Trzeba było przyjazdu zespołu Thomasa Tuchela, aby dowiedzieć się, że można mieć kłopot z wyjściem z własnego pola karnego, przecież niewielkiego prostokąta o wymiarach 40 na 16 metrów. Piłka po desperackich wybiciach legionistów ciągle wracała do Niemców. Dortmund czuł się tak pewnie, że chwilami w momencie dośrodkowania w unieszczęśliwiający nas prostokąt wbiegało pięciu-sześciu zawodników. Trudno przypomnieć sobie, czy coś działało w Legii – czytamy dziś w Gazecie Wyborczej. Tego typu relacje pomeczowe są na porządku dziennym.
FAKT
Brutalne lanie na przywitanie.
Brutalne lanie dostali od Borussii Dortmund piłkarze Legii Warszawa w meczu pierwszej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów. Mistrz Polski przegrał 0:6 i był to najniższy wymiar kary. Przed meczem trener Besnik Hasi zaskoczył wszystkich tonem wypowiedzi. – Prowadziłem przeciwko Borussii Anderlecht i przez pierwsze pół godziny nie wychodziliśmy z własnej połowy. Teraz może być podobnie – wypalił. (…) Wstyd przynieśli nie tylko piłkarze, ale też ludzie mieniący się kibicami, którzy w pewnym momencie próbowali zaatakować fanów z Dortmundu i przestraszyli normalnych kibiców.
Pozostałe tematy:
– Cudowne ozdrowienie Vrdoljaka
– Dramat młodego piłkarza Borussii w meczu młodzieżowej LM
– Teodorczyk gra dziś w Lidze Europy, a Lewy pije piwo
– Wojna o kasę za Kapustkę
Mervo był wart fortunę, a teraz jest w rezerwach.
Zaledwie kilkanaście tygodni temu działacze Śląska zastanawiali się, skąd wziąć 500 tys. euro na Bence Mervo. Dziś Węgier jest w takiej formie, że chyba wszyscy we Wrocławiu cieszą się, że napastnik został wypożyczony, a nie wykupiony.
Lechia i Jaga rywalizują poza boiskiem.
Rywalizacja Jagiellonii z Lechią w tym sezonie nie toczy się tylko na boisku. Obie drużyny zajmują dwie czołowe pozycje w tabeli ekstraklasy, a także pod względem liczby kibiców na trybunach. Na razie górą jest klub z Białegostoku, co po najbliższej kolejce może się zmienić. Przynajmniej jeśli chodzi o średnią fanów na mecz.
Jagiellonia – 16 364
Lechia – 16 089
Legia – 15 186
Lech – 13 194
GAZETA WYBORCZA
Legia gości na okładce.
Smutne wieści o Legii.
Bolesny powrót mistrza Polski do Ligi Mistrzów po 20 latach. Legia była workiem bokserskim dla Borussii Dortmund. Legia od lat marzyła, aby znaleźć się w gronie najlepszych klubów Europy. Zagrać w świetle tak mocnych jupiterów, aby przyciągnęły spojrzenia sporej części Europy. Sprawdzić się, przetestować swoje mocne i słabe stronach. Niestety, w w środowym meczu piłkarze Legii zostali tak bardzo obnażeni, że dziś, wypoczywając na sofie w swoich apartamentach, mogą sobie zadawać pytanie, po co im była ta Liga Mistrzów. Już po 17. minutach obrywali 0:3. (…) Trzeba było przyjazdu zespołu Thomasa Tuchela, aby dowiedzieć się, że można mieć kłopot z wyjściem z własnego pola karnego, przecież niewielkiego prostokąta o wymiarach 40 na 16 metrów. Piłka po desperackich wybiciach legionistów ciągle wracała do Niemców. Dortmund czuł się tak pewnie, że chwilami w momencie dośrodkowania w unieszczęśliwiający nas prostokąt wbiegało pięciu-sześciu zawodników. Trudno przypomnieć sobie, czy coś działało w Legii. Od słabej gry nogami bramkarza Arkadiusza Malarza, przez zwrotność, grających ze sobą po raz pierwszy (!), środkowych obrońców Macieja Dąbrowskiego i Jakuba Czerwińskiego i ich kiepskiego zrozumienia z golkiperem. Przez słaby odbiór piłki u środkowych pomocników, nieumiejętność utrzymania jej przez wysuniętego napastnika Aleksandra Prijovicia. Mankamenty Legii wychodzą w ekstraklasie, a na tle wicemistrza Niemiec wyglądały okropnie.
Ile dzieli Legię od obciachu wszech czasów?
To był niezapomniany wieczór. Miało być święto i już przed meczem czuło się święto, choć podszyte lękiem, że piłkarze i kibice uciekną ze stadionu jak zbite psy. A ci, których wizja chłosty nie przerażała, oczekiwali śmierci ze śmiechu. Nie pamiętam, by jakikolwiek turniej czy choćby mecz z udziałem polskich piłkarzy – w klubach czy reprezentacji – poprzedzał porównywalny defetyzm. Pierwszy raz czułem się jak pomiędzy Sanmarińćzykami czy innymi Luksemburczykami, którzy modlą się, by ich drużyna oberwała tylko trochę. I rzeczywiście, stało się. Przeżyliśmy jedną z najbardziej oczekiwanych klęsk polskiego futbolu. Legii wystarczył kwadrans z okładem, by ustanowić rekord – zostać jedyną drużyną w historii Ligi Mistrzów, która zdołała tak szybko przegrywać u siebie trzema golami. A to, że natychmiast nie posypały się następne rekordy, gospodarze zawdzięczają wyłącznie odprężeniu piłkarzy Borussii, którzy polubili zbędne, inspirowane egoizmem strzały z dystansu. Czy w ogóle warto ten mecz analizować? Mam grube wątpliwości, Legii wypada co najwyżej oddać, że obrała strategię wybitnie innowacyjną. Nikt inny nie wypuszcza na Ligę Mistrzów środkowych obrońców, którzy przed chwilą zobaczyli się na oczy i nikt inny nie wypuszcza aż tylu piłkarzy o stażu w klubie mierzonym miesiącami lub wręcz tygodniami. A Hasi Besnik zesłał jeszcze Guilherme, znanego z walorów ofensywnych, na lewą obronę. Trener od tygodni bezlitośnie wyszydzany zachował się, jakby chciał zostać oskarżony o niepoczytalność.
SUPER EXPRESS
Pobili nam Legię…
20 lat czekaliśmy na powrót polskiej drużyny do rozgrywek Ligi Mistrzów, ale powitanie z piłkarskim rajem zamieniło się w piekło. Borussia Dortmund rozbiła mistrzów Polski 6:0 i pokazała, jak wielki dystans dzieli nas od najlepszych drużyn na Starym Kontynencie. Była podniosła oprawa, wypchany po brzegi stadion i ciche nadzieje na sprawienie sensacji i urwanie Borussii choćby punktu. Niestety, marzenia szybko prysły niczym bańka mydlana, a brutalne przebudzenie nastąpiło już w 7. minucie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Niezła okładka PS.
Zobaczyli, jak się gra w poważną piłkę.
Dwadzieścia lat czekania i mocne zderzenie ze ścianą. Legia dostała ostrą lekcję gry na wysokim poziomie. Każdy z legionistów zobaczył, jak wiele brakuje mu do przeciwnika. Borussia szybko strzeliła trzy gole, a potem jak miała ochotę, to atakowała dalej. Wiedzieliśmy, że może być źle, braliśmy pod uwagę wysokie porażki, ale wymagaliśmy od Legii jednego – walki na całego. Może chcieli, ale nie potrafili. Aż strach pomyśleć o kolejnych spotkaniach, wyjazdach do Lizbony i Madrytu. (…) Legia była niezorganizowana i chaotyczna. Jedyne na co mogła liczyć, to indywidualne akcje swoich zawodników. Szarpał Steeven Langil, próbował Prijović, angażował się Guilherme, ale to było zdecydowanie za mało. Wicemistrzowie Niemiec byli dwa razy szybsi, trzy razy lepsi technicznie, bardzo szybko przechodzili z obrony do ataku, podwajali krycie, wytrącali mizerne atuty legionistom. (…) Przy Łazienkowskiej liczono, że ewentualny dobry występ poprawi morale drużyny, co przełoży się na występy w ekstraklasie. Zamiast pozytywnego impulsu, zostali dobici. I trudno z optymizmem patrzeć na dalsze losy tej drużyny. Niby czas powinien działać na jej korzyść, ale trudno w to uwierzyć. Na pewno zapowiadają się gorące dni w klubie, bo nie po to wywalczono awans, aby teraz zbierać takie baty. To najwyższa porażka Legii w europejskich pucharach.
Oceny? O dziwo, wystawiający je Maciej Wąsowski 1 dał tylko Besnikowi Hasiemu. Pozostali 2 lub 3, Malarz z Jodłowcem – 4.
Wnioski z meczu wyciąga Robert Błoński.
2. Nikolić w ogień nie wskoczy
W tym sezonie strzelił 9 goli w 14 meczach. W eliminacjach LM pięć z siedmiu trafień Legii, było dziełem węgierskiego snajpera. Wczoraj zaczął na ławce rezerwowych. Więcej niż Aleksandar Prijović by raczej nie zdziałał, dostał pół godziny na osłodę, ale niesmak pozostał. Nemanja Nikolić za swoim szkoleniowcem raczej w ogień nie skoczy.
3. Drużyna bez pomocników
Środkowa linia nie była żadną zaporą dla rozgrywających Borussii. Goście bez najmniejszych kłopotów mijali Thibaulta Moulina, Vadisa Odjidję-Ofoe oraz Tomasza Jodłowca, którzy tylko wokół nich biegali. Tak łatwo nie przedostaje się pod bramkę przeciwnika nawet podczas gier treningowych. Konsekwencją beztroski były łatwo tracone gole.
Vrdoljak cudownie uzdrowiony.
To najbardziej zaskakujący transfer w ekstraklasie. Ivica Vrdoljak został zawodnikiem beniaminka ekstraklasy, choć jeszcze niedawno bał się, czy nie będzie kaleką. Ostatni oficjalny mecz w drużynie mistrza Polski Chorwat zagrał 17 maja 2015 roku. – Podczas lutowego sparingu uszkodziłem rzepkę, ale rezonans niczego nie wykazał. Najgorsze były starty i hamowania. Z bólem wytrzymałem prawie trzy miesiące – opowiadał Vrdoljak w PS. Latem ubiegłego roku Chorwat próbował wrócić do treningu, ale wszystko kończyło się tym samym – bólem. (…) Dla osób związanych z warszawskim klubem to nie była żadna niespodzianka, spodziewano się, że szybko znajdzie nowego pracodawcę. Na portalach społecznościowych Chorwat pisał, że jego kariera wisi na włosku a być może nie będzie mógł normalnie chodzić. (…) W stołecznym klubie są przekonani, że wcześniejsze zachowanie Chorwata było próbą wywarcia presji na rozwiązanie kontraktu przed jego końcem i wypłatę wysokiej odprawy (jego umowa z Legią obowiązywała do czerwca 2017 roku).
Poza tym:
– Teodorczyk pisze historię
– Rusov dostał szansę w Piaście
– Mervo obniżył loty
– Kelemen ma krwiaka na nodze i może nie zagrać ze Śląskiem
– Vassiljev mówi o sobie, że nie strzela brzydkich goli
– Transfer Angulo to w Zabrzu strzał w dziesiątkę
Najważniejszy mecz bramkarza. Historia Krystiana Rudnickiego.
Ostatnio rzucaliśmy z dziewczyną frisbee i zobacz, co mi się stało – bramkarz Pogoni Szczecin Krystian Rudnicki podwija rękaw koszuli, pokazując ogromnego krwiaka przy zgięciu łokcia. – Wystarczyło dziesięć minut zabawy. Muszę uważać na wszystko, co robię. Nie mogę golić się żyletką, bo gdy się zatnę, trudno jest zatamować krwotok. Nie mogę się mocniej uderzyć, bo błyskawicznie wyskakuje mi siniak. Każda forma sportu odpada, ponieważ nie wolno mi się przemęczać. Na szczęście mieszkam na parterze, więc wejście po schodach nie jest wielkim problemem, ale kiedy byłem u siostry, która mieszka kilka pięter, ciężko było wejść. Udało się bez zatrzymania, ale ledwo wszedłem. Kiedy czuję tętno w uszach, jest to sygnał ostrzegawczy, że spadła mi hemoglobina. Muszę wtedy błyskawicznie udać się do szpitala na przetoczenie krwi. Taka ograniczona aktywność to dla sportowca najgorsza rzecz. Ale ciągle wierzę, że wrócę do gry. Liczę, że stanie się tak już za rok. Na razie mogę niestety tylko patrzeć- opowiada 22-latek.