Grali jak nigdy, nie potrafili wygrać jak zawsze… Wyjazdowy dramat trwa

Piotr Tomasik

18 września 2016, 17:42 • 3 min czytania

Jednak strasznie dynamiczna jest ta nasza Ekstraklasa. Nie, nie chodzi nam o tempo gry, to powinno z reguły być znacznie wyższe, chodzi o tempo, w jakim niektóre rzeczy, zjawiska tracą na aktualności. Wytłumaczymy to może na przykładzie Lecha Poznań. Otóż wyobraźcie sobie, że można zagrać niezły mecz z Maciejem Wiluszem na środku obrony (i to wspomaganym przez Nielsena!). Że jednak można prezentować się bardzo dobrze, gdy za środek pola odpowiada tzw. Tetrałka. Że można też  siać postrach w szeregach obronnych rywali z Marcinem Robakiem na szpicy. Kilka tygodni temu – nie do pomyślenia, szczególnie jeśli wszystkie te rzeczy występowały w jednym czasie. Jan Urban zdecydowanie tego nie lubi. 

Grali jak nigdy, nie potrafili wygrać jak zawsze… Wyjazdowy dramat trwa
Reklama

Chichot losu polega jednak na tym, że taki mecz, który jest w zasadzie zaprzeczeniem wszystkiego, co pokazywał Lech w tym sezonie, można też przegrać. Nawet jeśli mówimy o Ekstraklasie – duża sztuka.

Wyjazdowe mecze Lecha w ostatnim czasie były trochę jak dośrodkowania Steevena Langila – nikt nie widział dobrego. W tym sezonie bezbramkowy remis ze Śląskiem, klęska w Kielcach z Koroną, podział punktów w Niecieczy, a do serii łapią się też spotkania z poprzednich rozgrywek, czyli cztery porażki bez strzelonej bramki: z Zagłębiem, Cracovią, Pogonią i Legią. Tym bardziej muszą sobie pluć w brodę wszyscy ludzie związani z poznańską drużyną, bo to ligowe przełamanie mogło być naprawdę imponujące. Przeciwnikiem była silna Lechia, teren trudny, a atmosfera na trybunach naprawdę godna Ekstraklasy.

Reklama

Główny powód niepowodzenia? Można na to spojrzeć z dwóch stron – nieskuteczność Marcina Robaka, albo klasa Vanji Milinkovicia-Savicia. Powiedzmy, że to wypadkowa, ale ważniejsze było dziś to drugie. Nie zaskoczymy was chyba, pisząc, że nie mamy najlepszego zdania o tym bramkarzu. Nie tak dawno zwątpił w niego również Piotr Nowak, dając szansę debiutu Podleśnemu, ale ta opcja też nie wypaliła, trzeba było więc wybierać mniejsze zło. Szczerze mówiąc, prędzej spodziewaliśmy się hat-tricka Peszki niż takiego występu młodego Serba, ale stało się – Milinković-Savić wybronił gdańszczanom spotkanie. Wygrał kilka pojedynków z napastnikiem Lecha i zrobił to w sposób dość spektakularny.

Pokonać Robakowi dał się tylko raz. Jednak w tym przypadku ochrzan od Nowaka należy się bardziej Simeonowi Sławczewowi. Bułgar atakował Makuszewskiego z taką agresją, że ze zejście stopień niżej oznaczałoby położenie się na murawie podczas, gdy skrzydłowy Lecha sunął prawą stroną. Ale Kolejorz z prowadzenia nie cieszył się długo. Kadarstrofa, odcinek kolejny. W tym zaprezentowano, jak nie kryć w polu karnym w trakcie rzutu rożnego, z czego skorzystał Marco Paixao.

No i tak – Lechia, jak na swój potencjał i postawę w tym sezonie, grała dość słabo. Lech prezentował się najlepiej od dłuższego czasu, świetnie grał Makuszewski, do kolejnych szans dochodził Robak i – teraz się skupcie – tyły w ryzach trzymał Wilusz. Ale miano talizmanu przeciwników Kolejorza znów dało o sobie znać. Końcówka spotkania, akcja Peszki, farfoclowaty strzał Chrapka, lekki bilard i piłka po nodze stopera Lecha wpada do siatki Buricia.

Przeznaczenia jednak nie oszukasz. Tu już chyba trzeba wzywać egzorcystę.

vM7xaaS

Najnowsze

Ekstraklasa

Korona czekała na taki transfer. Były kadrowicz zagra w Kielcach [KULISY]

Szymon Janczyk
15
Korona czekała na taki transfer. Były kadrowicz zagra w Kielcach [KULISY]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama