Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, tak samo jak odmienna jest droga każdego piłkarza. Kariera piłkarska to zawsze inna, niepowtarzalna historia, której początki mają miejsce w różnych okolicznościach i odmiennej rzeczywistości. Część zawodników rozpoczyna przygodę z piłką mając zaledwie kilka lat, szlifując umiejętności w profesjonalnych szkółkach lub akademiach, gdzie każde zagranie jest obserwowane przez wykwalifikowanych trenerów. Inna – powoli wymierająca grupa – to ci, którzy każdą wolną chwilę, każdy dzień spędzali z kolegami na podwórku, rozgrywając setki spotkań, w których nagrodą była czysta satysfakcja z pokonania swoich kumpli. Istnieją jednak na tej ziemi zakątki, gdzie dzieci kopiące piłkę podejmują znacznie większe ryzyko niż potencjalne wybicie sąsiadowi szyby.
Na terytoriach, gdzie toczą lub toczyły się krwawe konflikty zbrojne, nie jest łatwo ot tak, grać sobie po prostu w piłkę, a co dopiero myśleć o profesjonalnej karierze. Mimo wszystkich trudności, nawet w tak nieprzyjaznych miejscach pojawiają się wyjątki, którym udaje się przedostać do świata futbolu. Jednym z takich szczęśliwców, jest napastnik New England Revolution Kei Kamara, który w młodości widział więcej niż niejeden dorosły, a dzięki uciecze z Sierra Leone mógł spełnić swoje marzenia o zawodowym uprawianiu futbolu.
23 marca 1991 roku, Sierra Leone. W kraju położonym na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, w zachodniej Afryce, zostaje utworzony Zjednoczony Front Rewolucyjny (RUF), który przy wsparciu prezydenta Liberii Charlesa Taylora rozpoczyna wojnę domową w celu obalenia głowy państwa – Josepha Saidu Momoha. Trwające aż 11 lat bratobójcze walki doprowadziły do zrujnowania kraju i wymordowania ponad 50 tysięcy ludzi. W czasie konfliktu nie oszczędzano nikogo – nawet dzieci, których widok z karabinem w ręku nie był wówczas czymś, co wzbudziłoby jakiekolwiek zdziwienie wśród miejscowej ludności. Co jeszcze smutniejsze, część nieletnich z własnej woli zostawała żołnierzami– inne natomiast były porywane i zmuszane do walki.
Dzieci, które zdecydowały się przyłączyć do rebeliantów, miały od 7 do 14 lat. Według szacunków w konflikcie zbrojnym na terenie Sierra Leone brało ich udział 10 tysięcy.
* * *
„Gdy rebelianci wkraczali do domów, większość dzieci przyłączała się do nich, ponieważ oferowali im swoją ochronę, dlatego czuję się błogosławiony wiedząc, że nie byłem tego częścią.” – mówi Kamara, który w chwili wybuchu wojny miał zaledwie 7 lat.
* * *
Rodzinne miasto napastnika – Kenema, jest trzecim co do wielkości miastem w Sierra Leone i ważnym ośrodkiem w diamentowym górnictwie kraju. W wyniku powszechnej korupcji w rządzie Josepha Momoha i niegospodarnemu handlowi diamentami, na początku lat dziewięćdziesiątych Sierra Leone stało się jednak jednym z najbiedniejszych państw świata. Matka Keia, widząc co się dzieje, postanowiła udać się do Ameryki – zostawiając sześcioletniego syna pod opieką ciotki – z nadzieją na przetarcie ścieżki dla kolejnych krewnych, których – delikatnie rzecz biorąc –nie brakowało. A to dlatego, że Kamara od urodzenia wychowywał się w poligamicznej rodzinie, z licznym rodzeństwem, kuzynami i sąsiadami.
* * *
„Dorastałem w bardzo dużej rodzinie, dlatego czuję, że każdy jest dla mnie bliski. Od zawsze byłem otoczony dziećmi. Teraz, gdy sam je mam, żałuję tego, ile czasu muszę spędzać z dala od domu.”
* * *
W końcu stało się coś, co było nieuniknione – pierwszy kontakt z rebeliantami, którzy zaraz po wkroczeniu do miasta postanowili zamieszkać… w domu Keia. Gdyby nie silna i zwarta rodzina, nasz bohater mógłby podzielić los wielu swoich kolegów, którzy postanowili zostać żołnierzami.
* * *
„Pewnego dnia do miasta przyszli rebelianci, a nasz dom był jednym z największych w mieście – w zasadzie go przejęli. Żyli w nim przez kilka tygodni, a kiedy zostali wypchnięci z miasta, można było się do nich bezproblemowo przyłączyć. Moja rodzina trzymała się jednak razem i nigdy nie sprawiła, bym poczuł się niechciany.”
* * *
Pierwsze spotkanie z bojownikami RUF nie było dla Kamary ostatnim i zarazem najgorszym. Gdy pewnego dnia przechadzał się po okolicy ze swoimi przyjaciółmi, był bowiem świadkiem sceny, która zostawiła po sobie blizny aż do dziś. Mimo upływu lat, krwawe obrazki widziane w dzieciństwie, nadal tkwią w jego umyśle.
* * *
„Nie wiem, ile miałem wtedy lat, może 10 albo 11. Schwytali kilku buntowników, upokorzyli ich i związali. Wszystkie dzieci chciały tam być i zobaczyć, co się dzieje. Po prostu obserwowaliśmy egzekucję, która działa się na naszych oczach”.
„Nigdy nie życzyłbym takich przeżyć jakiemukolwiek dziecku. Jesteś w takich miejscach i widzisz takie rzeczy, których normalne dzieci nie widzą na co dzień. Czy był to zamach, brutalne bicie, grabieże, czy też palenie sklepów i domów – wszystko to widziałem jako dziecko. Gdy zasypiam, nadal mam koszmary”.
* * *
Gdy wojna domowa opanowała całe Sierra Leone, czternastoletni Kei wraz ze swoją rodziną – mimo finansowej pomocy od pracującej w USA matki – postanowili uciec do Freetown. Pobyt w stolicy był jednak tylko przystankiem, ponieważ jego rodzina docelowo planowała opuścić granice kraju. Żeby jednak tego dokonać, musieli dostać się na lotnisko, które znajdowało się w nadmorskiej miejscowości, a to nie było takie proste. Droga wiodła przez morze, które potrafi być równie zabójcze, co miejscowi rebelianci. Mimo obaw, pragnienie wolności było silniejsze niż strach przed niebezpieczną wyprawą. Tak więc czternastoletni wówczas Kei wraz z 40 innymi uciekinierami – w tym swoimi krewnymi – na malej łodzi rybackiej ruszyli ku lepszej przyszłości. Jak się można domyślać, trasa nie przebiegła do końca po ich myśli.
* * *
„Łódź zaczęła nabierać wody i trzeba było ją wylewać. Pamiętam, jak pomyślałem wtedy, że nam się nie uda”.
* * *
Po ucieczce z Sierra Leone z czasem także i dla Kamary zaczęło świecić słonce. Po dwóch latach spędzonych w nowym kraju objął go polityczny program dla uchodźców, dzięki któremu mógł legalnie wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Tam po długiej rozłące zamieszkał ze swoją matką w południowej Kalifornii, gdzie rozpoczął się najważniejszy etap jego życia. Szesnastoletni już Kei do tej pory nie grał jeszcze w żadnym sprawnie funkcjonującym klubie i tak naprawdę niewiele zapowiadało taki rozwój jego kariery. Dzięki wrodzonemu talentowi i ambicji dążył jednak nieustannie do osiągnięcia postawionego przed sobą celu – olbrzymia motywacja w ciągu dwóch lat pomogła ukończyć mu czteroletnie liceum. Ukończenie szkoły było bowiem warunkiem otrzymania piłkarskiego stypendium w Cal State Dominguez Hills, gdzie uczył się piłkarskiego rzemiosła aż do momentu, gdy trafił do pierwszej rundy MLS SuperDraft.
W drafcie został wybrany przez Columbus Crew, w którym ostatecznie spędził dwa sezony, ale tak naprawdę nigdy nie był pierwszoplanową postacią zespołu. Z tego względu postanowił zmienić otoczenie i po opuszczeniu stanu Ohio zaliczył w ciągu dwóch lat tyle klubów, ile niektórzy zawodnicy przez cale życie. Najpierw trafił do San Jose Earthquakes, by po nieudanej przygodzie od nowego sezonu zakładać koszulkę Houston Dynamo. W kolejnym roku przeniósł się z kolei do Sportingu Kansas City. I to właśnie na Children’s Mercy Park rosły napastnik znalazł swoje miejsce na ziemi i po raz pierwszy pokazał pełnię swoich umiejętności. Podczas czteroletniego pobytu w SKC grał głównie na pozycji skrzydłowego, co jednak nie przeszkodziło mu zostać jednym z najlepszych zawodników na tej pozycji w MLS.
Jego bardzo dobra dyspozycja na amerykańskich boiskach nie umknęła również zagranicznym skautom, którzy mieli go na swoim radarze, co zwiastowało kolejny krok w jego karierze. Nowy etap miał swój początek pod koniec stycznia 2013 roku, kiedy Kamara zdecydował się spróbować swoich sił w angielskiej Premier League i w ramach wypożyczenia trafił do Norwich City. Jego przenosiny na Carrow Road nie były jednak końca udane – w 11 spotkaniach zdobył tylko jedną bramkę, w meczu z Evertonem. Nie najlepsza dyspozycja nie przeszkodziła mu jednak stać się nowym ulubieńcem kibiców, którzy kupili jego ekstrawagancki styl gry do tego stopnia, że ułożyli kilka piosenek na jego cześć.
* * *
„Kei to facet kochający zabawę, trochę lekkoduch i myślę, że dzięki temu wnosi pozytywne nastawienie do grupy. Jest trochę inny niż typowy sportowiec – bardziej wyluzowany niż większość ludzi. Cieszy się każdym dniem.” – tak opisuje go były trener Gregg Berhalter.
Pewnie to między innymi miał na myśli trener Columbus Crew. Oto jedna z niecodziennych cieszynek Kamary.
* * *
Po zakończeniu wypożyczenia wrócił do USA tylko na chwilę, ponieważ już 2 września podpisał dwuletnią umowę z innym angielskim klubem – Middlesbrough, któremu miał pomóc w wydostaniu się z Championship. Jego przygoda na Riverside Stadum także nie zakończyła się pełnym sukcesem i rozgrywki zakończył z zaledwie czterema trafieniami. Zdaniem władz “Boro” to było zdecydowanie za mało i po roku gry, klub postanowił za obopólną zgodą rozwiązać kontrakt z zawodnikiem. Gdy trzecia próba podbicia angielskich boiskach zakończyła się fiaskiem, Kamara nie dostał pozwolenia na pracę, przez co nie podpisał umowy z Wolverhampton. Postanowił więc na dobre powrócić do Ameryki.
Po nieudanych wojażach na Wyspach znowu uśmiechnęło się do niego szczęście i to w miejscu, w którym najmniej mógł się tego spodziewać. Trener Columbus, czyli klubu w którym zaczynał swoją karierę, szukał wówczas gracza właśnie o takim profilu jak Kei.
* * *
„Grę opieramy na dośrodkowaniach, więc potrzebowaliśmy odpowiedniej osoby do ich wykończenia” – mówił Gregg Berhlater po ponownym zakontraktowaniu piłkarza z Sierra Leone.
* * *
Powrót Keia do Crew okazał się strzałem w dziesiątkę zarówno dla zawodnika, jak i dla klubu. Napastnik zaliczył swój życiowy sezon, zdobywając 22 gole w lidze, a jego drużyna dotarła do finału rozgrywanego na własnym obiekcie MLS Cup. Od zdobycia upragnionego trofeum dzielił ich już tylko jeden mecz, w którym rywalem była inna z rewelacji rozgrywek – Portland Timbers. Mimo przewagi własnego boiska, gospodarze nie potrafili wykorzystać sprzyjających okoliczności i po fatalnym początku, gdy stracili bramki już w pierwszej i siódmej minucie, ostatecznie nie byli w stanie się podnieść.
Kamara, grając w tym spotkaniu z niedoleczoną kontuzją prawej nogi, dał nadzieje kibicom w 18 minucie, strzelając kontaktowego gola. Zdobyta bramka przywróciła wiarę i optymizm wśród jego kolegów, ale ostatecznie ekipie Columbus mimo heroicznych prób nie udało się wyrównać stanu rywalizacji i koniec końców przegrali 2:1. Sam napastnik wyjawił już po sezonie, że gdyby jego zespół zdobył puchar, poważnie rozważyłby zawieszenie butów na kołku. Tak się jednak nie stało. Kamara postanowił więc renegocjować warunki kontraktu. Roczne zarobki na poziomie 536,666 dolarów to wysokie standardy w MLS, ale niskie w porównaniu do najlepszych graczy ligi. Dla porównania, jego kolega z drużyny Federico Higaiun miał dwukrotnie większe apanaże, a MVP ubiegłego sezonu, Sebastiana Giovinco, inkasuje za rok gry 7 mln.
Sytuację na linii Kamara – Columbus szerzej opisuje ekspert od futbolu zza oceanu i komentator Major League Soccer na antenie Eurosportu – Adam Kotleszka.
„To typ zawodnika, a przede wszystkim człowieka, którego gwiazda musi świecić najjaśniej. Zawsze był bardzo pewny siebie, a sezon 2015 MLS, tylko go w tym utwierdził. Zdobył 22 gole i przegrał Króla Strzelców tylko z Sebastianem Giovinco. Od razu wynegocjował gwiazdorski kontrakt w Columbus i został Designated Player. A musicie wiedzieć, że Crew to nie jest klub taki jak chociażby LA Galaxy, gdzie zawsze roiło się od gwiazd. Kamara został dopiero czwartym “DP” w historii ekipy z Ohio i miał zarabiać nawet milion dolarów, co na warunki tego klubu było absolutnym kosmosem”.
Ostatecznie obie strony doszły do porozumienia i na początku marca Kei podpisał dwuletnią umowę, która gwarantowała mu zarobki na poziomie co najmniej miliona dolarów. Początek sezonu 2016 upewnił władze klubu co do słuszności tej decyzji – Kamara nie zatracił skuteczności z ubiegłego sezonu i w pierwszych 9 kolejkach zdobył 5 bramek. Jednak, jak to się mówi, „wszystko, co dobre, szybko się kończy”…
– W maju miał miejsce feralny mecz z Montrealem. Kamara zdobył już 2 gole, zaś następnie Crew dostali jeszcze karnego. Napastnik chciał skompletować swojego pierwszego hat-tricka, ale do jedenastki wyznaczony był Higuain i nie chciał jej oddać koledze. Panowie pokłócili się jak dzieci w piaskownicy, niemal wyrywając sobie piłkę z rąk. Ostatecznie to Argentyńczyk wykonał karnego, a po meczu Kamara nie szczędził cierpkich słów w jego kierunku. Columbus Crew to taki klub, gdzie nie bawią się w tańcu – po aferze z karnym rozwiązano kontrakt z Kamarą i oddano go do New England Revolution. Co z tego, że chłop w poprzednim sezonie wyciągnął za uszy drużynę do finału MLS? Trener Gregg Berhalter nie potrzebował w zespole ludzi, którzy nie potrafią się zachować”.
* * *
Po opuszczeniu Mapfre Stadium, 12 maja nasz bohater przeniósł się do New England Revolution, gdzie podpisał kontrakt do końca sezonu 2018 i dalej czerpie radość z gry, tak jak to miało miejsce w poprzednim sezonie.
Kamara jest wielkim kibicem Chelsea. Tak samo jak klub z Londynu nazywa się jego pies.
Kei z pewnością nie może czuć się spełnionym piłkarzem – ma już 31 lat na karku, a przez dziesięć lat gry w Major League Soccer i krótkim pobycie w Anglii wciąż nie udało mu się jeszcze wygrać żadnego trofeum. Pech jest tym większy, gdyż jego zespoły mają tendencję do zdobywania tytułu zaraz po jego odejściu. Na początku swojej przygody z piłką, po dwóch rozczarowujących sezonach w Columbus, Kamara pod koniec 2007 roku zdecydował się opuścić Crew, by w następnej kampanii oglądać swoich byłych kolegów wygrywających MLS Cup. Później zaliczył kilkusezonową tułaczkę po innych amerykańskich klubach. Gdy w 2013 roku ponownie zmienił otoczenie i opuścił Kansas City w poszukiwaniu szczęścia w angielskim Middlesbrough, Sporting zgarnął wszystko, co było możliwe. Dlatego nie może dziwić fakt, że doskwiera mu brak zdobytego mistrzostwa, przez co czuje, że jego kariera nie jest kompletna.
* * *
„Nie będę kłamał. Naprawdę potrzebuje chociaż jednego tytułu, aby poczuć, że nie jestem przeklęty.”
* * *
Mimo braku sukcesu drużynowego, piłka nożna nie zniechęca go. Wręcz przeciwnie – pochłonęła jego życie do tego stopnia, że w 2014 roku zaplanował ślub ze swoją obecną żoną Kristin na fazę grupową Mistrzostwa Świata. Powód był prosty – to jedyny moment, w którym nie miał żadnych zobowiązań wobec swojego klubu.
„Nie mieliśmy nawet miesiąca miodowego. Po prostu spakowaliśmy nasze torby, polecieliśmy do Anglii, po czym Kei rozpoczął okres przygotowawczy.” – mówi Kristin.
* * *
Mimo posiadania dużego majątku, 31-latek nie gromadzi swojego bogactwa tylko dla siebie i nie ucieka od swoich korzeni. Dlatego też pomaga między innymi uzdrowić szkolnictwo w Sierra Leone. Jego szeroka działalność charytatywna – w tym budowa szkoły wspólnie z innym rodakiem grającym w MLS, Michaelem Lahoudem – przyniosła mu w 2015 roku nagrodę MLS WORKS Humanitarian oraz nagrodę FIFPro Merit . Założona przez niego fundacja rozdaje również stypendia.
W styczniu tego roku Kamara odwiedził jedną ze szkół w Sierra Leone.
Oprócz typowej pomocy materialnej, Kei postanowił również wesprzeć swoją ojczyznę na tle zawodowym i mimo posiadania obywatelstwa amerykańskiego zdecydował się reprezentować kraj swoich przodków. Jednak z uwagi na szalejący brak profesjonalizmu w drużynie narodowej i z powodu chaosu organizacyjnego w tamtejszej federacji, przynajmniej na jakiś czas zrezygnował z gry w kadrze. Mimo to, Kamara stara się nie narzekać na swoje życie i bierze je takie jakim jest, a wszystkie okropności, które za młodu oglądał każdego dnia i które do końca życia zostaną w jego pamięci, miały pozytywny wpływ na jego życie. Nawet emocjonalne blizny, które męczą go do tej pory są dla niego powodem do wdzięczności.
* * *
„Nie życzę nikomu tego, co zdarzyło mi się, gdy byłem dorastającym dzieckiem i wszystkiego co widziałem w moim kraju podczas wojny domowej – ale dla mnie to naprawdę było błogosławieństwem. Wyciągnąłem wszelkie pozytywy z tych doświadczeń i naprawdę staram się pomagać, wracając do Sierra Leone i pomagając tamtejszym dzieciom.”
* * *
Przykre doświadczenia, które go spotkały, pomagają mu również łatwiej znieść niepowodzenia zawodowe . Przeżycia z młodości nie sprawiły, że stał się nieszczęśliwym człowiekiem. Przeciwnie – sam siebie opisuje jako duże dziecko, którego pasją jest właśnie pomaganie dzieciom. Tak więc gdy tylko pojawił się temat uchodźców i imigracji, Kei momentalnie zaczął zwracać uwagę na najmłodszych, którzy przecież nie mają nic wspólnego z atakami terrorystycznymi czy wojną domową.
* * *
„Wszyscy chcą przyjechać do Ameryki. Oczywiście, trudno otworzyć tak po prostu drzwi, ale w tym samym czasie musimy zwrócić uwagę na przyszłość, a prawdziwą przyszłością są dzieci.”
* * *
Kamara co prawda nie może kontrolować amerykańskiej polityki imigracyjnej, jednak może pomagać dzieciom. W tym roku planuje skupić działania swojej fundacji na renowacji szkół w Sierra Leone. Oprócz działalności charytatywnej 31-latek ma również pomysły na to, co będzie robił po zakończeniu kariery. Jednym z nich jest kariera w przemyśle rozrywkowym.
* * *
„To będzie zabawne, co powiem, ale chcę być jak Arnold Schwarzenegger. Po przylocie do USA osiągnąłem już wszystko. To jest Ameryka – wszystko jest możliwe.”
* * *
Kei Kamara to nietuzinkowa postać, która ma swoją barwną, ale również przygnębiającą historię. Mając w pamięci sceny z dzieciństwa i trudności, z jakimi musiał się mierzyć przez większość życia, wciąż mimo to stara się pomagać innym – szczególnie dzieciom – by nie musiały widzieć tego, co on, przeżywać tego, co on i nie zmagać się z tym, co on, czyli demonami przeszłości. Dlatego więc warto poznać historię takiego człowieka choćby po to, by docenić to, co mamy na co dzień.
Artur Kliński