Na przeszkodzie stanął grający swój najlepszy mecz w Zagłębiu Polacek. Dziś był wielki nie tylko dzięki gabarytom. Obronił nawet rzut karny wykonywany przez Nikolicia. Jak ktoś to zgrabnie ujął na Twiiterze, liderzy Legii przypilnowali, by nikt, nawet dwóch ostatnich zwolenników Hasiego, nie miał mieszanych uczuć.

Cóż, gratulacje dla Zagłębia, które przerwało słabą serię, a któremu siłą rzeczy poświęciliśmy mniej miejsca. A w Legii kończy się pewna się era – mimo porażki i beznadziejnej sytuacji w tabeli można wyciągnąć z lodówki szampany, wystarczająco długo się chłodziły.

43JrT2q

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...