Reklama

Tekst czytelnika: ZaKatarzona FC Barcelona

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 września 2016, 16:13 • 7 min czytania 0 komentarzy

Zapowiadano fajerwerki, a skończyło się na… zimnych ogniach. Przynajmniej na razie. Przez najbliższy rok FC Barcelona będzie nadal współpracować z katarskim sponsorem, pomimo iż miały nadejść nie tylko wielkie zmiany, ale również większe pieniądze. Jak to się stało, że Qatar Airways pojawiło się nagle z powrotem na koszulkach? Czy klub będzie stać na wybudowanie Nuevo Espai Barça? Czy stadion zmieni nazwę na… Amazon Nou Camp?

Tekst czytelnika: ZaKatarzona FC Barcelona

Koniec jesiennego kataru?

Pierwsze symptomy zbliżającej się szorstkiej przyjaźni pomiędzy FC Barceloną a Katarem miały miejsce już pod koniec ubiegłego roku. Wtedy klub postanowił nawiązać współpracę z amerykańską agencją marketingu sportowego – Van Wagner, specjalizującą się w tzw. naming rights sponsorship.  Było to o tyle dziwne, gdyż wydawało się, że FC Barcelona będzie sukcesywnie zacieśniać kooperację z Katarczykami. Relacje z mecenasem z Bliskiego Wschodu miały z roku na rok się poszerzać, tymczasem klub postanowił wezwać na pomoc  specjalistów ze Stanów Zjednoczonych w celu znalezienia… sponsora tytularnego dla Camp Nou. Dzisiaj już wiemy, że do tej pory nie udało się go pozyskać, a czas leci. Już w październiku odbędzie się najbliższe Walne Zgromadzenie i wtedy członkowie zarządu mają ratyfikować umowy – w tym też tą ustanawiającą nową nazwę dla stadionu. Śmiem przypuszczać, że skoro Barcelona nie dała się ponieść kontraktowi oraz dobrym relacjom z Katarem, to drogi pomiędzy Katalończykami a szejkami zaczynają się powoli rozmijać.

Rekordowa umowa z Nike kołem ratunkowym

Przypomnę tylko, że od 2010 roku przez pięć lat FC Barcelona otrzymywała od katarskiej spółki QSI – 45 milionów euro rocznie. W 2015 roku strony długo nie mogły się dogadać, czego efektem było jedno nieudane spotkanie w maju. Wtedy, według pogłosek dziennikarzy, FC Barcelona nie zgodziła się na umowę wartą… 60 milionów euro na rok. Nie wiadomo, na jak długi okres miała być podpisana, niemniej kwota była warta świeczki. Coś jednak nie grało FC Barcelonie, a w szczególności Manelowi Arroyo – człowiekowi odpowiedzialnemu w klubie za sponsoring.

Reklama

Być może było to podyktowane tym, że jeszcze w maju udało się przedłużyć umowę z Nike. Partnerem długoletnim, bo współpracującym z FC Barceloną od 1998 roku. Jeszcze przed podpisaniem nowego kontraktu amerykański producent sprzętu sportowego płacił klubowi z Katalonii aż 60 milionów euro rocznie. Od połowy 2018 roku kwota ta wzrośnie do bagatela 150 milionów euro i będzie najwyższym kontraktem na świecie realizowanym na linii sponsor techniczny – klub. Taki przeskok z pewnością otworzy furtkę dla wielu inwestycji, a włodarze FC Barcelony już teraz będą mogli z większym luzem rozmawiać z potencjalnymi sponsorami klubu.

60 milionów. Raz dużo, raz mało

Efektów jednak nie było widać. W grze nadal pozostawali katarscy szejkowie oraz nowy gracz – Amazon. Na początku lipca RAC1 podało informację, jakoby to amerykański gigant z Seattle miał zainwestować w kataloński klub. Na weryfikacje tych doniesień nie trzeba było długo czekać. Dwa tygodnie później FC Barcelona oficjalnie przedłużyła umowę z Qatar Airways, jednakże warunki za bardzo nie zostały zmienione. Według szacunków klub ma dostać między 35 a 40 milionów euro. Tymczasem dwa miesiące wcześniej (rzekomo) odrzucił ofertę wartą 60 milionów. Co ciekawe władze katalońskiego klubu żądały utrzymania tej samej kwoty, która była przez Katarczyków proponowana w maju. Kwoty, która… została przecież wtedy przez FC Barcelonę odrzucona.

Przedłużenie kontraktu to była głównie wola FC Barcelony, a nie Qatar Airways” – powiedział Arroyo, jednocześnie dodając, że “roczna umowa ma być dopiero prologiem do podpisania wkrótce umowy długoterminowej. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale głównie o spójne komunikowanie idei FC Barcelony wraz z najlepszym możliwym do tego partnerem“. Abstrahując od tego, że katarski przepych oraz petrodolary mają się do motta klubu tak jak łysy do grzebienia, tak naprawdę w głównej mierze przy podpisywaniu tak ważnej umowy chodzi o… pieniądze. FC Barcelonie zaczął palić się grunt pod nogami, bo istniała szansa na to, że klub nie znajdzie interesującego partnera mogącego zagościć na froncie katalońskich koszulek. I to wszystko pomimo naprawdę lukratywnego kontraktu z Nike.

“Nieskażone” koszulki przedwcześnie w sklepach

A skoro już o Nike mowa, podpisanie umowy z Katarczykami było mocno “nie na rękę” odzieżowemu gigantowi. Przez trzy spotkania FC Barcelona grała bez logo sponsora na koszulce (z Celtikiem, Leicester i Liverpoolem). Chociaż był on już “klepnięty” to od 20 lipca (momentu ogłoszenia sponsora) do 10 sierpnia (finału Pucharu Gampera) na klubowych koszulkach na froncie nie widniało nic.

Reklama

Z uwagi że Nike poniosło ogromne koszta związane z produkcją koszulek “bez skazy” (tak nazywają je niektórzy socios), które trafiły do sklepów i zyskały aprobatę fanów, władze klubu zdecydowały się na dość logiczny ruch marketingowy.  Postanowiono w trakcie turnieju International Champions Cup pokazać je światu, zachęcając do masowego wykupywania ich ze sklepów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że jak tylko Katarczycy okazali się być nowym – starym sponsorem, Nike wstrzymało produkcję “nieskażonych” koszulek, przygotowując się jednocześnie do produkcji nowych. Tym samym przedwczesna globalna promocja koszulek bez logo sponsora na froncie poszła na marne.

Wszystko dla Nuevo Espai Barça

Można rzec, że cała ta nieporadność FC Barcelony, począwszy od zatrudnienia agencji Van Wagner, kończąc na nieudanych dla klubu negocjacjach z Qatar Airways miała i ma służyć jednemu ważnemu celowi. Jest nim zapewnienie stabilnego finansowania dla projektu Nuevo Espai Barça. Taki wydatek, jaki czeka klub w najbliższych latach, musi znaleźć swoje odzwierciedlenie w ogromnych sumach po stronie przychodów. Projekt Nuevo Espai Barça to w skrócie jedna wielka restauracja wszystkich najważniejszych obiektów sportowych FC Barcelony, znajdujących się w aktualnej “Strefie Barcelony”. Mowa tu o powiększeniu i remoncie stadionu piłkarskiego, pobocznych boisk obok Camp Nou, Palau Blaugrana oraz mniejszych obiektów sportowych.

Konferencja prasowa, zapowiadająca projekt, odbyła się już w marcu 2014 roku, a realizacja planowana jest już w połowie 2017 roku. Taka inwestycja wymaga niesamowitych nakładów finansowych. 200 milionów euro Barcelona wyłoży z własnych funduszy, 200 milionów ma zostać pobrane w formie kredytu, a  kolejne 200 milionów ma wyłożyć sponsor. Trzeba przyznać, że przy łącznej kwocie 600 milionów euro, roczna umowa z Katarem opiewająca na 35-40 milionów nie wygląda już tak imponująco.

Negocjacje z Amazonem

Wiele na to wskazuje, że wielkie cyferki dopiero się pojawią, a radykalni socios mocno zatęsknią za lipcowymi koszulkami bez logo sponsora. Po rocznej umowie z Qatar Airways do gry ma wejść wspomniany Amazon. E-commercowy gigant zamierza otworzyć ogromne centrum logistyczne w Barcelonie (dokładnie w rejonie El Prat) jesienią 2017 roku. Prawdopodobnie jest to część europejskiej i bardzo mocno zarysowanej ekspansji Amazonu na Starym Kontynencie. Plan ten zawiera  ponoć otwarcie kolejnego ważnego centrum logistycznego oraz objęcie sponsoringiem klubu FC Barcelona. Jeszcze niedawno media podawały, że FC Barcelona będzie w stanie wynegocjować od amerykańskiego koncernu kwotę opiewającą na nawet 65 milionów euro rocznie.  Jednakże nie będzie to tak łatwa sprawa. Amazon jest w stanie zaoferować 45 milionów euro rocznie, co mocno odbiega od życzeń władz FC Barcelony. Prawdopodobnie taka, bądź nawet większa kwota będzie dla Amazonu do zaakceptowania, jeśli tylko Barcelona zgodzi się oddać nazwę… stadionu. Taki załącznik do umowy sponsorskiej może kosztować koncern miliony euro. Dla przykładu wystarczy przytoczyć wartość 10-letniej umowy sponsoringu tytularnego między stadionem Manchesteru City a Etihad Airways. Szejkowie płacą rocznie aż 47 milionów euro, aby marka ich linii lotniczych była oficjalną nazwą stadionu The Citizens. I to od 2011 roku! Biorąc pod uwagę, że kwoty za takie inwestycje sukcesywnie rosną, a przejęcie nazwy stadionu FC Barcelony odbiłoby się echem po całym świecie, można domniemać, że przytoczona wyżej kwota okaże się tą, od której dopiero zaczną się negocjacje ze strony Amazonu.

Mimo wszystko mogło wyglądać to nieco inaczej. Już po tryplecie zapowiadano, że na pewno zostanie ogłoszona nowa umowa sponsorska na kwotę około 100 milionów euro. Podobne słowa padły w kampanii prezydenckiej z ust Bartomeu, kiedy uspokajał fanów zaniepokojonych brakiem środków na ogromne remonty. Niestety rzeczywistość okazała się zgoła inna. Tak naprawdę dodano załącznik do kończącej się umowy, z którego wynika, że zamiast obiecanych 100 milionów będzie ich zaledwie 40. I to przez rok! Co zresztą zakomunikowano to jako ogromny sukces oraz prolog do dłuższej współpracy. Ponadto ogłoszono to już po starcie promocji koszulek meczowych, gdzie logo sponsora nie widniało na froncie, co – jak już wspomniałem – urodziło niemałe koszty. Co najważniejsze  – znowu sponsorami są szejkowie, a nie – tu słowa Bartomeu – “inny, bardziej społecznie akceptowany partner”.

Odnowione Camp Nou, Palau Blaugrana, Miniestadi oraz inne obiekty sportowe FC Barcelony będą kosztować zatem nie tylko wielkie pieniądze, ale również część tożsamości klubu i stadionu. Z ekonomicznego punktu widzenia wydaje się to bardzo logiczne, jednakże z politycznego –  ryzykowne. Czy z beczki miodu, w której znajduje się bardziej nowoczesna i rozwinięta infrastruktura, uda się przełknąć przez socios łyżkę dziegciu w postaci nowej, skomercjalizowanej nazwy stadionu? O tym dowiemy się zapewne dopiero po następnych wyborach prezydenckich.

Tekst pochodzi z 22. wydania magazynu Barca Flash. Kliknij TUTAJ, by przeczytać całość.

PRZEMYSŁAW KASIURA

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
10
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...