Chyba tylko najwięksi optymiści mogli wierzyć, że po kosmicznym strzelaniu w Bielsku-Białej dziś też piłkarze I ligi rzucą rękawice kolegom z piątku i dadzą podobne show. Tymczasem w Legnicy zawodnicy Miedzi i GKS-u stwierdzili, że “a taki figiel” i na pewno nie pozwolili nudzić się widzom, szczególnie w pierwszej połowie.
Po stronie gospodarzy o rozrywkę zadbał Mariusz Rybicki – jeśli zgubiliście go z radarów, to ten chłopak, który w Widzewie bardzo robił się na Neymara, ale dorównywał mu tylko fryzurą, a ostatnio nie przebił się w Koronie. Dziś nam jednak naprawdę zaimponował, grał główną rolę w obu bramkach strzelonych przez Miedź w pierwszej połowie. Najpierw zebrał na linii pola karnego wypiąstkowaną piłkę przez Nowaka, dobrze ją przyjął i uderzył kapitalnie pod poprzeczkę. Przy drugiej bramce nie pałował dośrodkowując, ale inteligentnie wypatrzył Bartkowiaka, ten zgrał do środka i Łuszkiewicz wpakował futbolówkę do siatki. No, w takiej formie Rybicki chciałby być zawsze, w pewnym momencie poczuł się tak pewnie, że spróbował strzału nożycami, choć to akurat nie wyszło. Jednak jak pech to pech – Mariusz odpalił, a w 34. minucie zszedł z boiska z kontuzją.
Na popisy Rybickiego nie mógł spokojnie patrzeć Grzegorz Goncerz, o którym od dawna mówi się, że na zapleczu siedzi zdecydowanie za długo, bo ma umiejętności na Ekstraklasę. Zawodnik katowiczan znalazł sobie trochę miejsca kilka metrów przed polem karnym i uderzył niezwykle precyzyjnie, tuż przy słupku. Druga bramka? Samobój, ale znów kręcił się tam blisko Goncerz, który niejako wymusił na Midzierskim feralną interwencję.
Oj działo się, ponieważ dziś spotkały się naprawdę ciekawe ekipy. Miedź ma wspomnianego Rybickiego i Bartkowiaka, ale w pomocy jakość dają też Forsell i Keon, natomiast w GKS-ie obok Goncerza można wyróżnić Zejdlera i aktywnego, choć zbyt chaotycznego Lebedyńskiego.
W drugiej połowie bramek nie zobaczyliśmy, co nie znaczy, że zapanowała nuda. Nie, po prostu na wyższy poziom wskoczyli bramkarze – Nowak odbijał strzał Bartkowiaka i wychodził obronną ręką po zamieszaniu przy wolnym Forsella, a Kapsa wygrywał z Prokiciem i Goncerzem. Ten drugi sytuację miał idealną, bo uderzał z rzutu karnego, podyktowanego za demolkę Lebedyńskiego wykonaną przez Kapsę. I o ile w pierwszej połowie Goncerz potwierdził swoją markę, o tyle przy tej okazji przymierzył jednak źle, na wygodnej wysokości dla bramkarza, który ten strzał odbił.
Cholera, wynik 2:0 znów zbiera swoje żniwa, choć jeszcze w końcówce mógł temu zapobiec Paul Batin, ale spudłował w sytuacji sam na sam.
*
I jeszcze komplet wyników z dzisiaj. Na uwagę zwraca remis Górnika Zabrze, który po dwóch wygranych znów zawiódł i trzecia porażka z rzędu Wigier – mocno spuścili w Suwałkach z tonu.
Źródło: www.flashscore.pl
Fot. FotoPyk