– Mam papiery, żeby być rozgrywającym reprezentacji i to nie tylko w jednym meczu. Dostałem coś od Boga i ten talent trzeba było wykorzystać. Mam 22 lata, gram w Napoli i w reprezentacji. Dobrze to wszystko się potoczyło. Jedynie okoliczności się zmieniły, bo już nie będzie tak, jak w trampkarzach, że na boisku okiwam czterech, a w meczu będę mieć trzy asysty. Oczywiście tak może się zdarzyć, bo dobry jestem, ale nie co tydzień – mówi dziś w obszernym wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego” Piotr Zieliński.
FAKT
Fakt pisze o bitwie o środek obrony w Legii, czyli pojedynku “doświadczonego, ale zajechanego” (jak twierdzi Bogusław Leśnodorski – z jego winy) Dąbrowskiego z “młodym i groźnym” Czerwińskim.
– Dam argumenty trenerowi, bym to ja był partnerem Pazdana w obronie – mówi łysy stoper.
Na starcie to właśnie były zawodnik Portowców ma większe szanse. Wszystko przez to, że Dąbrowski po transferze z Zagłębia Lubin był przemęczony.
– Kontaktowaliśmy się z działaczami Zagłębia, chcieliśmy zapewnić im maksymalny komfort, umożliwiając piłkarzowi grę w meczu Ligi Europy z Sonderjyske, ale ambicje trenera Piotra Stokowca, który wystawił go też w ekstraklasie, przysłoniły zdrowy rozsądek. Przyczyniłem się do tego, że Dąbrowski został zajechany. To był mój błąd – przyznał prezes Bogusław Leśnodorski (41 l.)
W Fakcie dziś również ciekawy materiał o Pavolu Stano, tytuł: “Celowała do mnie służba celna”:
– Jako nastolatek zimą bardzo dużo biegałem na nartach. Moja 17-kilometrowa pętla prowadziła przez terytoria trzech krajów: Słowacji, Czech i Polski. A gdy byłem młody, nie można było jeszcze swobodnie przekraczać granic. Biegłem kiedyś w Polsce na skróty przez las. W pewnym momencie wyskoczyli do mnie celnicy z karabinami. Złapali i chcieli deportować do domu. Na szczęście wytłumaczyłem im, że tylko trenuję i puścili mnie wolno – wspomina Stano.
Rafał Wolski miał po tym, co pokazał w Wiśle, być wielką gwiazdą w Gdańsku. Póki co wychodzi to marnie.
W Gdańsku pomocnik nie prezentuje się tak dobrze. Co prawda wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, ale do jego postawy można mieć zastrzeżenia. Jeden gol w siedmiu spotkaniach. Bardziej skuteczny jest w łapaniu upomnień, na koncie ma już trzy żółte kartki.
– Doskonale wiem, że nie pokazuję w Lechii pełni swoich możliwości. Na pewno stać mnie na więcej i chciałbym w większym stopniu pomagać zespołowi. Myślę, że z czasem będzie lepiej. Cały czas uczę się bowiem drużyny, stylu gry i poszczególnych schematów czy zachowania na boisku.
GAZETA WYBORCZA
W “Wyborczej” piłkarski temat numer jeden to “Małe Euro pełne gwiazd”.
Kibice zobaczą zapewne mnóstwo bardzo znajomych twarzy. Poza Linettym trener Marcin Dorna miał już w drużynie – zanim przejął ich rządzący seniorami Adam Nawałka – również Arkadiusza Milika (1994, Napoli) i Piotra Zielińskiego (1994, Napoli), wciąż powołuje Mariusza Stępińskiego (1995, Nantes; zagrał we wtorkowym sparingu młodzieżówki z Węgrami, zremisowanym 1:1) i może powołać Bartosza Kapustkę (1996, Leicester). Wszyscy wymienieni polecieli na Euro 2016. Do ostatniego dnia zgrupowania o zaproszenie do Francji walczył także na zgrupowaniu w Arłamowie kolejny wybraniec Dorny, obrońca Paweł Dawidowicz (1995, wypożyczony z Benfiki Lizbona do VfL Bochum). Co oznacza, że połowę podstawowego składu na młodzieżowe mistrzostwa mogą stanowić zawodowcy doświadczeni w dorosłym graniu, i to w najsilniejszych ligach zagranicznych.
Przemysław Zych pisze natomiast o tym, jak powstaje Legia na Ligę Mistrzów:
Latem budowa zespołu przypominała konstruowanie samolotu w locie. Odpadał silnik, trzeba było kleić skrzydło. Legia doleciała z olbrzymimi kłopotami. Bilans to 5 zwycięstw, 6 remisów, 4 porażki (gole: 17-16). Zwykle kiepska, pozbawiona płynności gra. W meczu eliminacji LM z Trencinem pięć podań na połowie rywala udało się wymienić dopiero po 70 minutach. Sam Hasi przyznał niedawno: – Szczerze mówiąc, do tej pory pokazaliśmy dużo zbyt słabego futbolu. To nie jest jeszcze mój zespół.
(…)
Wydaje się, że największy postęp Legia może zrobić, jeśli wreszcie zrozumie się trójka środkowych pomocników. Bo jeśli cokolwiek wiemy o drużynie Hasiego, to że jej oś utworzą Thibault Moulin i Vadis Odjidja-Ofoe. Trzeciego pomocnika Albańczyk wciąż poszukuje. Nie jest to łatwe, bo taki gracz musi do nich pasować i uzupełniać braki francusko-belgijskiego duetu.
SUPER EXPRESS
“Superak” dziś mocno skupia się na życiu prywatnym Roberta Lewandowskiego. Mały materiał o urodzinach jego żony, w skrócie – Ania dostała od Roberta bukiet róż, a sama zaprasza na urodzinowe muffiny. Tak, nasze życie również nie będzie takie samo po tym newsie. Większy – jak lata Lewandowski.
Lewandowski w kolejce do odprawy na lotnisku? Taki widok to już rzadkość, no, chyba że napastnik Bayernu udaje się akurat na kadrę. W takiej sytuacji PZPN oferuje mu lot klasą biznes w samolocie rejsowym. “Lewy” czasem z takiej opcji korzysta, ale czasem… rezygnuje i dzwoni po prywatny samolot. Co wtedy? W tym przypadku za przelot płaci już sam zawodnik. Lewandowski jest stałym klientem firm oferujących tzw. podniebne taxi. Korzysta z tej opcji, nie tylko lecąc z Monachium do Warszawy na reprezentację, ale i udając się do Polski prywatnie.
Ile taka przyjemność go kosztuje? Lot ze stolicy Bawarii do Warszawy to wydatek nieco przekraczający 5 tys. euro. Kapitan kadry czasem korzysta z przelotu w jedną stronę, ale są przypadki, że do Monachium wraca prywatnym jetem. Podróż tam i z powrotem kosztuje go wtedy około 10 tysięcy euro, czyli nieco ponad 40 tysięcy złotych.
Czy Grzegorz Krychowiak jest przepłacony?
Naukowcy ze Szwajcarii pokusili się o dość nietypowe zestawienie. Sporządzili ranking najbardziej przepłaconych piłkarzy świata, uwzględniając letnie okienko transferowe. Kto na to miano zasłużył? Najbardziej Gonzalo Higuain (29 l.), który przeszedł z Napoli do Juventusu za 90 mln euro. Argentyńczyk został przepłacony ich zdaniem o blisko 24 mln euro. Na 14. miejscu znalazł się Grzegorz Krychowiak (26 l.). Kosztował 30 mln euro, a Szwajcarzy oceniają, że PSG zapłaciło Sevilli o 10,3 mln za dużo.
W “La Gazzetta” przegląd zarobków w Serie A, a więc jest okazja, by zajrzeć do portfeli polskich piłkarzy grających we Włoszech.
Najlepiej zarabiającym polskim piłkarzem w Serie A jest Wojciech Szczęsny (26 l.), który dostaje w Romie 3 miliony euro netto za sezon. Drugie miejsce wśród biało-czerwonych zajmuje Arkadiusz Milik (2,5 mln), a trzeci jest Piotr Zieliński (1,5 mln). Tak wynika z danych opublikowanych przez prestiżowy dziennik “La Gazzetta dello Sport”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rzut oka na okładkę i już wiadomo, co dziś w “PS” jest tematem numer jeden. Obszerny wywiad Łukasza Olkowicza z Piotrem Zielińskim.
Nie lubi pan krytyki?
Nie lubiłem. Ale pracuję nad tym z Kamilem Wódką (psychologiem – przyp. red.) i dobrze to wygląda. Wałkujemy temat.
Meczu w Astanie czy niedawnego turnieju we Francji również?
EURO? Staram się o nim nie myśleć.
Udaje się?
Wypadliśmy dobrze jako drużyna, ja zagrałem słabiej. Już się tym nie przejmuję. Nie tylko mnie nie wyszło, wielu innych piłkarzy nie zagrało na swoim poziomie. Zebrałem kolejne doświadczenie, dobrze, że mogłem tam być. Wcześniej podczas takich turniejów chodziłem oglądać mecze z chłopakami do baru czy siedziałem z rodzicami przed telewizorem, a teraz byłem w środku tego wszystkiego.
Kadra od lat szuka rozgrywającego. Dziś najbliżej pełnienia tej roli jest pan, ale do ideału jeszcze daleko.
Mam papiery, żeby nim być i nie tylko w jednym meczu.
(…)
Jak to jest dorastać z opinią nadzwyczajnego talentu? Od kiedy pierwszy raz kopnął pan piłkę, to zewsząd słyszał pochwały. To pomagało, czy przeszkadzało?
Pomagało. Dostałem coś od Boga i ten talent trzeba było wykorzystać. Mam 22 lata, gram w Napoli i w reprezentacji. Dobrze to wszystko się potoczyło. Jedynie okoliczności się zmieniły, bo już nie będzie tak, jak w trampkarzach, że na boisku okiwam czterech, a w meczu będę mieć trzy asysty. Oczywiście tak może się zdarzyć, bo dobry jestem, ale nie co tydzień. Ludzie czasem stawiają ogromne wymagania.
Najwyższy czas na przełamanie Prijovicia.
Na postawę piłkarza mogą wpływać urazy. Najpierw złamanie ręki w finale Pucharu Polski z Lechem (1:0), potem kontuzja podczas okresu przygotowawczego. – Straciłem 20 dni treningów. Wcześniej przez trzy czy cztery tygodnie leczyłem złamaną rękę. Potrzebuję dobrego przygotowania do sezonu. Jestem już jednak zdrowy i dobrze się czuję fizycznie – mówi zawodnik.
I przekonuje, że skuteczności nie da się wytrenować. – Można ćwiczyć ile się da, ale każda sytuacja jest inna. Czasem piłka mija słupek o kilka centymetrów. Sezon będzie długi. Przede mną dużo okazji do strzelania goli – przekonuje.
O rywalizacji Dąbrowskiego z Czerwińskim było już w “Fakcie”, najprawdopodobniej obaj zaczną w podstawowym składzie mecz z Niecieczą w sobotę ze względu na drobną kontuzję Michała Pazdana.
– Mam uraz przeciążeniowy, który można wyleczyć w kilka dni, ale można też pauzować dwa tygodnie. Nie wiem, czy zdążę na Borussię – przyznaje podstawowy stoper mistrza Polski.
Wygląda więc na to, że w sobotę Czerwiński i Dąbrowski po raz pierwszy zagrają razem. Do dyspozycji Hasiego pozostaje również Jakub Rzeźniczak.
Mimo ofert z Beveren i Sandhausen, Ryota Morioka został tego lata w Śląsku. Na ten moment Japończyk nie jest na sprzedaż.
Jak odrzucenie ofert z Belgii i Niemiec wpłynie (i czy w ogóle wpłynie) na boiskową postawę Japończyka, czas pokaże. Teoretycznie nie powinno. Propozycje na podobnym, a nawet wyższym poziomie sportowym i finansowym, Morioka odrzucał już na początku roku. Po podjęciu decyzji o tym, by nie przedłużać kontraktu z Vissel Kobe, wahał się wtedy między klubami z Hiszpanii (druga liga), Grecji, Rumunii, Serbii, Belgii (ale wtedy pytało Lokeren, nie Beveren) a Śląskiem. Ostatecznie podpisał umowę we Wrocławiu, choć doskonale wiedział, że wiąże się to ze znaczną obniżką zarobków. W J-League zarabiał równowartość ponad 300 tys. euro rocznie, podczas gdy we Wrocławiu nie dostaje nawet połowy tego. Śląsk miał być dla niego przystanią, w której nauczy się europejskiej taktyki i języka angielskiego.
Szerzej przeczytamy o Pavolu Stano, którego historię znaleźliśmy też w “Fakcie”. Tutaj w formie wywiadu:
W ostatnich latach były dwa momenty, w których wydawało się, że to koniec. Przed podpisaniem kontraktów z Podbeskidziem i później Termalicą długo nie mógł pan znaleźć klubu.
Żona już wątpiła, że ktoś się jeszcze do mnie zgłosi. Po odejściu z Korony przez trzy miesiące nie miałem klubu. To samo było rok później, zanim po pobycie w Bielsku-Białej trafiłem do Niecieczy. Cały czas jednak wierzyłem, że ktoś będzie mnie jeszcze chciał. Przychodziły oferty z I ligi, ale ja chciałem skończyć karierę w ekstraklasie. Kolega trenuje mały klubik z mojej wioski na Słowacji. Kiedy czekałem na oferty, dogadywałem się z nim, że będzie odpoczywał, a ja zrobiłem chłopakom okres przygotowawczy. Trenowaliśmy cztery razy w tygodniu, 34 stopnie w cieniu, a ja wystąpiłem w trzech pełnych spotkaniach z rzędu. Nie mogłem ruszyć nogą, schudłem w kilka godzin siedem kilogramów. Ale warto było tak harować, bo gdy w końcu przyszły oferty, to w Podbeskidziu z marszu zagrałem przeciwko Legii, a w debiucie w Termalice strzeliłem pierwszego gola w historii występów klubu w ekstraklasie! To były moje pierwsze szkoleniowe sukcesy – potrafiłem sam dobrze przygotować się do ligi.
Dziwne testy w Arce Gdynia. Ukrainiec Kostiatyn Jaroszenko przyjechał, przebadał się i… wyjechał.
Jaroszenko, który w ekstraklasie ukraińskiej wystąpił w 196 meczach (34 bramki), a w rosyjskiej zaliczył 28 meczów, tydzień temu przyjechał na testy do Arki. Miał wystąpić w meczu kontrolnym z Orkanem Rumia, ale nie zagrał. Na boisku nie pojawił się również kilka dni później w Kościerzynie.
Pomocnik przeszedł za to pomyślnie testy medyczne. Po nich niespodziewanie spakował się i wyjechał z Gdyni. Nie podobały mu się warunki zaproponowanego kontraktu.
Fornalik przechodzi do ataku, Ruch w najbliższym spotkaniu ma zagrać z dwoma napastnikami:
W ostatnich dniach okienka transferowego na Cichą przybyli Eduards Visnakovs i Jarosław Niezgoda. Dlatego teraz fani Ruchu mają nadzieję oglądać bardziej ofensywny styl gry drużyny.
Sam szkoleniowiec Niebieskich nie wyklucza, że tak się właśnie stanie. Tym bardziej, że Ruch potrzebuje zwycięstw i punktów, bo zajmuje dopiero 13. miejsce w tabeli. – Zawsze rozważałem i byłem za tym, żeby grać dwójką napastników, ale jak można było zauważyć, w meczu z Legią do dyspozycji miałem tylko jednego nominalnego zawodnika ataku. Teraz mamy w składzie trzech. Zobaczymy, jak będzie się układała współpraca między nimi.
Piotrowi Malarczykowi w Anglii zabrakło luzu.
– Wyjeżdżając miałem duże nadzieje, tymczasem na boisku spędziłem niewiele minut – przyznaje 25-letni obrońca. – Mogłem jednak na własnej skórze przekonać się, jak to wszystko funkcjonuje na Zachodzie. Nie da się wskazać jednego czynnika, który przesądził o tym, że mi nie poszło. Myślę, że w pewnym momencie zabrakło mi chłodnej głowy. Przekonałem się, także że nadgorliwość nie jest wskazana. Trzeba ciężko trenować, ale należy to robić rozsądnie. Ja na każde zajęcia wychodziłem maksymalnie skoncentrowany, chciałem dać z siebie wszystko. W pewnym momencie miałem wręcz obsesję, aby każde zagranie wykonać perfekcyjnie. A czasami przydaje się trochę luzu. Trzeba być skoncentrowanym, ale wszystko wykonywać z większą swobodą i polotem.
Real Madryt nie szasta już pieniędzmi na lewo i prawo, tego lata po raz pierwszy od prawie dwóch dekad… zarobił na transferach!
Latem aż pięć drużyn z Hiszpanii wydało więcej pieniędzy niż Real, ale najbardziej zaskakujące jest, że Królewscy na transferach zarobili. Sprzedaże Jese do PSG (25 mln euro), Czeryszewa do Villarrealu (7 mln) i kilka mniejszych transakcji pozwoliło im zarobić 37,5 mln. Ostatni raz dodatnim bilansem mogli się pochwalić osiemnaście lat temu.
Fot. FotoPyK