Tak to już w Rzeszowie jest, że wakacyjne upały wpływają na nich inspirująco. Rozgrzane głowy decydują wówczas: słuchajcie, jest rzeźba, musimy mieć w mieście piłkarską Ekstraklasę, albo chociaż I ligę. Jak ta gorączka skończyła się dwa lata temu? Ano tak, że nieudana fuzja (kupno licencji Floty Świnoujście przez Stal Rzeszów) pogrzebała dwa kluby i kilku działaczy. Na jakiś czas władze miasta i klubów z Rzeszowa wyzbyły się mocarstwowych planów. Ale ubiegłe dwa miesiące znów były gorące…
Prezydent Tadeusz Ferenc już w 2014 roku pełnił ważną rolę przy przygotowywaniu gruntu pod “transfer” Floty Świnoujście do Rzeszowa i zgłoszenie Stali do rozgrywek I ligi. Wtedy weto postawili w PZPN-ie, który stanął na straży przepisów. Kupczenie licencjami skończyło się na Polonii Warszawa, skończyło się w sposób tragiczny i bardzo słusznie, że nikt już tych czarodziejskich promocji przy zielonym stoliku nie próbuje uskuteczniać.
Ale Rzeszów się nie poddaje.
– Chcę na początek, by z wszystkich drużyn rzeszowskich zostali wybrani najlepsi zawodnicy, którzy tworzyliby drużynę. Jak będzie coraz wyższy poziom rozgrywek, to będziemy dawali coraz większe pieniądze. Zdaję sobie sprawę, że bez nich sport nie istnieje. Nazwę klubu wybierzemy na podstawie opinii kibiców, których zapytamy o zdanie na spotkaniach, jakie planujemy – opowiada Tadeusz Ferenc w rozmowie z rzeszow-news.pl.
Tak, tak. Transfer Floty się nie udał, ale przecież dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Prezydent miasta ma jasny plan – skoro powstał nowy, w miarę interesujący obiekt, na którym dałoby się spokojnie pograć w I lidze, to teraz miasto musi dobudować w miarę interesującą drużynę. Co przeszkadza miejskim władzom? Dają pieniądze na Resovię i Stal, ale w zamian dostają tylko faktury. Nie mają wpływu na dyrektorów sportowych, na trenerów, na nic. Tak być nie może! – krzyknęli, ale zamiast rozwiązania słusznego (w pizdu, dajemy tylko na szkolenie młodzieży a nie trzecioligową kopaninę) wybrali rozwiązanie… No cóż.
– Chcę podnieść poziom piłki nożnej w Rzeszowie na taki, jaki był w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Naszym celem jest posiadanie drużyny w Ekstraklasie. Pomysł stworzenia drużyny przyszedł mi do głowy, kiedy ostatnio byłem na meczu Kotwica Kołobrzeg – ROW Rybnik. Kołobrzeg, miasto, które nie jest duże, ma drugą ligę, a my? – pyta retorycznie Ferenc na rzeszow-news.pl.
Czyli tak: nasze kluby są do dupy, więc powołamy miejski, połączenie tamtych dwóch, by zrobić wszystko po swojemu. Rozliczany przez prezydenta miasta prezes, dyrektor sportowy i trener zbudują zespół, który wywalczy awans do I ligi grając piłkarzami w całości opłacanymi przez miasto. Kibice? Tu tradycyjna śpiewka, chcemy zastąpić chuliganów rodzinami z dziećmi. Wprost nie możemy się doczekać, aż KP Rzeszów zapełni do ostatniego miejsca trybuny podczas szlagierowego starcia z Sandecją Nowy Sącz. Naszym zdaniem już teraz wypadałoby zresztą rozpocząć sprzedaż specjalnych pakietów na “koronę I ligi”, czyli mecze z Pogonią Siedlce, Bytovią Bytów i Olimpią Grudziądz.
Ujmijmy to tak: rzadko rozumiemy mocniejsze wejście miasta w sport, nie widzimy szczególnych korzyści ani dla mieszkańców, ani dla “promocji miasta” w fakcie, że Pogoń jest akurat z Siedlec, a nie Mińska Mazowieckiego. Jeśli już takie pompowanie pieniędzy się odbywa – to w miarę zrozumiałe jest w przypadku kierowania tych środków do klubów szkolących setki dzieciaków, albo do takich z długą tradycją, które znalazły się na zakręcie i miasto po prostu ratuje je od upadku.
Ale budowanie przez miasto klubu od zera, z wykreśleniem dotychczas istniejących, ich tradycji, kibiców oraz wszystkiego, co zbudowały w imię “Kołobrzeg ma, to dlaczego my nie” pachnie… No pachnie idiotyzmem, nie oszukujmy się. A po co to wszystko? Jeszcze raz zacytujmy rzeszow-news.pl.
Ratusz przewiduje, że największy opór przed stworzeniem miejskiej drużyny będą stawiać szalikowcy Resovii i Stali. Tadeusz Ferenc specjalnie się tym nie przejmuje. – Albo coś robimy, albo nie robimy nic, bo się boimy – mówi kategorycznie.
– Nie można wiecznie żyć historią, tylko trzeba działać – dodaje Stanisław Sienko.
Trzeba działać. Tylko szybko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu.