Żeby znaleźć jakieś większe materiały o Henryku Kuli, nowym prezesie Śląskiego Związku Piłki Nożnej, trzeba się naprawdę mocno naszukać. Na Weszło śmialiśmy się nawet, że to działacz znany tylko rodzinie, i to tej najbliższej. – O mnie dlatego tak mało jest w mediach, bo wie pan, gadać możemy dużo, ale co z tego? Po pierwsze, to trzeba robić – mówi prezes już na samym wejściu. Na naszych łamach, w jednym z największych wywiadów udzielonych podczas swojej długiej przygody z piłką nożną, opowiada o pomysłach na zasypanie rowu między piłką zawodową a amatorską, wykorzystaniu będącego od niepamiętnych czasów w budowie Stadionu Śląskiego oraz o tworzeniu w tym regionie wielkiej piłkarskiej rodziny.
Był pan, podobnie jak pan Kręcina, rozczarowany brakiem Zbigniewa Bońka na wyborach w śląskim związku?
Nie, a to dlatego, że prezes Boniek nie był w żadnym wojewódzkim związku na zjeździe. Podjął taką decyzję i to jest sprawa prezesa Bońka. Mnie to nie zaskoczyło, bo wiedziałem od początku, że jego nie będzie.
Kręcina obiecał, że na następnych wyborach w Śląskim ZPN będzie nie tylko prezes Boniek, ale też Gianni Infantino. Pan kładzie kogoś na drugiej szali? Przebić to będzie dość ciężko.
Na dzień dzisiejszy zobaczymy, kto do 2020 roku z nas wszystkich dożyje (śmiech). A w 2019 będziemy się zastanawiali, jak ma wyglądać komitet honorowy obchodów stulecia związku i… zobaczymy.
Pokonanie Kręciny jako działacza znacznie bardziej rozpoznawalnego, medialnego, dawało jakąś osobistą satysfakcję?
Zdzisław jest moim bardzo dobrym kolegą. Znamy się ileś lat, więc ja na to nie patrzę przez pryzmat rywalizacji z nim. Mieliśmy po prostu wybory w Śląskim Związku Piłki Nożnej. Tu praca opiera się na podokręgach, czyli na spotykaniu się z ludźmi, rozmawianiu. Ja przed wyborami byłem na 99,9% pewny, że to wygramy. Pomyliłem się tylko o pięć głosów jeśli chodzi o wynik końcowy. To był efekt dwunastu spotkań po dwie-trzy godziny, ale ja poza tym też cały czas w jeżdżę w teren. Żyję problemami tej małej piłki i tej większej. Może i nie jestem medialny, ale w terenie jestem rozpoznawalny.
Pana prezesura ma być kontynuacją, czy nowym otwarciem po kilkunastoletnich rządach Rudolfa Bugdoła?
Każdy szef zarządza inaczej. Twierdzę, że trzeba spokojnie trzy miesiące popracować, a później można kogoś oceniać. Ja zresztą nie będę na etacie związku, bo to bardziej moja pasja, misja. Pewne sprawy na pewno się zmienią, zostali powołani dwaj nowi wiceprezesi – Jarosław Bryś i Krzysztof Seweryn, zrobimy na najbliższym zarządzie schemat organizacyjny, podzielimy swoje kompetencje i będziemy działali systematycznie. Cała praca tak naprawdę odbywa się w klubach, a naszym zadaniem jest ułatwianie im życia – prostowanie trudnych przepisów. Jak uda się znaleźć im jakichś sponsorów, pomóc, to tylko będziemy się z tego cieszyć. Przypuszczam, że jeżeli nasze zarządzanie będzie transparentne, to sponsorzy nawet dla tych małych klubów, szkolących dzieci, się znajdą. A przyzna pan, że nie ma nic piękniejszego, niż uśmiech dziecka. To jest coś pięknego, jak na takim turnieju żaków chłopak strzeli bramkę i robi rundkę dookoła boiska jakby zdobył mistrzostwo świata. To jest piękne, że te dzieci są autentyczne, nie mają problemów, nie zazdroszczą… Będzie trudno, bo pieniędzy mamy coraz mniej, zaczyna ich wszędzie brakować, dlatego nie jestem jakimś niepoprawnym optymistą, a realistą.
Doszło już do jakichś konkretnych zmian personalnych?
Jest nowy trener, koordynator i przewodniczący Wydziału Szkolenia. W związku z wybraniem pana Teodora Wawocznego do Zarządu jest nowy przewodniczący Wydziału Gier, nowa pani przewodnicząca Wydziału Piłki Kobiet. Z pozostałymi przewodniczącymi rozmawiamy i decyzje zostaną podjęte do 22 września 2016. Pracownicy administracyjni pozostają.
A jaka będzie teraz rola w związku samego Bugdoła?
Prezes Rudolf Bugdoł został Honorowym Prezesem ŚlZPN i będziemy korzystać z jego ogromnego doświadczenia, które zdobył podczas swojej długoletniej pracy dla rozwoju śląskiej i polskiej piłki.
Krzysztof Brommer z Przeglądu Sportowego napisał na swoim Twitterze, że wybór pana na prezesa to „katastrofalny wybór leśnych dziadków” i że „Śląsk dalej będzie zostawał w tyle”. Odniesie się pan do tych słów?
Niech pan napisze – no comments. Nie będę tego komentował.
Jak można wyciągnąć potencjał z tego piłkarskiego Śląska, który został w ostatnich latach gdzieś na marginesie?
Ostatnie mistrzostwo Polski drużyny ze Śląska to rok 1989, więc trudno się spierać z tym, że Śląsk został trochę z tyłu – w końcu minęło od niego 27 lat, całe pokolenie zdążyło przeminąć. Na dzień dzisiejszy nie ma gotowej recepty przywrócenia świetności. Musimy rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać i na pewno coś wypracujemy. Bo to, co ja mówię, to nie znaczy że chcę zrobić wszystko w rok, jak za machnięciem różdżki. To jest okres pracy nie tylko na tę kadencję, ale także na następną i na kolejną. Takie powiem panu zdanie: każdemu z nas praca dla dobra wspólnego ma sprawiać radość. Ja też to, co robię, kocham i sprawia mi to radość i staram się tym zarażać innych ludzi. Każdy ma się czuć doceniany.
Mówi się też, że rola Śląskiego Związku Piłki Nożnej w strukturach PZPN była ostatnimi czasy marginalizowana.
Ja z tym zarzutem się nie zgodzę. Wiadomo, że cztery lata temu głosowaliśmy na Potoka, więc przegraliśmy wybory tak de facto. I jeżeli przegrywając wybory wprowadzamy dwóch ludzi do 18-osobowego zarządu, dwóch do Komisji Rewizyjnej, mamy siedmiu ludzi w wydziałach takich jak Komisja Licencyjna, Komisja Techniczna, Wydział Piłki Amatorskiej i Młodzieżowej, Komisja Etyki, Wydział Piłki Kobiecej, wiceprzewodniczącego w Wydziale Futsalu więc trochę ich jest. Czy my byliśmy tak niedoceniani? To było hasło niemające nic wspólnego z faktami, bo cały czas prezes Bugdoł współpracował z prezesem Bońkiem, dostaliśmy turniej o Puchar Smolarka, mistrzostwa klubowe kobiet, dwa mecze pierwszej reprezentacji piłki kobiecej na stadionie w Tychach: Polska – Słowacja, który zgromadził ponad 10 tysięcy widzów i Polska – Dania, ponadto mecze Euro U-21 także odbędą się w Tychach. Nie otrzymaliśmy meczu pierwszej drużyny narodowej, bo w tej chwili na Śląsku nie ma stadionu spełniającego wymogi UEFA i FIFA na mecz międzypaństwowy seniorów. Więc widzi pan, że byliśmy traktowani na równi z innymi związkami.
Mówił pan, że ważną kwestią jest zasypanie rowu, połączenie tej dużej piłki z tą mniejszą. Jaki jest na to plan, jaką ma pan w tej kwestii receptę?
Pan też porusza się po meczach wielkiej piłki, małej piłki, więc wie pan jak to wygląda. W tej chwili piłka zawodowa uważa, że związkowi takiemu, jak my musi tylko płacić i żadnego kontaktu nie ma. Więc ja chciałbym zrobić to w ten sposób, by było jak w kolarstwie – wszyscy pracują na lidera. Dzisiaj wygrywa pan, jutro wygrywam ja, ale premią dzielimy się wspólnie, cała dwunastka dostaje ją na jednakowym poziomie. My w tej chwili mamy dużo młodych zawodników. Kluby zawodowe będą ich promować, a jeżeli dalej się rozwiną – podzielą się pieniędzmi z tymi, którzy wychowali tego piłkarza. Prosta sprawa, weźmy prezesa z B-klasy, zaprośmy go czasami do klubu ekstraklasy, na mecz I ligi, żeby zobaczył jak wszystko funkcjonuje, niech też uczy się rzeczy, które później przydają się i w tych małych klubach. Wie pan, co jest najbardziej przykre? Kluby mają duże zobowiązania, a jak przychodzi do płacenia malutkiemu klubowi dwóch tysięcy złotych za zawodnika, to nie płacą. I tak jak dla dużego klubu powiedzmy dwadzieścia tysięcy to nadal nie są wielkie pieniądze, tak dla małego dwa-trzy tysiące to jest czasami życie przez dwa miesiące. Chodzi mi przede wszystkim o to, by stworzyć warunki do współpracy, żeby to wszystko odbywało się w atmosferze wzajemnego szacunku. Żeby prezes klubu Ekstraklasy S.A. traktował prezesa z C-klasy jak prezesa klubu, równego sobie i żeby obaj czuli się częścią jednej wielkiej rodziny piłkarskiej. Prezesi klubów mają swoje problemy – jedni w skali mikro, inni makro, ale w gruncie rzeczy sprowadza się to do jednego: trzeba zapłacić, a brakuje na wodę, na transport, co wybrać – te same problemy. Ale musimy pracować, żeby Śląsk to była nasza wspólna drużyna.
Obiecuje pan też, że nie będzie podnoszenia opłat dla klubów.
Tak, bo jestem zwolennikiem innego pozyskiwania środków. W tej chwili powołaliśmy pełnomocnika do spraw rozwoju i marketingu, który ma szukać sponsorów. Chcemy też wykorzystywać pieniądze pomocowe z urzędu wojewódzkiego, urzędu marszałkowskiego, ministerstwa sportu. I później maksymalnie wykorzystywać je na szkolenia, na rozwój dzieci i młodzieży. Ale do wszystkiego podchodzę spokojnie, myślę że to kwestia porozmawiania z tymi ludźmi, bo trzydzieści lat na stanowisku kierowniczym w górnictwie sprawia, że ludzi się zna. Jest wiele pomysłów, ale na dzień dzisiejszy jesteśmy jeszcze w blokach startowych, podjęliśmy wiele działań i jestem przekonany, że to przyniesie klubom korzyść.
A jak na przykład znaleźć sponsora dla mniej medialnych rozgrywek, powiedzmy IV ligi?
Te rozgrywki też są bardzo interesujące, ale bez waszej pomocy, mediów, one nadal będą uważane za właśnie – „niemedialne”. Powołaliśmy też komisję medialną, która ma pokazywać, że ta mała piłka jest ciekawa. Może i nie będzie gromadzić takich grup ludzi, jak piłka zawodowa, ale niech pan popatrzy na to z takiej strony – mamy około 800 zawodów w każdy weekend, na każdych jest co najmniej trzydzieści osób: Zawodnicy, sędziowie, kibice. To już daje około trzydzieści tysięcy osób zaangażowanych co tydzień. A przeliczając to na ofertę promocyjną i propozycję marketingową – to jest 30 000 potencjalnych nabywców.
W kwestii celów krótkoterminowych – punktem kampanii Zdzisława Kręciny było ograniczenie podbierania zawodników z terenów przygranicznych przez kluby czeskie i słowackie. On mówił, że problem da się załatwić w dwa tygodnie. Jak pan na to patrzy, bo kwestia problematyczna jest na pewno.
Trochę mam wątpliwości, bo zgodnie z prawem i dyrektywami UE, jeżeli pan ma dziecko do piętnastego roku życia, może je pan wychowywać w każdym kraju. Klub z Czech czy Słowacji namawia rodziców, oni go rejestrują tam i po sprawie. W dwa tygodnie tego nie załatwię, ale będę się chciał spotkać przy pomocy PZPN z sekretarzem generalnym i prezesem związku ostrawskiego, żeby porozmawiać, osiągnąć kompromis. Wie pan, Polak, Węgier dwa bratanki, ale Lech, Czech i Rus to byli bracia, przypuszczam więc, że uda nam się dogadać i problem w jakiś sposób załagodzić, bo do końca na pewno nie uda się go rozwiązać. Związek nie ma tak dużej władzy pod tym kątem.
Mnie marzy się jeszcze na przykład, mówiąc o celach, żeby była jedna wspólna umowa przejścia zawodnika zaakceptowana przez PZPN. I tam zapisany procent idący za piłkarzem, dający określoną kwotę macierzystemu klubowi przy każdym transferze. Patrzymy na przykład Glika – szedł ostatnio za większe pieniądze, więc i Jastrzębie, jako jego pierwszy klub, dostanie swoją działkę, bo wynika to z zapisów dobrze sporządzonej umowy. Chciałbym, żeby każdy klub miał tę pomoc prawną, taki właśnie wzór umowy z zapisem, dzięki któremu to w ten sposób zrobimy. Widzi pan, ile ja mam marzeń… Jak to wszystko zrealizować? Ale z naszym życiem tak to jest, że jak się spotka ludzi dobrej woli, to może się to uda.
W pana kampanii pojawiały się dwa słowa: Stadion Śląski. Jak chce pan tchnąć życie w ten zapomniany przez permanentny stan budowy obiekt?
Pierwszy plan – 2018, otwarcie stadionu. Chciałbym zorganizować święto piłkarza dla całej piłkarskiej rodziny Śląska, żeby kluby mogły się pochwalić swoimi osiągnięciami, rozegrać mecz wspomnień… Powołaliśmy już Klub Wybitnego Piłkarza Śląska, którego przewodniczącym został Stanisław Oślizło, osoba zasługująca na to i mająca wiele zapału do tego. Małymi krokami chcemy integrować całe środowisko – Górnik, Ruch, Polonia Bytom, Szombierki, GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, GKS Tychy, Piast Gliwice. Przecież to są mistrzowie i wicemistrzowie Polski, zdobywcy Pucharu Polski. Pokażmy, że środowisko trzyma się razem, że kibice też potrafią ze sobą dobrze żyć, bo najczęściej przyjmujemy, że coś się nie uda. Ja nie zakładam, że wszystko wyjdzie, ale chcę próbować. Jeżeli nie wyjdzie, to przyznamy się: “panowie, nie wyszło; próbowaliśmy, ale podejście jest inne”. Mam taki pomysł, żeby wybitni piłkarze Śląska wygłaszali prelekcje w szkołach, by reprezentanci Polski opowiedzieli dzieciom jak ich kariera wyglądała, że wszystko co osiągnęli było poparte ciężką pracą na treningach.
Kolejne słowo-klucz pana kampanii: szkolenie.
Nie chcę żeby wyszło, że kogoś personalnie oceniam, ale każdy nasz piłkarz, który idzie za granicę, musi się pół roku przystosowywać, pracować nad tężyzną fizyczną. Jak wyglądał Lewandowski jak szedł do Borussii, a jak teraz wygląda. To nasze przygotowanie fizyczne, jak widać, jest błędne, bo brakuje siły fizycznej gdy zawodnicy idą do zachodniego klubu. Trzeba szkolić tych naszych trenerów, są plany, żeby były bezpłatne materiały szkoleniowe na naszej stronie, sama strona też w ciągu pół roku ma zostać stworzona na nowo, w bardziej współczesnym stylu, klimacie. Jeden, drugi kliknie, przekaże kolejnemu. To wszystko da się zrobić, ale potrzeba czasu. Nie mówię, że to moja wielka recepta na uzdrowienie polskiej piłki, ale będziemy próbować. Wie pan, za moich młodych czasów źródłem informacji była gazeta. Teraz gazetę zastąpił Internet, Facebook, Twitter, ja się w to sam nie bawię, bo o moim prywatnym życiu nie lubię rozmawiać publicznie, szczególnie że i tak jestem osobą publiczną. Ale w związku to musi być, bo możemy tam nasze treści przemycić i jest duża szansa, że ktoś z tego skorzysta? Trzeba to wykorzystywać, bo dużo organizacji korzysta z Internetu. Kiedyś człowieka oczytanego poznawało się po tym, że gdy dużo książek czytał, to znał odpowiedzi na wiele pytań i wszyscy brali to, co taka osoba mówiła za pewnik. A teraz na spotkaniu rodzinnym bratanek czy siostrzeniec bierze komórkę i mówi – wujek to nie tak, na Wikipedii jest inaczej niż mówisz. Trzeba więc do tej młodzieży docierać w jej stylu, przesyłać informacje na dzisiejszą modłę. Mamy przecież bazy danych, listy maili, musimy z tego lepiej korzystać.
Jak dobrze komunikować się w Internecie pokazał PZPN choćby przez portal Łączy Nas Piłka.
No więc sam pan widzi. Chcemy, żeby Wydział Szkolenia pracował w podobny sposób – nowocześnie z wykorzystaniem najnowszej techniki. Pracujemy nad rebrandingiem strony, żeby powstał projekt wspólny dla całego związku. Jestem przekonany, że będzie dobrze, ale dopóki nie mam tego w ręku, to się tym nie cieszę i nie chwalę. Może za rok się spotkamy, pan mnie spyta o to samo i wtedy będę mógł coś gotowego pokazać.
Za co chce pan być na koniec swojej kadencji oceniany?
„Poznacie ich po owocach”, jak to jest napisane w ewangelii św. Mateusza. Ja będę rozmawiał, szukał, a za cztery lata wyborcy ocenią. Nie będę z każdą rzeczą latał do dziennikarzy i się chwalił. Mam inne podejście do życia. Planujmy i róbmy, a potem zobaczymy. Ocenią inni.
A największe marzenie do spełnienia w trakcie tych czterech lat?
Mistrz Polski ze Śląska na stulecie związku. Chciałbym być na takim meczu, którego wynik decyduje o tym, że nasz klub pieczętuje tytuł. W 2012 roku byłem w Chorzowie, gdy Ruch miał taką szansę i choć wygrał 2:1 z Lechią Gdańsk, to Śląsk Wrocław na wyjeździe pokonując 1:0 Wisłę Kraków okazał się najlepszy. Niech teraz, na to stulecie, wreszcie się uda.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. Śląski Związek Piłki Nożnej