Z tygodnia na tydzień sytuacja Polaków w Bundeslidze wygląda coraz lepiej. Do regularnie grającego Kuby Błaszczykowskiego, dziś dołączył Łukasz Piszczek, a jeśli tendencja zostanie zachowana to i Rafał Gikiewicz powinien wkrótce poczuć smak pierwszoligowej rywalizacji.
Trzeci z rzędu oficjalny mecz w barwach Wolfsburga zaliczył dziś Jakub Błaszczykowski i było to trzecie spotkanie, w którym Polak wyszedł od pierwszej minuty. Co ciekawe – Kuba wciąż ustawiany jest przez Dietera Heckinga nie jako skrzydłowy, a jako obrońca. I choć w trakcie tygodnia niemieckie media całkiem poważnie rozważały wariant w którym 30-latek zostałby podciągnięty nieco wyżej, a jego pozycję zająłby Portugalczyk Vieirinha, to Wilki na boisko wyszły bez zmian.
O występie Błaszczykowskiego można powiedzieć tyle, że był solidny. Generalnie nieźle spisywał się w defensywie, starał się też podłączać do ofensywy i chyba tylko raz dał się spektakularnie ograć. Po Kubie widać jednak, że nie złapał jeszcze tej chemii z kolegami, która pozwoli mu na wyłączność przejąć sobie korytarz po prawej stronie i poruszać się w nim z pełną dowolnością. Poza tym jego Wolfsburg dziś podzielił się punktami z Kolonią po meczu w którym opatrzność mocno czuwała nad gospodarzami – goście mieli kilka korzystnych sytuacji do tego, by trafić do siatki, ale albo brakowało im precyzji w wykończeniu, albo na posterunku meldował się świetnie dysponowany dziś Koen Casteels.
***
Tego można było się spodziewać – Łukasz Piszczek dał się wyszaleć młodziutkiemu Felixowi Passlackowi i gdy tylko powrócił choćby do przyzwoitej formy fizycznej, na nowo wskoczył do wyjściowej jedenastki Borussii Dortmund. Powrót polskiego obrońcy był jednak o tyle pechowy, że wicemistrz Niemiec uległ beniaminkowi z Lipska 0:1. Dziś ekipa spod znaku RedBulla RB zaprezentowała dokładnie to, co w swoim poprzednim klubie – Ingolstadt – wpajał ich aktualny szkoleniowiec, Ralph Hassenhuettl. Ostry, wysoki pressing, agresywna gra na całym boisku i brak jakiegokolwiek respektu do przeciwnika. Na drogę budowy tego klubu można narzekać, ale sposób w jaki prezentuje się na boisku i koloryt jaki wprowadza do ligi jest niepodważalny. Ci goście dobrze namieszają i to jeszcze w tym sezonie.
Verrassing in Duitsland: promovendus RB Leipzig wint van Borussia Dortmund! pic.twitter.com/8TBqdfWcz0
— FCUpdate.nl (@FCUpdate_nl) 10 września 2016
A jak zaprezentował się sam Łukasz? W pierwszej połowie dość przeciętnie. Po przerwie było nieco lepiej, ale widać po Piszczku, że nie jest jednak jeszcze w swojej optymalnej formie. Tak czy owak cieszy to, że rozkręca się z tygodnia na tydzień, a dziś w końcu wskoczył w rytm meczowy.
***
Co poza tym działo się na boiskach Bundesligi? Wciąż na swój debiut czeka Rafał Gikiewicz, którego koledzy sprawili dziś kibicom miłą niespodziankę ogrywając faworyzowaną Borussię Moenchengladbach 3:1. Hertha, wciąż bez Ondreja Dudy, ograła 2:0 Ingolstadt, a Darmstadt niespodziewanie dało radę Eintrachtowi Frankfurt. Dlaczego niespodziewanie? Wystarczy spojrzeć w statystyki…
Absolutny minimalizm – prawie cztery razy mniej wykonanych podań, czterokrotnie mniejsze posiadanie piłki, dwa razy mniej oddanych uderzeń i ledwie 113 celnych podań. I 1:0.
Nie sposób też nie wspomnieć o tym, co wydarzyło się dziś w Leverkusen. Joel Pohjanpalo. Mówi wam coś to nazwisko? Nie, nie jest to nazwa żadnego bohatera bajek dla dzieci. Zresztą – jeśli personalia Fina są dla was zupełnie obce, to nie ma się czemu dziwić. Chłopak ma 21 lat, ostatnie sezony spędził na zapleczu Bundesligi, zresztą bez żadnych fajerwerków, a w tym sezonie notuje nieprawdopodobną średnią – choć na placu przebywał jak dotąd przez dokładnie pół godziny, to zdążył w tym czasie… cztery razy wpisać się na listę strzelców. Raz przed dwoma tygodniami w Moenchengladbach i trzykrotnie dzisiaj dając w pojedynkę zwycięstwo nad HSV. Takiego dżokera pozazdrościliby chyba w każdym klubie Europy.