Początek stycznia 2014 roku, Bahamy. Dominik Pańka wygrywa jeden z najważniejszych turniejów na świecie, PokerStars Caribbean Adventure. Za swoje zwycięstwo zgarnia ponad 1,4 miliona dolarów.
Luty tego roku, Dublin. Wschodząca gwiazda światowego pokera, Dima Urbanowicz, zgarnia ponad 560.000 euro za zwycięstwo w turnieju European Poker Tour i jako drugi Polak wznosi trofeum w tym prestiżowym cyklu.
Ostatnia niedziela, Barcelona. Sebastian Malec wygrywa największy turniej EPT w historii. Pokonując ponad 1700 rywali po prawie tygodniu walki wygrywa ponad 1,1 miliona euro, czyli prawie pięć milionów złotych.
Wszystkich łączy jedno – są młodzi (mają po 20-22 lata), niezwykle inteligentni, z sukcesami grają w pokera. I już za chwilę zostaną we własnym kraju przestępcami.
Wszystko z powodu nowego projektu ustawy hazardowej, która najprawdopodobniej wejdzie w życie 1 stycznia przyszłego roku. Wejdzie, o ile Komisja Europejska go notyfikuje. A nic nie wskazuje na to, żeby miało się stać inaczej, choć pokerowe (i nie tylko) środowisko robiło wszystko, aby ich gra nie została w Polsce całkowicie zdelegalizowana.
Cofnijmy się trochę w czasie i wróćmy do roku 2009. Wtedy to wybuchła słynna na cały kraj afera hazardowa, w którą zamieszane było nie mniej słynne trio Rychu, Zbychu i Miro, którzy podziwiali po nocach cmentarne krajobrazy, dogadując przy okazji swoje ciemne interesy związane z branżą automatów do gry, tzw. jednorękich bandytów. Nagle sprawa się rypła, Miro i Zbycho polecieli ze stołków, a największa afera od czasów wizyty Rywina u Michnika zataczała coraz szersze kręgi, ciągnąc za sobą na dno kolejnych umoczonych polityków ówczesnego rządu. Reakcja była szybka i bolesna dla wszystkich, którzy lubią pograć w pokera lub pobawić się w zakłady bukmacherskie. Ówczesny podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i jednocześnie szef Służby Celnej, Jacek Kapica, przygotował dwa projekty nowej ustawy hazardowej i poleciał z nimi do premiera Tuska. Pierwszy z tych projektów był bardzo liberalny i zakładał unowocześnienie i znormalizowanie w zasadzie wszystkich form hazardu w Polsce. Drugi był dla nich morderstwem – delegalizował praktycznie wszystkich operatorów online (zarówno buków, jak i poker roomy), nakładał kosmiczny podatek na pokera na żywo, nakazywał pokerzystom grać tylko w kasynach i zabraniał organizowania jakichkolwiek turniejów czy gier cashowych poza kasynami. Tusk wybrał wariant drugi i zaczął się chwalić w mediach walką z hazardem, uzależnieniami, patologiami za tym idącymi itp. Nagle przyjacielska gra z kolegami o przysłowiowe pięć dych stała się przestępstwem, za które grozi kara grzywny, a nawet więzienia. Ustawa, która miała uderzyć w automaty i ich operatorów uderzyła we wszystkich, tylko nie w nich, czego dowody do tej pory mamy na każdym rogu ulicy we wszystkich polskich miastach. Największym rykoszetem dostał poker.
Poker niniejszym zszedł więc do podziemia. I nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt, że Jacek Kapica, nazywany przez pokerzystów „Szeryfem”, robił wszystko, aby im utrudnić życie. Naloty Służby Celnej na organizowane turnieje stały się codziennością, a szczytem wszystkich szczytów było rozbicie turnieju urodzinowego w Szczecinie, gdzie w akcji brali udział zarówno celnicy, jak i policjanci i antyterroryści w liczbie ponad stu! Urodzinowa zabawa zakończyła się koszmarem, ale „Szeryf” triumfował. Dochodziło do sytuacji, w których nawet czterech wietnamskich handlarzy grających na drobniaki w budzie na bazarze pod Łodzią zostało skutych i wyprowadzonych w kajdankach przez olbrzymi oddział policji, a media (tak, były tam również kamery!) ogłosiły kolejny sukces naszej władzy rozbijającej hazardową mafię z Azji. Absurd gonił absurd.
W tych warunkach rośli nasi obecni mistrzowie. Choć poker online jest teoretycznie zakazany, to gra w niego mniej lub bardziej regularnie kilkaset tysięcy Polaków. Kilkanaście tysięcy z nich uprawia ten niecny proceder zawodowo i odnosi wielkie sukcesy grając w sieci. Mało się o tym mówi publicznie, gracze się boją, ale fakt jest faktem – Polska jest jedną z pokerowych potęg na świecie. I w odróżnieniu od przedstawicieli wielu innych dyscyplin oni nie dają dupy w najważniejszych momentach. Nasi zawodnicy koszą ogromne pieniądze w turniejach i grach cash na wszystkich największych poker roomach online. Wielu z nich robi to już poza granicami naszego kraju, bo ma – krótko mówiąc – głęboko gdzieś polskie prawo, polski rząd i chore przepisy. Mieszkają sobie wygodnie w Wielkiej Brytanii, na Malcie czy w Tajlandii, zarabiają tyle, że stać ich na dobre i dostatnie życie i pokazują środkowy palec naszym rządzącym siedząc w basenie i pijąc drinki opłacane z dolarów wygranych w pokera.
Na liście Polaków najlepiej zarabiających w turniejach na żywo prowadzi obecnie Dima Urbanowicz, który wygrał już prawie 5 milionów dolarów. W 2015 dosłownie demolował swoich rywali wygrywając turniej za turniejem. Gdyby wzięto do pod uwagę przy ustalaniu „Złotej Setki” SuperExpressu (kiedyś pokerzyści byli w niech uwzględniani) najlepiej zarabiających sportowców w Polsce, byłby on w TOP10. Z kolei pierwsza dwudziestka w tym rankingu najlepszych pokerzystów zarobiła już 20 milionów dolarów. A mówimy tu jedynie o turniejach i jedynie na żywo. Jeśli dodamy do tego wyniki osiągane online oraz wszystkie możliwe gry cash kwoty podskoczą kilkukrotnie. Nie dalej jak w październiku zeszłego roku gracz kryjący się za nickiem AlwaysiNduCe zajął drugie miejsce w turnieju online i zgarnął za ten sukces okrągły milion dolarów, co zajęło mu kilkanaście godzin przed komputerem. Wygrane po kilkadziesiąt tysięcy nikogo już nawet nie szokują ani nie dziwią. Ot, zwykła polska norma. Zaczynamy się lekko pocić pod pachami, gdy wygrana osiąga poziom z pięcioma zerami.
Nawet pobliskie Czechy zarabiają na polskich graczach fortunę. W Pradze, Ołomuńcu, Rozwadowie czy Ostrawie Polaków na turniejach w kasynach jest nie mniej niż lokalnych zawodników. W niedawnym turnieju Redbet Live, rozgrywanym w lipcu we wspomnianym Ołomuńcu, zagrało około 350 polskich graczy, co jest chyba polskim rekordem frekwencji „na uchodźstwie”. Kilku polskich zawodowych graczy w zasadzie mieszka w Rozwadowie, gdzie przy granicy z Niemcami powstało wielkie kasyno nastawione tylko i wyłącznie na pokerowe rozgrywki wszelkiego formatu. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że przy okazji Polacy zostawiają tam worki pieniędzy, bo przecież muszą gdzieś spać, coś zjeść i wypić, trzeba tam jakoś dojechać, a i pobawić się również nie zaszkodzi. Czesi potrafią na nas zarobić krocie, my sami niestety nie.
A jak to wygląda u nas? Przykład na szybko – w polskim kasynie organizowany jest turniej pokerowy. Każdy zawodnik wygrywający pieniądze w tymże turnieju musi odprowadzić 25% podatku od swojej wygranej. Jest to najwyższy podatek od pokera w Europie, a zapewne również na świecie. Zgodnie z ustawą kasyno nie może posiadać swojej strony internetowej czy nawet fanpage’a na Facebooku, więc nie ma gdzie turnieju reklamować. Nie może oczywiście w żaden sposób takiej reklamy nigdzie wykupić, bo nie może się w ogóle prowadzić jakiegokolwiek marketingu swojej działalności! Legalnie działająca firma w Polsce ma zamkniętą drogę do jakiejkolwiek formy promocji! Z kolei pokerowe portale internetowe napisać o tym mogą, ale tylko wówczas, gdy mają swoją siedzibę poza granicami naszego kraju, bo w innym przypadku grożą im konsekwencje prawne. Z takiego turnieju nie można również zrobić żadnej transmisji w telewizji czy nawet pisanej relacji na żywo. Ba, nie można nawet zrobić zdjęć zawodnikom w kasynie. Wszystkiego zabrania oczywiście ustawa Kapicy, którego już na stołku co prawda dawno nie ma, ale nic się w temacie nie zmienia.
Dlaczego? Bo pomimo zmiany partii rządzącej nie zmieniły się „uczucia” polityków do pokera. Wciąż jesteśmy traktowani jak – nomen omen – gorszy sort Polaków. Jest to o tyle dziwne, że wielu z pokerzystów zagłosowało na partię siedzącą obecnie u sterów, bo mieli już serdecznie dość wiecznego proszenia polityków Platformy Obywatelskiej o poluźnienie pasa pokerowi, błagania o jakiekolwiek zmiany, mieli dość Tuska, Komorowskiego, Kopacz, a przede wszystkim największego z wrogów pokera – Jacka Kapicy. Zagłosowali na PiS, bo był on dla nich jedyną szansą na zmianę chorej ustawy hazardowej i poprawę sytuacji pokera w Polsce. I przez moment była na to nawet szansa. Wicepremier w rządzie PiS, Jarosław Gowin, zaproponował doskonały, nowoczesny projekt ustawy, który postawiłby z głowy na nogi nie tylko pokera, ale również bukmacherkę, a co za tym idzie również finansowanie polskiego sportu. Był to projekt bardzo bliski najlepszym rozwiązaniom tego typu w Europie, wzorowany na najlepszych ustawach obowiązujących w Danii i Wielkiej Brytanii. Nie będę tu pisał o plusach tamtych rozwiązań, bo to nie czas i miejsce, powiem jednak tylko, że kraje te zanotowały kosmiczny wręcz wzrost przychodów do budżetu po wprowadzeniu swoich regulacji prawnych. Wydawać by się więc mogło, że projekt Gowina powinien się spotkać z natychmiastową akceptacją rządu, bo kasy na wszystkie przedwyborcze obietnice ewidentnie brakuje. Dodatkowe trzy do pięciu miliardów w budżecie piechotą przecież nie chodzi, prawda?
Nadzieje środowiska pokerowego i bukmacherskiego okazały się jednak płonne. W myśl zasady „my wszystko wiemy przecież najlepiej” Ministerstwo Finansów przygotowało swój własny projekt ustawy. Powiedzieć o nim „zły” czy „słaby” to jakby nic nie powiedzieć. On jest po prostu katastrofalny! Nie można użyć w tej sytuacji innego słownictwa, bo nóż sam otwiera się w kieszeni. Nie dość, że zachowane zostają w nim wszystkie kompletne bzdury i totalne absurdy napisane na kolanie przez Kapicę, to na dodatek całkowicie delegalizuje się operatorów online i wprowadza państwowy monopol na wszystkie gry hazardowe, w tym oczywiście pokera. Pomimo wstępnej zapowiedzi nie zmniejszono w nim również horrendalnego podatku od turniejów na żywo, choć początkowo stawka ta miała zmaleć z 25% do 12%. Szybko się jednak z tego wycofano. Poker w Polsce był w ciemnej dupie, teraz został tam dopchnięty kijem, a wyjście zostało zatarasowane i zalane betonem.
Na domiar złego politycy PiS – w myśl wspomnianej przeze mnie wyżej zasady – zaczęli wypowiadać się publicznie w temacie pokera. Niejaki Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, porównał na przykład niedawno pokera do… pedofilii i terroryzmu. Według niego szkody z uprawiania gry pokera są podobne jak we wspomnianych dwóch przypadkach i traktować je należy analogicznie. Aby już dobić do granicy absurdu przedstawiciele Ministerstwa Finansów mówią wprost, że wprowadzenie iście zamordystycznych zapisów w ustawie nie tylko nie zwiększy wpływów do budżetu, ale wręcz je zmniejszy, co potwierdzają analitycy zajmujący się branżą hazardową. Szansa na wyjście „win-win” zostaje zmieniona w sytuację „lose-lose”. Wnioski wyciągnijcie sami…
Jakie skojarzenia nasuną się przeciętnemu obywatelowi na dźwięk słowa poker? Czy będą to hasła typu „sportowa rywalizacja”? A może „rozrywka ludzi myślących”? Czy też może „gra umiejętności”? Nie! Przeciętny Polak patrzy na tą piękną grę przez pryzmat panujących w społeczeństwie stereotypów. Hazard, szulernia, oszuści, zadymione speluny – to jest wiedza zwykłych ludzi o pokerze. Tego nauczyli się z filmów typu „Wielki Szu” czy „Sztos” oraz wszelkich możliwych westernów, w których mit pokerzysty-kanciarza pokutuje do dnia dzisiejszego. Tak samo myślą również wciąż nasi politycy.
A jak jest naprawdę? Czasy się zmieniają, a wraz z nimi zmienił się również poker. Teraz można śmiało stwierdzić, że jest to gra dżentelmenów, gra modna na całym świecie i bijąca wszelkie rekordy popularności. Szacuje się, że w pokera gra obecnie na świecie około 200 mln regularnych graczy, a amatorów tej gry jest kilka razy więcej. Od kilku lat zaobserwować można prawdziwy boom pokerowy. Świat kompletnie oszalał na punkcie tej karcianej rozrywki. Najlepsi gracze w texas holdem są bogaci, znani i popularni na równi z gwiazdami kina czy sportu. Relacje z World Series of Poker, największej imprezy pokerowej rozgrywanej co roku w Las Vegas, biją wszelkie rekordy oglądalności. Państwa, w których poker był do tej pory uznawany za grę hazardową zmieniają prawo, bo ustawodawcy uznali, że pokera za nic nie można porównać np. z ruletką. Bo poker to gra, w której owszem, szczęście jest wskazane i potrzebne, ale bez wysokich umiejętności nikt nie osiągnie nawet najmniejszego sukcesu. Aby osiągnąć choć średni poziom trzeba poświęcić wiele godzin, dni i tygodni, a może nawet lat, na naukę gry, na analizy, szkolenia, czytanie fachowych książek czy podręczników.
Dlaczego poker jest więc wszędzie tak popularny? Przecież są dziesiątki innych gier znanych przez ludzi od lat. Ale poker, w odróżnieniu od innych gier, zawitał do dwóch największych nośników informacji – telewizji i internetu. Transmisje telewizyjne z największych pokerowych turniejów na świecie puszczane są w najlepszym czasie antenowym i mają nie mniejszą oglądalność niż inne wydarzenia sportowe. Stacje telewizyjne zarabiają krocie na tworzeniu kolejnych show pokerowych z udziałem największych gwiazd. Internet z kolei daje niesamowite możliwości bezpośredniej rywalizacji między graczami z całego świata. Poker w sieci to jeden z najszybciej rozwijających się biznesów naszych czasów. Ocenia się, że na całym świecie pokera w sieci spróbowało już prawie kilkaset milionów ludzi! W Polsce prawdziwy boom dopiero przed nami, ale i tak obserwuje się zjawisko do tej pory niespotykane, bo „złote dzieci” wyrastają nam jedno po drugim.
Każdy kolejny turniej pokerowy w Europie to szansa na następne sukcesy Polaków i ogromne pieniądze przez nich wygrane. Sława, jaką cieszą się polscy zawodnicy za granicą jest już ogromna, a każdy kolejny triumf chłopaka znad Wisły coraz bardziej zadziwia pokerowy świat. Jeszcze 8-10 lat temu sukcesem było w ogóle wystartowanie w evencie z wpisowym kilku tysięcy euro, później każde miejsce płatne przyjmowano w kraju jako ogromne wydarzenie. Jakieś 6-7 lat temu przyszły pierwsze stoły finałowe dla naszych pokerzystów i pierwsze wielkie pieniądze. Od mniej więcej 3-4 lat wygrana Polaka w wielkim turnieju staje się normą, a zagraniczni dziennikarze pytają „Ilu wy tych cudownych dzieciaków tam jeszcze macie? Jak to się dzieje, że w kraju z takim beznadziejnym prawem rodzą się takie talenty?”. Sam sobie od dawna zadaję to pytanie, ale odpowiedź nie jest łatwa. Chyba po prostu im mamy trudniej, tym bardziej chcemy przezwyciężyć przeciwności losu i udowodnić, że mimo wszystko można. Ta nasza cecha narodowa jak ulał pasuje do tej sytuacji.
Po niedzielnym zwycięstwie 21-letniego Sebastiana Malca na EPT Barcelona przeczytałem gdzieś takie zdanie „Świat już wie, że Polska pokerem stoi. Czy jednak sama Polska o tym wie?”. I jest to chyba najlepszy komentarz na koniec tego tekstu.
Rafał „Jack Daniels” Gładysz
redaktor naczelny portalu Pokertexas.pl