Reklama

„Maserati za kratami”. Historia afrykańskiego pioniera

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2016, 09:20 • 16 min czytania 0 komentarzy

Nie ma chyba kraju, na którym rasizm mocniej odcisnął swoje piętno niż Republika Południowej Afryki. To właśnie tam przyszedł na świat Steve Mokone, pierwszy czarnoskóry zawodnik z RPA, który grał w Anglii, ale został również pierwszym profesjonalnym afrykańskim piłkarzem w Europie. Jego historia jest na tyle niezwykła, że stała się przedmiotem dwóch książek i filmu.

„Maserati za kratami”. Historia afrykańskiego pioniera

Steve swoją przygodę z piłką rozpoczął w wieku 16 lat w ojczystym klubie Durban Bush Bucks, skąd był powoływany do „czarnej” reprezentacji RPA – w tamtych czasach występował podział drużyny narodowej ze względu na kolor skory. Jego dobre występy na południowoafrykańskich boiskach przyciągnęły uwagę wielu angielskich menadżerów, czego efektem były oferty z dwóch tamtejszych klubów: Wolverhampton i Newcastle United. Ostatecznie za namową ojca, który chciał by jego syn kontynuował studia, nie doszło do podpisania kontraktu. Mokone pragnął jednak sprawdzić się na tle zawodowych piłkarzy i postanowił napisać wiadomość do Coventry City o możliwość testów. Dlaczego akurat ten zespół, a nie inny? Ano dlatego, że to nazwę tego właśnie klubu zobaczył w lokalnej gazecie. Biorąc pod uwagę nawet pozytywną odpowiedz na jego prośbę, Steve musiał mieć świadomość, że dużą przeszkodą może okazać się już sama podróż, której koszty ze względu na odległość były bardzo duże. I tu z pomocą przyszedł mu legendarny zawodnik Sunderlandu i reprezentacji Anglii, Charlie Buchan, który po zawieszeniu butów na kołku został dziennikarzem i zdecydował się wyłożyć 100 funtów na zrealizowanie marzeń młodego Afrykanina.

Screen Shot 09-15-16 at 09.34 AM

Steve Mokone na wspólnym zdjęciu z Charliem Buchanem

Mając już realne szanse na angaż w angielskim klubie i pieniądze na wyjazd, brakowało mu już tylko, a może aż – paszportu. Jego uzyskanie w tamtym czasie w RPA było sporym problemem, ponieważ Republika Południowej Afryki była pod tzw. rasistowskim reżimem i każda osoba czarnego koloru skory, chcąca wyjechać za granicę była uważana za zagrożenie. Mokone wiedział jednak co go czeka. O potencjalnych problemach z uzyskaniem przepustki zawczasu poinformował go już William Nkono z Afrykańskiego Kongresu Narodowego (partia polityczna), który prywatnie był przyjacielem rodziny.

Reklama

„Dr Nkono, który był dla mnie jak drugi ojciec powiedział mi, że każdy gol zdobyty przeze mnie będzie kolejnym trafieniem ku niepodległości. Nie miałem wątpliwości, czy obaw. To była życiowa szansa, by pokazać, że Republika Południowej Afryki nie jest złym miejscem.” – wspomina Mokone.

Gdy wreszcie po prawie rocznym oczekiwaniu wydano mu niezbędne dokumenty, usłyszał słowa: „Trzymaj się z dala od polityki”. Znaczenie tych słów poznał jednak dopiero po zakończeniu kariery. Jeszcze przed opuszczeniem kraju, w sierpniu 1956 roku odrzucił posadę urzędnika w Pretorii. Wyjeżdżając do Coventry, gdzie miał przebyć dłuższe testy przed ewentualnym angażem, zostawił w domu żonę i sześciomiesięcznego syna. Zanim jednak dotarł do swojego przyszłego klubu ,musiał najpierw wylądować w Londynie, gdzie od razu po wyjściu z samolotu przeżył ogromny szok kulturowy.

„Nigdy wcześniej nie byłem w typowo ‘białym’ środowisku. Nie miałem nikogo za mentora. Nie miałem z kim porozmawiać, nikomu nie mogłem zawierzyć. To było bardzo samotne doświadczenie. Biali ludzie obsługiwali mnie w restauracji i przygotowywali moje łóżko. To był całkowity szok kulturowy.”

Pewnej nocy w Londynie wyszedł spotkać się z południowoafrykańskim bokserem Jake’m N’Tulim. Kiedy w drodze powrotnej postanowił kupić gazetę, zgubił się na stacji metra. Będąc sam, widział policjanta, ale jego doświadczenia z RPA przywołane z pamięci nie pozwoliły mu poprosić o pomoc białego człowieka w mundurze. Gdy w końcu zebrał się na odwagę, by to zrobić, był tak zdenerwowany, że zapomniał nazwy hotelu, w którym przebywał. Na szczęście przełożony policjanta dzień wcześniej widział w wiadomościach telewizyjnych materiał o przyjeździe Mokone i przypomniał sobie, że czarnoskóry zawodnik zamieszkuje na Strand Palace. Od momentu, gdy postawił nogę na angielskiej ziemi, jego pierwsze dni i tygodnie stały pod znakiem nowości – mierzył się z rzeczami, z którymi nigdy wcześniej nie miał do czynienia. W pokoju, w którym rezydował, stał telewizor, którego nie miał pojęcia, jak włączyć. Swoje buty ukrył pod łóżkiem, bo był niezwykle zakłopotany faktem zabierania ich każdej nocy do pastowania. Gdy pierwszy szok minął i Steve zaczął się powoli przyzwyczajać do „nowego świata”, trafił w końcu do punktu docelowego, jakim było dla niego Coventry. Tam został zakwaterowany w pobożnej białej chrześcijańskiej rodzinie. Paradoksalnie w mniejszym mieście od razu stał się atrakcją i z miejsca jego postać została owiana sławą: dzieci chciały go dotknąć, a dorośli patrzyli się na niego jak na kosmitę. On sam pracował na pół etatu w biurze dyrektora klubu Phila Meada.

„Czułem się nieswojo, gdy korzystałem z tych samych kubków i z tej samej toalety, co biała rodzina. Ale to było związane z moimi własnymi doświadczeniami, moim bagażem kulturowym.”

„Kalamazoo”, jak go nazywano, od razu zrobił wrażenie na klubowym trenerze George’u Raynoru, który wcześniej osiągał doskonałe wyniki z reprezentacją Szwecji. Skrzydłowy bądź napastnik miał niesamowitą umiejętność dryblingu, doskonałą szybkość i „magiczny dotyk” – wszystkie te cechy były prawdziwą rzadkością na stadionach angielskiej Division Three. Zanim jednak mógł zaprezentować swoje walory, potrzebował trochę czasu na przystosowanie się do brytyjskich boisk, ponieważ… nigdy wcześniej nie grał na trawie. To jednak nie przeszkodziło mu już dzień po przyjeździe strzelić gola w towarzyskim meczu, a już dwa tygodnie później zdobył zwycięską bramkę w swoim debiucie w zespole rezerw.

Reklama

Screen Shot 09-15-16 at 09.35 AM

Steve Mokone podczas jednego z treningów Coventry City w 1955 roku

Były zawodnik Coventry Lol Harvey pamięta go dobrze: „Nazywaliśmy go Kal. Był przystojnym facetem, zawsze zadowolonym, z dużym uśmiechem. Wszyscy, którzy poznali Steve’a, lubili go. Grałem razem z nim w jego debiucie w drużynie rezerw i nie miał jakichkolwiek ochraniaczy. Powiedzieliśmy mu, że jest szalony, że ich nie założył, ale upierał się, że będą przeszkadzały mu w jego grze i grał w podwiniętych skarpetkach.”

Steve zadebiutował w pierwszej drużynie 13 października 1956 roku na Highfield Road przeciwko Millwall. Zaliczył świetny występ i mimo, że jego zespół uległ 2:1, to on popisał się asystą przy honorowej bramce. Tak skomentował jego grę miejscowy Coventry Telegraph: „Dyspozycja Mokone była rewelacyjna. Stwarzał duże zagrożenie, ale jego koledzy marnowali sytuacje. Pokazał doskonałą kontrolę nad piłką, miał zmysł do gry w ataku pozycyjnym i zawsze był gotowy do oddania strzału.”

Skuteczność i dobra dyspozycja nie opuściła go w kolejnym meczu i zaledwie dwa dni później w towarzyskim spotkaniu z Nottingham Forest dwukrotnie trafił do siatki rywala, a jego zespół wygrał 3:2. W ten sposób Mokone udowodnił swój potencjał i dał jasny sygnał władzom klubu, że jest gotowy, by podpisać profesjonalny kontrakt, co ostatecznie stało się już następnego poranka.

„Graliśmy długą piłką, a ja byłem przyzwyczajony do gry krótkimi podaniami. Musieliśmy wdrapywać się po linach, tak jakbyśmy byli w piechocie morskiej. Mogliśmy trenować z piłkami tylko jeden dzień w tygodniu. Uważałem to za coś niespotykanego.” – wspomina treningi Mokone.

Już tydzień po złożeniu podpisu na umowie, czekało na niego ogromne wyzwanie, jakim z pewnością była rywalizacja z Jimem Langleyem – uważanym wówczas za najlepszego lewego obrońcę w lidze. Defensor Brighton, który później zadebiutował w reprezentacji Anglii, okazał się jednak zbyt wymagającym przeciwnikiem dla Steve’a. Znacznie lepiej wiodło mu się tydzień później w spotkaniu z Gillingham, w którym zaliczył premierowe trafienie na ligowych boiskach. Fakt zdobycia pierwszego gola na Wyspach, nie sprawił jednak, że od razu wszyscy zaczęli rozpływać się nad jego występem. Egoistyczny sposób gry został skrytykowany przez miejscowych dziennikarzy.

W listopadzie 1956 roku doszło do zdarzenia, które miało duży wpływ na dalsze losy Mokone w angielskim klubie. Trener George Raynor, który dał pierwszą szansę przybyszowi z Afryki, tuż przed końcem roku zdecydował się opuścić klub za porozumieniem stron. Jego następcą został były reprezentant Anglii i piłkarz Arsenalu WIlf Copping, który miał reputację wymagającego szkoleniowca. To za jego kadencji do Chelsea odszedł za rekordowe 22,000 funtów reprezentacyjny bramkarz Reg Matthews, z którym Mokone często wygrywał zakład na treningach, o to czy pokona go z jedenastu metrów. Południowoafrykański gracz widocznie uwielbiał wykonywać rzuty karne, gdyż w jednym ze spotkań pierwszej drużyny przeciwko ekipie rezerw, podszedł do jedenastki biorąc rozbieg z połowy boiska!

Mokone po zmianie menedżera grywał już tylko w rezerwach, a strzelane regularnie bramki, nie poprawiły jego sytuacji. Niezadowolony ze swojego statusu w klubie, na początku stycznia 1957 roku poprosił o transfer, narzekając, że nie otrzymał takiej szansy, jakiej się spodziewał. Co więcej, Steve uważał, że klub nie wydawał się zbyt zainteresowany jego rozwojem. Reakcja Coventry nie była trudna do przewidzenia i jak się było można domyślić, odrzucili jego zarzuty – choć zgodzili się na rozwiązanie kontraktu pod koniec sezonu. Zanim jednak do tego doszło, jego kariera w dalszym ciągu zatrzymała się w drugiej drużynie, gdzie błyszczał tak jak na początku swojej przygody na Highfield Road. Jego znakomita dyspozycja, podczas której zdobył cztery bramki w trzech meczach, nie umknęła w końcu trenerowi Coppingowi, który włączył go z powrotem do pierwszego zespołu na towarzyskie starcie z Akademisk Boldklub. Mokone nie zmarnował danej mu szansy i zdobył jedynego gola przeciwko Duńczykom, a miejscowa prasa podkreślała, jego niesamowitą szybkość. Jednak tak jak wcześniej zapowiedziano, przygoda Steve’a w Coventry zakończyła się pod koniec sezonu i w lutym dobiegł końca jego pierwszy etap na europejskiej ziemi.

Południowoafrykański zawodnik z pewnością mógł mieć żal do klubu, ale na pewno nie do kibiców, którym podziękował w pożegnalnej wiadomości: „Jestem głęboko wdzięczny za ich wsparcie, które bardzo wiele dla mnie znaczyło. Zabiorę ze sobą wiele szczęśliwych wspomnień o ludziach z Coventry.”

Mimo, że początkowo poważnie rozważał powrót do RPA, to zmiana otoczenia ograniczyła się ostatecznie do innego kraju w Europie. Wybór padł na Holandię, a dokładniej na małe miasteczko w pobliżu granicy z Niemcami – Almelo, gdzie swoja siedzibę miał miejscowy Heracles. W nowym klubie, od początku wszystko wskazywało, że decyzja o przenosinach akurat w to miejsce,była odpowiednim krokiem w jego karierze. Mokone – początkowo tylko testowany – zdobył gola w sparingu przeciwko Eintrachtowi Frankfurt, co zaowocowało zaproszeniem na kolejny mecz tydzień później. Siedem dni po nieoficjalnym debiucie, ponownie trafił do siatki, czym ostatecznie zapracował sobie na profesjonalny kontrakt, i tak na początku 1957 roku dołączył do holenderskiej drużyny. Już w swoim pierwszym sezonie był wyróżniającą się postacią swojego zespołu: zdobył 15 goli i miał wiele asyst, dzięki czemu on i jego koledzy mogli świętować awans do drugiej ligi. Kolejna kampania nie była już tak udana dla Steve’a, który męczony notorycznymi problemami z kontuzjowaną kostką, nie mógł w pełni zaprezentować własnych atutów. Napastnik zdecydował się na zmianę otoczenia – częściowo dlatego, że klub chciał, aby pracował na pół etatu…. jako śpiewak w lokalnym teatrze. Mimo gorszej formy w kolejnym roku, podobnie jak na Wyspach, również w Holandii znalazł uznanie w oczach fanów, którzy wybrali go najlepszym piłkarzem sezonu. Chociaż w Heraclesie spędził tylko dwa lata, to i tak zapracował sobie na miano lokalnej legendy. Steve stal się tak popularny w regionie, że dzięki jego grze na trybuny przychodziło ponad 20 000 widzów, a przecież same miasto miało zaledwie 35 000 mieszkańców. Podczas swojej przygody w Almelo miał również okazję wystąpić w towarzyskim meczu przeciwko brazylijskiemu Santosowi, w którym wówczas grał słynny Pele. O tym jaką renoma i sympatią cieszył się piłkarz z RPA najlepiej świadczy fakt, że jedna z ulic w holenderskim mieście nosi imię Mokone, podobnie jak trybuna na Polman Stadium.

Screen Shot 09-15-16 at 09.35 AM 001

Kibice Heraclesu mimo upływu lat nie zapomnieli o swoim idolu. Taki oto transparent wywiesili po jego śmierci w meczu przeciwko Heerenveen 21 marca 2015 roku.

Po holenderskich wojażach, Steve postanowił po raz drugi spróbować swoich sil w angielskiej Football League i w taki sposób w 1959 roku dołączył do Cardiff City, które rywalizowało na poziomie Second Division. Jego przygoda w walijskim zespole, była jeszcze mniej udana niż za pierwszym podejściem w Coventry i koniec końców zaliczył tylko dwa oficjalne występy. Na plus z pewnością z tamtego okresu może sobie zapisać bramkę strzeloną w spotkaniu ze słynnym Liverpoolem. Sam klub również nie zachowywał się do końca w porządku, ponieważ próbował zmusić Steve’a do gry tuż po kontuzji kostki, na co sam zawodnik nie przystał i odmówił wybiegnięcia na boisko. Postawa sprzeciwu miała kluczowy wpływ na jego dalszy pobyt w Cardiff – po tym zdarzeniu ani razu nie znalazł miejsca w pierwszym zespole.

Następnym przystankiem na europejskim kontynencie była Barcelona, która jednak z powodu nadwyżki zagranicznych graczy, była zmuszona wypożyczyć go do Marsylii. Choć nigdy nie wystąpił w żadnym meczu tych drużyn, to nie marnował czasu i na południu Francji prowadził mały zakład produkujący buty piłkarskie, o nazwie „Mokone”. W 1961 roku postanowił ożenić się ze swoją rodaczką Joyce Maaga i po rocznym pobycie w Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe), zdecydowali się na przenosiny do Włoch, gdzie Steve zaliczył krótki pobyt w Torino. I to właśnie w barwach popularnych „Byków” rozegrał swój prawdopodobnie najlepszy mecz w karierze, gdy w starciu przeciwko Veronie strzelił aż cztery gole i został okrzyknięty nowym Eusebio.

Tak wówczas skomentował jego wyczyn włoski dziennikarz piłkarski Beppe Branco: „Jeśli Pele z Brazylii jest Rolls-Roycem wśród piłkarzy, Stanley Matthews z Anglii Mercedesem, Alfredo di Stefano z Hiszpanii Cadillaciem, to Kala z Republiki Południowej Afryki jest zwinny i szczupły jak Maserati.”

Po krótkim epizodzie w Australii w 1964 roku, gdy reprezentował barwy Sunshine George Cross z Melbourne, przeniósł się do USA, gdzie rozpoczął studia w Waszyngtonie i ostatecznie zdobył dyplom doktora psychologii. Mimo sukcesów zawodowych, jego życie prywatne było dalekie od ideału. Małżeństwo Steve’a i Joyce znalazło się w poważnych tarapatach, a oboje dodatkowo walczyli o opiekę nad córką Thandi. Nie była to jednak typowa sprawa – w trakcie konfliktu miedzy małżonkami doszło do trzech brutalnych napaści. Najpierw Steve został zaatakowany na parkingu przez trzech nieznanych sprawców. Następnie, prawdopodobnie w odwecie, prawniczka jego żony Ann Boylan Rodgers została oblana kwasem, w wyniku czego straciła jedno oko, a jej twarz została zniekształcona. Ostatnim aktem agresji między małżonkami był atak miesiąc później na samą Joyce. Podobnie jak w pierwszym przypadku, sprawca użył kwasu. Po tych wydarzeniach, Mokone został aresztowany i oskarżony o ataki na dwie kobiety. Mimo początkowego utrzymywania swojej niewinności, w 1978 roku w sądzie w New Jersey przyznał się do ataku na swoja żonę i otrzymał wyrok od 8 do 12 lat więzienia. Dwa lata później sąd w Nowym Jorku skazał go na okres od 5 do 15 lat za zorganizowanie ataku na Rogers. Ostatecznie na wolność wyszedł w sierpniu 1990 roku.

Dopiero po latach holenderski dziennikarz Tom Egbers odkrył dowody, które podają w wątpliwość wyrok sadu i dotarł do informacji z których wynika, iż władze RPA poprosiły amerykańskie CIA o zamknięcie Steve’a. Powodem takiego działania było to, że sprawa stawała się coraz bardziej polityczna, ze względu na anty-rasistowskie ruchy w USA. Jeden ze świadków, który go oskarżył przyznał po czasie, że został zmuszony do złożenia fałszywych zeznań.

Zdecydowałem się spróbować go namierzyć, ale to było jeszcze przed erą Google, więc nie było to łatwe zadanie. Ostatecznie odnalazłem go w Nowym Jorku, gdzie pracował wówczas jako lekarz psychiatrii. Na początku nasze relacje były trochę zachowawcze, chciał wiedzieć kim jestem i dlaczego chciałem z nim rozmawiać. Dopiero po roku udało mi się wszystkiego dowiedzieć.” –mówi Egbers.

„Steve ożenił się później z amerykańską kobietą o imieniu Louise i chcieli pozostać w Stanach Zjednoczonych. Bał się, że jeśli kiedykolwiek powie komuś o tym, co się wydarzyło, będzie musiał wyjechać. Dlatego nigdy o tym nie mówił.”

Po okresie spędzonym z Mokone, którego Egbers znal już wcześniej z opowieści swojego ojca, dziennikarz wydał autorską powieść pod tytułem „Czarny Meteor”, która opowiadała o jego udanej przygodzie w Heraclesie. Książka została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników i popularny „Kalamazoo” został zaproszony do Almelo. Była to jego pierwsza wizyta w tym miasteczku od czterech dekad. Pięć lat później jego historia została przekształcona w film.

„To była wielka premiera w Amsterdamie. Wśród znanych osób, które wzięły w niej udział byli Ruud Gullit, Guus Hiddink i Frank Rijkaard.” – wspomina autor powieści.

Screen Shot 09-15-16 at 09.36 AM

„Czarny Meteor”. Film holenderskiego reżysera Guido Pieters zrealizowany na podstawie książki Toma Egbersa.

W 2002 roku Tom zaintrygowany skomplikowanymi i nie do końca jasnymi losami swojego idola z dzieciństwa, opublikował drugą książkę pod tytułem „Dwanaście skradzionych lat”.

„Powodem dla którego Steve musiał być za kratkami był fakt, że uciekł z RPA jako dość znany członek partii ANC. Ugrupowanie to w 1970 roku zostało nawet uznane przez rząd Stanów Zjednoczonych za ruch terrorystyczny.”

Południowoafrykański piłkarz po raz pierwszy miał zwrócić uwagę władz, gdy brał udział w kampanii wraz z innymi afroamerykańskimi gwiazdami sportu, takimi jak baseballista Jackie Robinson i tenisista Arthur Ashe, którzy mimo chęci reprezentowania RPA, nie mogli tego uczynić ze względu na kolor skory. Znając również sytuację swoich kolegów, Mokone w dalszym ciągu wyrażał swój sprzeciw polityce własnego kraju i pisał artykuły o rasistowskim reżimie panującym w jego ojczyźnie. Takie działania nie podobały się władzom afrykańskiego kraju. Egbers znalazł dowody, z których wynikało, iż FBI zostało poproszone o uciszenie Steve’a.

„Udało mi się zdobyć przesłuchanie z jego żoną przy użyciu hipnozy, które zostało przeprowadzone przez CIA i to naprawdę niesamowite usłyszeć, jak wszystko zostało zmanipulowane. Po około 30 minutach rozmowy, Joyce jest przekonana, że osoba która ją zaatakowała to Steve, ale zanim do tego doszło, jest nieprawdopodobnie naprowadzana na ten trop przez przesłuchujących. Te taśmy nigdy nie zostały użyte w rozprawie, bo było oczywiste, że są niedopuszczalne.”

„To nie wszystko. Na przykład syn Steve’a Ronnie Sello mieszkał w USA bez paszportu. Powiedzieli mu, że jeśli nie będzie zeznawał, to zostanie wyrzucony z kraju. Co miał zrobić w takiej sytuacji. To było straszne. Miał zeznawać przeciwko własnemu ojcu.”

Arcybiskup Desmond Tutu, który studiował z Mokone w RPA na początku lat pięćdziesiątych, apelował w swoim imieniu o ułaskawienie Steve’a, ponieważ nie mógł uwierzyć w to, że tak łagodny człowiek mógł popełnić tak złe czyny. W sierpniu 1990 roku ostatecznie wyszedł na wolność, pod ścisłym warunkiem, że nigdy nie będzie mówił o tym co się stało. Podczas swojego pobytu w areszcie zarządzał biblioteką i zespołem piłkarskim, ale przed przejściem na emeryturę kilka lat później z powodu problemów z sercem, wrócił do wyuczonego zawodu. W 2003 roku został drugim południowoafrykańskim sportowcem, który otrzymał „Order Ikhamangi”. Odznaczenie to przyznawane jest przez prezydenta RPA – w tym wypadku za wyjątkowe osiągnięcia w dziedzinie piłki nożnej i za wybitny wkład w rozwój sportu bez rasizmu.

Screen Shot 09-15-16 at 09.37 AM

Wiceprezydent Republiki Południowej Afryki Kgalema Motlanthe wręczył Mokone pamiątkę z okazji 80. rocznicy urodzin.

Steve zmarł po długiej chorobie 19 marca 2015 roku w Waszyngtonie w wieku 82 lat. Ceremonia pogrzebowa odbyła się przy asyście rządowych oficjeli na FNB Stadium w Johannesburgu, gdzie sześć lat temu rozegrano finał Mistrzostw Świata. Miesiąc później piłkarze Republiki Południowej Afryki założyli czarne opaski w towarzyskim meczu przeciwko Nigerii, aby upamiętnić swojego rodaka. Jego prochy zostały rozproszone na terytorium RPA.

Honory z jakimi pożegnano Steve’a, czyniąc go wręcz bohaterem narodowym, były jednak nie do przyjęcia dla mieszkającej w Atlancie jego córki Thandi, która nie potrafi zrozumieć dlaczego pożegnano go z taką pompą. Kobieta po rozwodzie rodziców, widywała się z matką tylko w weekendy, ponieważ jej prawnym opiekunem był ojciec, z którym jak wspomina, ma traumatyczne wspomnienia.

„Tata po powrocie od matki, przesłuchiwał mnie. Pewnego dnia pił i zaczął zadawać mi pytania. Jeśli odpowiedzi nie przypadły mu do gustu, uderzył mnie, oskarżając mnie o kłamstwo. W pewnym momencie było tak źle, że policja przyjechała do domu, bo sąsiedzi usłyszeli krzyki dziecka i zadzwonili po nich. Ojciec powiedział policjantom, że wszystko jest w porządku. Chciałam wykrzyczeć, że tak nie jest, ale gdyby przyznali mu racje, to byłam pewna, że później mnie zabije.”

„Raz, gdy wróciłam do domu i zobaczyłam matkę z ręką w gipsie, tata powiedział, że upadla, a wcześniej w domu była bójka i krzyki. Widziałam jak bierze maskę ze ściany i rzuca nią w matkę, albo jak wsypuje cukier do baku i odkręca śruby od kół tak, że mama mogła mieć wypadek.”

W udzielonym w ubiegłym roku wywiadzie, Thandi wyjawiła również, że była molestowana seksualnie przez swojego ojca, a jej bratu miał przystawić pistolet do głowy za to, że złożył zeznania przeciwko niemu. Mimo cierpień jakich doznała, stara się oddzielić to, co działo się w domu, od tego kim był jej tata poza czterema ścianami.

„Mój ojciec był wielkim piłkarzem i złamał bariery dla innych czarnych mieszkańców RPA, którzy dzięki niemu mogą grać za granicą. Ale on nie był bohaterem. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że ma córkę, którą krzywdził. Nie był to miły człowiek ani ojciec.”

Historię Steve’a Mokone z pewnością trzeba rozdzielić na dwie części: piłkarską i kryminalną. Z jednej strony został pierwszym afrykańskim graczem w Europie, który mógł zawodowo grać w piłkę nożną i przetarł szlaki dla kolejnych przybyszów z Afryki. Z drugiej jednak strony, jest bohaterem niezwykle zagmatwanej i nie do końca wyjaśnionej historii, która chcąc nie chcąc, rzuca się cieniem na jego osobę.

Artur Kliński

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...